11 lipca 2017, 13:20
„Podróż do kresu nocy”

Okrzyknięta skandalem, pełna wulgaryzmów, obsceniczności i kolokwialnego języka „Podróż do kresu nocy” zrewolucjonizowała XX-wieczną literaturę światową. Ulubiona książka Charlesa Bukowskiego, Henry’ego Millera i Philipa Rotha, będąca również źródłem inspiracji dla Jima Morrisona, doczekała się reedycji w Polsce – nakładem Czułego Barbarzyńcy ukazało się długo wyczekiwane dzieło, w zupełnie nowej szacie graficznej i uwspółcześnionym tłumaczeniu. Co tak bardzo urzekło tych niepokornych, zbuntowanych artystów w prozie Louis-Ferdinand Céline’a? Bliskość krwiobiegu, obnażona ze wszelkich złudzeń Francja lat 30. XX wieku – tym nęci swoich czytelników urodzony na przedmieściach Paryża pisarz.

Ferdynand Bardam (alter-ego autora) po wstąpieniu do kawalerii przekonuje się o absurdalności i koszmarze wojny; nie umiejąc się odnaleźć, zostaje zwolniony i okrzyknięty „jednostką bezużyteczną”. Mężczyzna podejmuje się różnych zajęć –  pracuje w koloniach brytyjsko-francuskich, przy taśmach Forda w Detroit, rozpoczyna praktykę lekarską w podparyskiej dzielnicy biedy (sam autor także z wykształcenia był lekarzem). Żadne z tych zajęć nie daje mu satysfakcji, zaciska jedynie coraz mocniej pętlę na jego szyi. W końcu wraz z dawnym znajomym z frontu wyrusza na poszukiwanie tytułowego „kresu nocy”.

Céline ustami swojego antybohatera głosi skrajnie nihilistyczne tezy; każde zdobyte doświadczenie widzi poprzez pryzmat okrucieństwa i bezsensu, zaś jego komentarze na temat ludzkiej natury i społeczeństwa są przesiąknięte schopenhauerowskim pesymizmem. Myśli o samotności i śmierci towarzyszą wciąż Bardamowi – klimat powieści udziela się czytelnikowi i bywa miejscami przytłaczający. W książce pobrzmiewa nuta egzystencjalizmu, gdzie człowiek – wrzucony samotnie w istnienie – zniewolony jest świadomością nieograniczonej wolności. Można wręcz rzec, że Céline jest prekursorem tego nurtu, podziela Satre’owski niepokój względem natury ludzkiej. „Podróż do kresu nocy”, nazywana „powieścią bez estetyzmu”, manifestuje jego brak także w warstwie językowej – francuski pisarz wplata język mówiony, wyłuskany z poprawności gramatycznej i regularności, bogaty z kolei w kolokwializmy i wyrażenia slangowe. Dlaczego? „Chcę, aby odczuwano. A jest to niemożliwe, gdy stosujemy wytworny styl i język akademicki. Może on być narzędziem w relacjach, w dyskusjach, przy pisaniu listu do kuzynki, ale zawsze pozostanie sztuczny i skostniały. Nie ma emocji. A tylko to się liczy”.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Monika Mańka

komentarze (0)

_