20 lutego 2023, 12:42 | Autor: admin

Małgorzata Mroczkowska

Polska Brytania

 

 

I w Wielkiej Brytanii i w Polsce właśnie skończyły się ferie zimowe. Wielu rodaków mieszkających na co dzień ze swoimi rodzinami na Wyspach wyruszyło do ojczyzny. Nie będę ukrywać, że również ja sama rokrocznie jeździłam z dziećmi do Polski w zimowym okresie, by nie tylko skorzystać z okazji do kontaktu z dalszą rodziną, ale również, by dzieciakom pokazać, jak wygląda prawdziwa zima. 

W tym roku na szczęście nie było takiej potrzeby, bo śniegiem sypnęło również nad Tamizą i to na dłużej niż na kilka godzin. Zima była zimna, a lato miejmy nadzieję będzie upalne.

Pamiętam jak kilka lat temu jadąc z naszym synem do Zakopanego połowa samolotu startującego z Luton wypełniona była polskimi rodzinami z dziećmi. Harmider panował taki, że trudno było zebrać własne myśli. Najmłodsze pokolenie Polaków uciszyło się tylko i wyłącznie na tych kilka krótkich chwil, kiedy stewardessy rozpoczęły demonstrację korzystania z kamizelek ratunkowych w przypadku, gdyby samolot wodował. Po zakończeniu „pokazu” dzieci, jak to dzieci zaczęły głośno rozmawiać i biegać po wąskim korytarzu. Dzieci bardzo zbliżają. I nie mam na myśli zawierania przyjaźni z innymi dziećmi, co jest naturalne, ale zaprzyjaźnianie się rodziców tych dzieci między sobą. Kiedy tylko pilot dał sygnał, że można już rozpiąć pasy, sięgnęłam po książkę, którą przygotowałam sobie na czas podróży. Mój syn w tym czasie smacznie spał, chciałam więc skorzystać z wolnej chwili.

Nim zdążyłam jednak zerknąć na pierwszą stronę do moich uszu dobiegł damski głos kobiety siedzącej w rzędzie przed nami.

– Czy możesz zostawić tę książkę! – krzyknęła.

Zbaraniałam i podnosząc głowę znad lektury spojrzałam przed siebie celem namierzenia właścicielki owego głosu, który był bardzo stanowczy.

Kobieta przede mną była całkiem młoda, miała blond włosy, chociaż akurat kolor nie ma w tej historii najmniejszego znaczenia. Szybko ustaliłam, że pani siedząca z przodu nie zwracała się do mnie, tylko do własnego dziecka płci żeńskiej. Odetchnęłam z ulgą, że to nie do mnie była ta uwaga, ale przy okazji zainteresowałam się, co to za matka, która zabrania dziecku czytać książki? Wszak większość rodziców marzy raczej o takiej sytuacji. Na szczęście dla mnie sytuacja miała za chwilę się wyjaśnić.

– Prosiłam cię tyle razy, żebyś czytała polskie książki, prawda? – kobieta pokiwała z politowaniem głową.

– But, mum, I can’t… – odpowiedziała jej na to córka, również blondynka, lecz w przeciwieństwie do matki, naturalna.

– I znowu mówisz po angielsku, Nicole! – westchnęła matka z głębokim niezadowoleniem – Tyle razy prosiłam, żebyś mówiła po polsku, zwłaszcza teraz…

– But why…?

– Bo jedziemy do Polski, do babci jedziesz i chcesz mówić do niej po angielsku? No pomyśl, jak to będzie wyglądało? – kobieta nie była zadowolona.

– We live in England, mum. And I want to read my book…

– Nie dyskutuj ze mną. I mów po polsku. Ćwicz polski, tyle razy ci to mówiłam.

