21 września 2012, 14:55 | Autor: Jolanta Potocka
Z muzyką związana jestem genetyką

Z Octavią Kawecką flecistką, piosenkarką, kompozytorem i producentem rozmawia Jolanta Potocka

 

Czy z muzyką na „ty” jest pani od dzieciństwa?

– Z muzyką związana jestem może nie tyle pępowiną, co genetyką. Cóż zrobić „dostałam taki gen”, sztuka to także moja ogromna miłość. Jestem sztukomanem.

 

Gra pani na flecie, śpiewa, jest kompozytorem i jednocześnie producentem. Jak pani łączy te wszystkie muzyczne pasje?

– Nuda jest dla mnie czymś obcym. Myśli muzyczne można ubrać i wyrazić w różny sposób i malować różnym kolorem. Każdy instrument będzie przedstawiać inny. Energia mnie rozpiera, a ponieważ mam wiele pomysłów, to jako producent staram się, by ich wykonaniem pokierować zgodnie z moim natchnieniem i pomysłem. Mam fantastycznych przyjaciół-artystów, którzy decydują się na pracę ze mną, choć podobno jestem uparta i bardzo trudna. Od dziecka też uwielbiam improwizować, komponować – jednym słowem tworzyć. W końcu umiejętność „tworzenia” to cecha, która odróżnia nas od zwierząt i uważam, że każdy człowiek powinien tę zdolność pielęgnować w sobie. Niezależnie, czy urządza mieszkanie, czy zajmuje się gotowaniem, czy np. komponuje muzykę.

 

Związana jest pani z Warszawą, bo tutaj ukończyła pani Warszawski Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina w klasie fletu poprzecznego. Jak wspomina pani ten okres swojego życia?

– Dyplom mam z Warszawskiej uczelni. Kocham Warszawę. Uważam, że Łazienki Królewskie to miejsce unikatowe w Europie. W Warszawie ukończyłam też liceum i podyplomowe Studium Jazzowe – wokalistykę jazzową. Jest to miasto bardzo wszechstronne. Zresztą Londyn również. Doceniam także małe miejscowości w Polsce, ludzi, którzy pochodzą z nich i jedzenie. Polacy są wyjątkowi. Moja profesor od fletu Grażyna Gołaszewska, którą miałam w Polsce, jest z Białegostoku.

 

Skąd czerpie pani inspiracje do swoich kompozycji?

– Z ludzkich doświadczeń, które mnie poruszają. Dotykam też tematów politycznych. Jestem może trochę stronnicza… Tak, więc w piosenkach o miłości bliska jest mi „kobieca solidarność”.

 

Nie tylko jazz, ale i klasyka znajdują się w pani repertuarze. Czy śpiewa pani jeszcze jakieś inne gatunki muzyki?

– Nie zastanawiam się nad gatunkami muzyki, na pewno nie uważam się za muzyka jazzowego, lecz kochającego jazz. Staram się tworzyć po swojemu. Lubię muzykę „do tańca i do różańca”. A wkładanie do szufladek zostawiam tym, którzy mają więcej czasu.

 

Otrzymała pani Oscara Jazzowego w kategorii Nowa Nadzieja i to za debiutancki album, czy spodziewała się pani takiej nagrody?

– Zdecydowanie nie. Kiedy byłam akurat za granicą otrzymałam telefon z zaproszeniem na rozdanie nagród. Powiedziałam, że dziękuję za zaproszenie, ale czy jest sens abym przyjeżdżała… Myślałam w tamtym momencie o studiach poza muzycznych. Bardzo mnie poproszono bym przyleciała, więc tak się stało – cóż nagrody dodają skrzydeł.

 

Czym kieruje się pani grając jazz?

– Intuicją, wiedzą, fantazją i swoim poczuciem humoru.

 

Pani repertuar jest bardzo szeroki. Nagrała pani również kolędy

– To świetne móc dzielić się polską tradycją za granicą z rodakami. Szczególnie, że ja kocham polskie kolędy. Wykonanie ich nie jest łatwe. Starałam się nie przekombinować…, a jednocześnie włożyłam do tych nagrań coś z siebie. Myślę, że publiczność Wielkiej Brytanii będzie miała możliwość je usłyszeć tej zimy.

 

Przebywając od jakiegoś czasu w środowisku muzycznym Londynu nagrała pani kilka albumów muzycznych, w tym muzykę sakralną. Wydała też pani album pt. „Nessum Dorma” G. Pucciniego, który zadedykowany został pamięci Jana Kiepury. Dlaczego wybrała pani właśnie jego?

– Marzyłam o nagraniu płyty z orkiestrą. Po jednym z koncertów dostałam propozycję, aby zrealizować taki album, zadedykowany Kiepurze. Zadzwoniono do mnie również z Polskiego Radia, zachęcając do nagrania płyty z muzyką międzywojenną i powojenną. Pomyślałam sobie: „mam szczęście” i chwilę później ruszyła produkcja. Nie było jednak łatwo… To dość nowatorskie przedsięwzięcie, w nagraniu „Nessun Dorma” użyliśmy tzw. loopy, sample itp. Wykorzystałam też nagrania big-bandu z dj-em. Wymarzyłam sobie też zaśpiewać z Kiepurą. Dzięki współczesnej technice, udało się. To było ekscytujące. Niektórzy nawet twierdzą, że to najlepszy utwór na płycie. Cieszę się, że popiera się nowatorskie projekty i umożliwia się tworzenie młodym. To była wielka przyjemność.

Muzyka sakralna natomiast, to wielkie wyzwanie dla osoby w moim wieku. Sięgnęłam po tematy muzyki średniowiecznej, a nawet antycznej – hymn „Jesu Dulcis Memoria”, czy „O stworzycielu Duchu Przyjdź”. To niesamowite uczucie spotkać się w 2012 roku przy akompaniamencie orkiestry, która niesie solistę, jak na skrzydłach, lutni i współczesnej elektroniki, z tak archaicznym hymnem. To piękne doświadczenie. Myślę, że bliskie filmowym obrazom. Zaśpiewałam po łacinie, chcąc sięgnąć do naszych europejskich korzeni. Na świecie jest tyle agresji, że jestem przekonana, że czasami każdy z nas chce dotknąć świata z innej strony i na to pozwala muzyka sacrum. Mam nadzieję, że będzie niebawem szansa na takie koncerty w Londynie.

 

Jaką muzykę zaprezentuje pani na Koncercie Konfraterni Artystów Polskich?

– Wystąpię jako flecistka, w duecie. Muzyka będzie reprezentować słowiański romantyzm, delikatność brzmienia fletu z włoskim temperamentem i wszechstronnością brzmieniową fortepianu. Nie zabraknie więc Chopina. To oczywiście tak ogólnie. Nie lubię mówić o muzyce. Jestem twórcą, a nie analitykiem, bądź dziennikarzem. Mistycyzm muzyki koncertowej polega na jej niepowtarzalności, nieuchronności końca i nieuchwytności słownej. Zapraszam na koncert i moją stronę internetową www.facebook.com/octaviagroup

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jolanta Potocka

komentarze (0)

_