04 maja 2023, 11:47 | Autor: admin

Katarzyna Bzowska

 

Międzynarodowy Dzień Książki obchodzony jest co rok 23 kwietnia. Data ta została wybrana przez UNESCO nieprzypadkowo: w tym dniu w roku 1616 zmarli Miguel de Cervantes, William Szekspir i Inca Garcilaso de la Vega, przy czym datę śmierci Szekspira podaje się według kalendarza juliańskiego , a pozostałych dwóch –gregoriańskiego. Ustanowienie tego dnia ma na celu promowanie czytelnictwa, ochrony praw autorskich oraz zachęcanie do częstszych wizyt w bibliotekach i księgarniach.

W Wielkiej Brytanii Dzień Książki obchodzony jest 3 marca. Otóż w kwietniu często w tym czasie jest przerwa w szkołach, a na początku marca jej nie ma. Może dlatego w polonijnym Londynie w ostatnią niedzielę święto książki przedreptało niezauważone. Nie odbył się popularny kiermasz książek organizowany przez bibliotekę ani „Niedziela w księgarni”, czyli spotkanie z pisarzami. Po ostatnim spektaklu sztuki „Ścielę wieczne łoże” miało się odbyć spotkanie z autorem Markiem Otwinowskim. Niestety, pisarz nie dopisał.

W ostatnim czasie często zaglądałam do biblioteki. Lubię osoby tam pracujące. Są zawsze pomocne, gotowe do pogawędki o książkach i nie tylko. Lubię też popatrzeć na półki z książkami, ot tak, bez zastanawiania się czy są mi w tym momencie potrzebne. Czasem natykam się na coś czego się nie spodziewałam, a kiedy indziej jest to przyjaciel, spotkany przypadkowo po latach. Nie ma niestety nadmiaru tych, którzy książki i czasopisma czytają na miejscu ani wypożyczających je do domu. Biblioteka jest jednak bardzo potrzebna, bo obok książek znajdujących się na półkach dostępnych w pomieszczeniach na I piętrze ma ogromne zbiory przechowywane w magazynie, także kolekcje osobiste i emigracyjnych organizacji. Z tych zbiorów korzystają naukowcy i ludzie pióra zarówno mieszkający na stałe w Wielkiej Brytanii jak i przyjeżdżający z Polski.

Inaczej jest z księgarnią. Wyremontowane kilka lat temu wnętrze jest estetyczne, przestronne i puste. Lubię księgarnie, w których książki piętrzą się na stołach, można je dotknąć, obwąchać, posmakować. W POSK-owej księgarni książki ułożone są w taki sposób, że boję się je dotknąć, by nie naruszyć estetycznego wyglądu całości. Księgarnia w obecnej formie nie zachęca do spacerów w nieznane.

„Książki? Kto dziś je czyta? Przecież wszystko jest w internecie” – usłyszałam niedawno czekając na swoją kolejkę u fryzjera, gdy fryzjerka zauważył, że nie wyciągam z torebki telefonu komórkowego, ale właśnie książkę.

Rzeczywiście: kto dziś czyta książki? W mojej młodości, przynajmniej w Warszawie, gdy wszystko trzeba było „zdobywać” panowała moda na obnoszenie się z nowo wydaną książką. Nie chowało się jej do torby, a niosło w ręku w taki sposób, by widoczny był tytuł i nazwisko autora. Zdarzało się, że ktoś zatrzymywał na ulicy z pytaniem: „Gdzie to można dostać?” Ten pozytywny snobizm skończył się wraz z nastaniem kapitalizmu, który zapełnił półki, także te z książkami. Coraz mniej osób książki kupuje, a coraz więcej osób pisze, zwłaszcza wiersze i niestety później je wydają, na swój koszt, bo obecni wydawcy nie interesują się sprzedawanym przez siebie „produktem”. Ważniejsze jest ile dostaną „za usługę”.

Czy rzeczywiście wszystko jest w internecie? Mam co do tego wątpliwości, choć sama namiętnie przeglądam strony Google i nie mogą sobie przypomnieć, jak wyglądała praca, kiedy tego narzędzia nie było. Mieczysław Grydzewski całe dnie spędzał w Bibliotece Brytyjskiej. Dzięki googlowi dziennikarze nie muszą się ruszczyć z domu, by napisać tekst, zapewne ze szkodą dla czytelników.

Drugi z pozytywnych snobizmów, jaki zanikł, to była duma z domowych zbiorów książek. Odżył on podczas pandemii w specyficzny sposób: wielu polityków udzielając wywiadów telewizyjnych za tło mieli regały z książkami. Inni poszli w ich ślady. Ten rodzaj snobizmu zniknął równie szybko jak się pojawił. Tylko naukowcy wciąż cenią swoje domowe zbiory. Podobno wielu z nich marzy, by przeczytać wszystkie książki, które mają. 

Jorge Luis Borges napisał przed wielu laty krótkie opowiadanie „Biblioteka Babel”, pisał: „Wszechświat (który inni nazywają Biblioteką) składa się z nieokreślonej, i być może nieskończonej, liczby sześciobocznych galerii, z obszernymi studniami wentylacyjnymi w środku, ogrodzonymi bardzo niskimi balustradami. Z każdej galerii widać piętra niższe i wyższe: nieskończenie. Układ galerii jest niezmienny. Dwadzieścia szaf, po pięć szerokich szaf na każdy bok, wypełnia wszystkie boki prócz dwóch; ich wysokość, która równa jest wysokości pięter, przekracza zaledwie wzrost przeciętnego bibliotekarza. […] Kiedy ogłoszono, że Biblioteka obejmuje wszystkie książki, pierwszym wrażeniem było niezmierne szczęście. Wszyscy ludzie poczuli się panami nietkniętego i tajemnego skarbu. Nie było osobistego czy światowego problemu, którego szczegółowe rozwiązanie nie istniałoby w którymś sześcioboku. Wszechświat był usprawiedliwiony, wszechświat przybrał nagle nieograniczone rozmiary nadziei”. 

Podobnie było z internetem i najbardziej popularnym w nim Googlem. Nadzieje zniknęły. Obecnie coraz częściej pisze się o sztucznej inteligencji. Za namową mojej córki weszłam na stronę ChatGPT. To łatwiejsze w użyciu niż Google. Wystarczy zadać pytanie i w chwilę później otrzymuje się odpowiedź. Czasem błędną. Odniosłam wrażenie, że sztuczna inteligencja jest jak polityk, któremu dziennikarze zadają niewygodne pytanie, a on, jeśli nie zna odpowiedzi, zmyśla. Niektórzy potrafią opowiadać głupstwa z wdziękiem i chce się im wierzyć, inni nie.

Borges w zakończeniu „Biblioteki Babel” stawia pytanie: „Ty, który mnie czytasz, czy jesteś pewien, że rozumiesz mój język?” Ostatnio coraz częściej odnoszę wrażenie, że nie rozumiem współczesnego języka. Nie rozumiem tych wszystkich twitterów, hashtagów, instragramów itp. Moja inteligencja, nie sztuczna, ale ludzka, choć nadgryziona zębem czasu, nie potrafi sprostać tym nowym wyzwaniom. I nawet nie próbuję. Wolę sięgnąć po książkę, nie tylko z okazji jej święta.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_