Wzięłam głęboki oddech celem uspokojenia się. No bo jak to biedne dziecko ma podczas dwugodzinnego lotu ćwiczyć język polski? W tak krótkim czasie nawet geniusz byłby bez szans. Dlaczego owa mama nie znalazła wcześniej czasu na ćwiczenie polskiego z dzieckiem, pozostało dla mnie tajemnicą. 

Nie miałam ochoty dłużej przysłuchiwać się tamtej rozmowie, bardzo chciałam ten czas przeznaczyć na lekturę ulubionej książki, jednak sytuacja w samolocie nie była przyjazna czytaniu.

Otóż z mojej lewej strony inna kobieta rozmawiała z ojcem, który jechał z synem na ferie do dziadków w Warszawie, o czym dowiedzieliśmy się wszyscy wokół, bo rozmawiali dość głośno.

– Zastanawiam się, jak pan sobie radzi z kosztami opieki nad dzieckiem w Londynie? – zapytała głośno kobieta – Przecież to musi majątek kosztować.

– Nie jest tak tragicznie – odpowiedział tymczasem ojciec kołysząc malucha, który nie bardzo chciał spać, a zdaje się, że była na to już pora – Żona w dzień siedzi z małym, chodzi do pracy na pół etatu, kiedy ja odsypiam nockę i wtedy pilnuję małego. Wymieniamy się opieką i jakoś dajemy radę, proszę pani.

– Czyli mijacie się z żoną?

– No jakoś trzeba sobie radzić – odpowiedział.

– A babcia?

– Właśnie do niej jedziemy!

– Przydałaby się na miejscu, co? Kiedyś bez babci dzieci się nie wychowywały, nie to co teraz.

– Jeśli mam być szczery, to babcia jest za młoda, żeby do nas przyjechać i pomóc przy wnuku. Moja mama ma jeszcze dziesięć lat do emerytury więc nie ma o tym mowy.

– No tak, a wynająć babci się przecież nie da… – uśmiechnęła się kobieta.

– Da się, proszę pani, w Londynie wszystko się da i nawet z żoną o tym myśleliśmy. 

– Co pan powie?

– Na naszej ulicy mieszka starsza pani, Angielka, która za opłatą odbiera dzieci ze szkoły i zabiera do swojego domu, a potem rodzice wracając z pracy odbierają od niej dzieci. Córka sąsiadów też u niej spędza popołudnia po szkole. Jak nasz syn trochę podrośnie, to pewnie też skorzystamy z jej usług, o ile będzie miała jeszcze wolne miejsce.

Rozmowa tych dwojga obcych sobie przecież osób przypomniała mi, że także zmagałam się z problemem zorganizowania opieki dla moich dzieci w mieście Londyn. Zanim córka wyfrunęła z domu bywało, że zawoziliśmy ją na lotnisko i pod opieką załogi pokładowej wysyłało się ją na ferie czy wakacje do Polski. Za taką usługę trzeba było dodatkowo zapłacić, ale była to dobra opcja dla zapracowanych rodziców. To były nasze początki na emigracji i nie stać nas było, na luksus latania w tę i z powrotem, poza tym nie zawsze przysługiwał urlop. Początki każdego emigranta są ciężkie, zresztą później wcale nie jest łatwiej. Mam wrażenie, że kłopoty nigdy nie opuszczają ludzi, tylko starzeją się razem z nami. Co z tego, że teraz nie potrzebujemy już niani do córki, skoro być może niebawem będziemy potrzebować opiekunki tym razem dla naszych rodziców, a może i dla nas samych…? 

Cokolwiek by się jednak nie zadziało, na co i tak pewnie nie będziemy mieć wpływu dobrze jest w tym chaosie zwanym życiem zachować pogodę ducha. I patrzeć z nadzieją w przyszłość. I cieszyć się życiem, tak jak dzieci z tamtego samolotu. Wszystkie były szczęśliwe i bardzo podekscytowane lotem do dziadków w Polsce. Warto brać z nich przykład i nie dać się problemom. Damy radę. Kto, jak nie my?

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_