13 lutego 2014, 11:57 | Autor: Małgorzata Bugaj-Martynowska
Edukacja i wspólnota w polskiej szkole

Z Małgorzatą Lasocką, dyrektorem PSS im. Marii Skłodowskiej-Curie na Putney-Wimbledon, wiceprezesem PMS oraz laureatką Honorowej Nagrody „Człowieka Roku” Dziennika Polskiego, rozmawia Małgorzata Bugaj-Martynowska.

 

Z edukacją polonijną na Wyspach związana jest Pani od ponad 30 lat…

– Od 1983 pracuję w polskiej szkole im. Marii Skłodowskiej-Curie, ale od 1981 roku w ogóle w szkolnictwie polskim na obczyźnie.

Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

 

Jak rozpoczęła się ta przygoda…? Podobno zamiar był taki, aby pracować w polskiej szkole, tylko przez dwa lata?

– Moja przygoda za szkołą rozpoczęła się za sprawą mojego męża. Wiedział jak bardzo tęsknię za krajem, rodziną i gdy dotarła do niego wiadomość o braku nauczyciela w jego dawnej szkole na Balham, sam mnie namówił. Wówczas kierownikiem szkoły był pan Maik. Zostałam tam bardzo miło przyjęta. Z tamtych czasów pamiętam przedwojenną mapę Polski, która służyła jako pomoc dydaktyczna, a w mojej klasie było sześcioro uczniów, sami chłopcy. Byłam w ciąży, ale bardzo ambitnie i często do nocy przygotowywałam się do zajęć. To był szczególny czas, okres stanu wojennego. Pod koniec roku szkolnego urodziłam córkę, a w następnym roku rozpoczęłam pracę w szkole na Putney, gdzie kierownikiem była wówczas Hanna Kościa. Klasy nie były liczne, wszyscy w szkole się znali. Dzisiaj myślę, że bez polskiej szkoły trudno byłoby mi tutaj przetrwać. To była moja polskość w czasie, kiedy kontakt z Polską nie był łatwy i skutkiem tego nie tak częsty jak dzisiaj. Dzięki szkole poznałam wielu wspaniałych, ciekawych ludzi, zdobyłam wiele doświadczenia  i ciągle się uczę. Mam wiele niezapomnianych wspomnień. Niestety nie wszystko było tak różowe. Bardzo przeżyłam śmierć dwojga naszych uczniów a obecnie mamy chłopca, który od sierpnia przebywa w śpiączce..

 

Praca w szkole to ogromne poświecenie, nie zawsze udaje się godzić życie rodzinne i zawodowe z sobotnim wyzwaniem…

– To jest pasja. Mogę powiedzieć, że kocham pracę w szkole, która jest ważna, ale nie najważniejsza, bo to miejsce zdecydowanie należy do rodziny. Jednak prawie nigdy nie mieliśmy rodzinnych weekendów, nie mogliśmy nigdzie pojechać. Czułam, że powinnam być zawsze w szkole, że powinnam więcej pomagać dzieciom, których oboje rodzice urodzili się w Anglii, niż swoim. W naszym domu zawsze mówiło się po polsku, dzisiaj nasze dzieci zaangażowane są w sprawy polskie. Korzystam też z pomocy i uwag mojej dorosłej już córki, też nauczycielki, którą zaprosiłam do polskiej szkoły.

 

Brała Pani udział w przygotowaniu podstawy programowej dla szkół polonijnych.

– To miało miejsce sześć lat temu i stało się również za sprawą mojego męża, który pracował w Ministerstwie Finansów. Z Polski przyjeżdżała reprezentacja z wiceministrem Krzysztofem Stanowskim na czele, która chciała przyjrzeć się pracy nauczycieli i dzieci zarówno w polskiej, jak i brytyjskiej szkole. Celem wizyty było rozeznanie, jak wygląda pomoc w dziedzinie edukacji dla polskich dzieci na Wyspach. Wśród osób, które przyjechały była m. in. dr Grażyna Czetwertyńska, odpowiedzialna później za koordynowanie prac nad podstawę programową. Udało się wszystko zorganizować. Czułam, wtedy po raz pierwszy, że osoby, które tutaj przyjechały były szczerze zainteresowane naszą pracą. Nigdy wcześniej nie mieli okazji aby zobaczyć, jak funkcjonuje polska szkoła prowadzona społecznie przez 50 lat i jakie są jej potrzeby. Nasi goście mieli okazję odwiedzić szkołę przy ambasadzie RP, szkołę PPS na Putney, spotkać się na Devonii z nauczycielami z innych szkół i przedstawicielami PMS. Doszli chyba do wniosku, że sposób nauczania, prowadzenia zajęć oraz poziom przekazywanej wiedzy dzieciom w szkołach uzupełniających jest zróżnicowany, ale w sumie nie odbiega bardzo od programu realizowanego w szkole przy ambasadzie. W szkole na Putney miały miejsce osobne spotkania z rodzicami i nauczycielami. Można powiedzieć, że to spotkanie dało początek prac nad podstawą programową. Owocem tego było spotkanie nauczycieli polskich z prawie całego globu w Sulejówku, a potem kolejne spotkania trzy razy w roku w różnych ośrodkach MEN, w których miałam zaszczyt uczestniczyć. Nie było łatwo, bo ile krajów, systemów nauczania – tyle zdań. Jednak dyplomacja dr Czetwertyńskiej oraz jej dobór ekspertów z Polski doprowadziły do opracowania Nowej Podstawy Programowej, ewenementu na skalę światową.

