Bralczyk: Profesorze, jaka jest pańska legitymacja do nauczania pięknej polszczyzny?
Miodek: Posiadam miękkie umiejętności, które nabyłem w międzyczasie.
Markowski: Tylko czy procedura była wystarczająco transparentna.
Brawurowa opowieść o słowach, których obecnie tak chętnie nadużywamy. Wybitni profesorowie: Jan Miodek, Jerzy Bralczyk i Andrzej Markowski przypatrują się nawykom językowym Polaków, przeprowadzają przez labirynty znaczeń, tłumaczą modne zwroty i ganią (zwłaszcza osoby publiczne) za używanie tych błędnych.
Aplikacja, projekt, transparentny, procedura… Wszystkich tych słów używamy w nieodpowiedni sposób. A raczej – na skutek wpływu języka angielskiego – stworzyliśmy im zupełnie nowe znaczenia niż miały pierwotnie w języku polskim. Takich wyrazów jest jednak znacznie więcej, a ich nadużywanie mówi o nas więcej niż niejedna socjologiczna rozprawa.
W znany sobie lekki i humorystyczny sposób językoznawcy przybliżają czytelnikom meandry współczesnej polszczyzny atakowanej przez terminologię komputerową z jednej strony i lingwistyczną pomysłowość „gimbazy” z drugiej. Nasiąknięty kalkami z obcych języków, polski przestaje czerpać z dotychczasowych, słowiańskich korzeni i staje się internacjonalną hybrydą, w której „kejsy trzeba wysyłać asap, bo jest dedlajn”. Jak się na to zapatrują mistrzowie polszczyzny? Obczajają zwroty i słowa, mają polewkę z „pozytywnie zaprogramowanych” i pochylają się nad wyautowanym targetem.
„W trzy po 33” filologiczne przemyślenia okraszone są anegdotami i cytatami z bieżącej prasy, telewizji i internetu, przez co daleko im do naukowej rozprawy, a bliżej do zbioru żartobliwych opowiastek. Na humorystyczny wydźwięk książki wskazują już same tytuły rozdziałów, wśród których możemy znaleźć: „Hejtuję, więc jestem”, „Chandra w dołku”, „Focia z foczką” czy „Prawilny tępi frajerstwo”.
Profesorowie Miodek, Bralczyk i Markowski zwracają także uwagę na słowa, które ewoluowały i zaczęły mieć nowe znaczenia (wśród nich na przykład czasownik „podejrzewać”), nierzadko naśmiewają się nieco z napuszenia i prób podwyższenia swojego statusu za pomocą nieudolnych (i nieodpowiednich) struktur językowych („dzień dzisiejszy” czy „w każdym bądź razie” to nie są poprawne formy!). Bo obciachem jest używać słowa „destynacja”, a „dieta” nie ma nic wspólnego z odchudzaniem. „A potem to już tylko jazda, czasami bez trzymanki, przez słowa, które znamy doskonale, choć często może się okazać, że nam się tylko tak wydaje”…