 

Czy nauczyciele w Pani szkole korzystają z tej Podstawy Programowej?

– My korzystamy, a co więcej, opierając się na niej, przygotowaliśmy w szkole własny rozkład materiału na każdą z klas. Nie wiem, jak wygląda sytuacja w innych szkołach. Obawiam się, że niektórzy nauczyciele nie są zaznajomieni jeszcze wystarczająco z nową podstawą i ramami programowymi. Na pewno wiele pracy przed nami. Potrzebne są dodatkowe szkolenia.

 

Powstał też elektroniczny podręcznik Włącz Polskę.

– Tak, to bardzo przemyślany zestaw materiałów edukacyjnych dla dzieci polskich uczących się zagranicą. Podręcznik, dostosowany do bardzo zróżnicowanych potrzeb uczniów polonijnych, składa się z gotowych zestawów zajęć oraz możliwości konstruowania własnych. Możemy wybierać kategorię wiekową oraz przedmiot i poziom zaawansowania językowego oraz dobierać spośród nich odpowiadające materiały, z których system ułoży indywidualny podręcznik. To duże pole do popisu dla nauczyciela.

Nauczyciele oczywiście wolą otrzymać gotowy podręcznik, ponieważ na co dzień wykonują inną pracę i brakuje im czasu na przygotowanie się do lekcji w polskiej szkole. Ale nauczyciel nie może ograniczać się tylko i wyłącznie do podręcznika. Po latach pracy w szkole jestem sceptycznie nastawiona do korzystania z gotowego podręcznika, widzę tego dobre i złe strony.

Nie jestem przeciwna korzystaniu z podręcznika, zwłaszcza w młodszych klasach, ale uważam, że nauczyciel powinien mieć przede wszystkim dobry rozkład/plan zajęć i dostosowywać się do ucznia, a nie do podręcznika. Uważam, że potrzebne są szkolenia nauczycieli i wdrażanie w korzystanie z Podstawy Programowej. To naprawdę dobry materiał. Podręczniki się dezaktualizują, nawet jeżeli napiszemy dobry podręcznik, to może okazać się, że za dwa lata będzie on już nieodpowiedni dla kolejnych roczników. Mamy wspaniałych nauczycieli, którzy są pasjonatami i którzy chcą się uczyć. Właśnie tych nauczycieli trzeba przygotować do pracy bez używania gotowego podręcznika.

 

Dlaczego ważne jest aby łączyć nauczanie w polskiej i angielskiej szkole?

– Ważne jest aby nauczyciele w polskich szkołach znali system angielski. Nie możemy być odizolowani od środowiska, w którym żyjemy. Rodzice częściowo znają ten system, bo ich dzieci chodzą do angielskich szkół. Jeżeli np. dzieci w angielskiej szkole poznają litery, w polskiej szkole jest już łatwiej wprowadzić alfabet. Jeżeli dzieci w angielskiej szkole uczą się o II wojnie światowej, można ten temat podjąć i w polskiej szkole pod kątem udziału Polaków w tej wojnie.

 

Najbardziej pożądany nauczyciel w polskiej szkole powinien cieszyć się doświadczeniem zdobytym w angielskiej szkole?

– Idealnym dla mnie nauczycielem w polskiej szkole byłaby osoba, która w angielskiej szkole nie jest nauczycielką/em, ponieważ nauczyciel w angielskiej szkole ma bardzo dużo pracy, ale asystent nauczyciela ma lepszą sytuację. Ma on możliwość obserwowania i uczenia się, a dodatkowo, jeżeli jest nauczycielem z Polski, jest z pewnością cenionym asystentem w szkole angielskiej. Osoba będąca asystentem nauczyciela w angielskiej szkole byłaby idealnym nauczycielem w tym samym roczniku dzieci w polskiej szkole. Ważna jest też wzajemna współpraca między szkołami. Polska szkoła mieszcząca się w angielskiej szkole może stanowić ośrodek wsparcia dla polskich dzieci w szkołach brytyjskich.

 

Jakie najważniejsze zmiany obserwuje Pani w szkolnictwie polonijnym po 2004 roku?

– Głównie zmiany dotyczą ilości dzieci w szkołach. Brakuje miejsc w szkołach, to największa bolączka. Jest dużo chętnych, ale brakuje szkół. Drugą istotną zmianą jest fakt, że zostaliśmy jako szkoły-instytucje zauważeni w Polsce. Otrzymaliśmy też dużą pomoc finansową. Dzisiaj jest wyższy poziom języka polskiego w szkołach. W starszych klasach uczą się dzieci, które częściowo urodziły się w Polsce, natomiast w młodszych przeważają dzieci urodzone w UK.

 

W ostatnich latach obserwujemy powstawanie nowych szkół. Powszechnie wiadomo, że szkoły uzupełniające są autonomiczne, co z kolei sprowadza się do faktu, że nie wszystkie spełniają określone wymogi. Śmiało można powiedzieć, że wśród nich istnieją dobre i złe szkoły pod kątem edukacji, organizacji, wymogów, administracyjno-prawnych itp. Jakim warunkom szkoły powinny sprostać, aby mówić, że są szkołami godnymi polecenia?

– Proste pytanie, ale trudna odpowiedź. Nie wiem, czy potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Uważam, że szkoła powinna zadbać o każdego ucznia, zarówno tego, który urodził się w Wielkiej Brytanii, jak i tego, który urodził się w Polsce. Program nauczania powinien być dostosowany do indywidualnych możliwości ucznia. Szkoła powinna być życzliwa, otwarta, nauczyciele wyrozumiali. Szkoła powinna być zorganizowana, opierać się na wzajemnej współpracy dyrektora z nauczycielami i rodzicami. W każdej szkole powinny mieć miejsce częste szkolenia dotyczące tej współpracy. Szkoła to wspólnota, instytucja wzajemnie wspierająca się. Rodzice mają potrzebę spotykania się, wspierania w trudnych dla nich chwilach, muszą czuć, że polska szkoła, to ich szkoła. To przyciąga innych rodziców i ich dzieci. Dla rodziców posyłanie dzieci do polskiej szkoły i angażowanie się w życie szkoły to wielki wysiłek. Szkoła to nie tylko nauka, można to zrobić na prywatnych lekcjach. Najważniejsza jest wspólnota, którą tworzymy w szkole. Jeżeli dzieci i rodzice dobrze czują się w polskiej szkole, mają tam przyjaciół, to będą chcieli do szkoły przychodzić. To wielki wysiłek rodziców i inwestycja w przyszłość swojego dziecka. Najtrudniej jest i rodzicom, i dzieciom, kiedy dzieci osiągają wiek ok. 14 lat. Potem już dzieciom  (młodzieży) się „opłaca”, bo zdają egzamin GCSE, AS i A2 z języka polskiego. Mają z tego korzyści.

Prowadzenie polskiej szkoły wymaga wysiłku z każdej strony, bardzo ważną rolę w szkole pełni prezes Zarządu Szkoły. Obecnie współpracuję już z ósmym prezesem i z każdym z nich łączyły mnie bardzo dobre relacje. Każdy z nich wprowadzał coś nowego; mam wiele do zawdzięczenia wszystkim byłym i obecnym członkom Zarządu Szkoły. Rodzice wzajemnie przekazują sobie wiedzę i wprowadzają nowe pomysły. Nie wszystkie należą do mnie.

 

Ale większość? Z pewnością te pomysły, których Pani jest autorem cieszą się dużym powodzeniem. Mam na myśli chociażby: wycieczki, sponsorowane dyktando, konkursy, festiwal „Wierszowisko”. Regulamin tegorocznej edycji już został wysłany do szkół.

– Festiwal dowodzi temu, że mamy bardzo zdolne i utalentowane dzieci. W tym roku będzie jego trzecia edycja. Festiwal był czymś nowym, a ludzie są spragnieni rzeczy nowych. W angielskich szkołach dzieci nie uczą się niczego na pamięć, a na festiwal trzeba było nauczyć się wiersza. Tylko w naszej szkole wierszy nauczyło się ponad 150 dzieci. W tym roku festiwal będzie w pewnym sensie trudniejszy, ale przez to wydaje się być ciekawszy. Jego finał będzie miał miejsce 29 czerwca w Sali Teatralnej POSK-u. Natomiast 19 października odbędzie się również w POSK-u finał Konkursu Historycznego przeznaczonego dla młodzieży szkół sobotnich. To jest nowość. Wkrótce szkoły otrzymają zakres tematyczny i regulamin konkursu. Jest sporo czasu, ale już trzeba zaczynać się uczyć.

 

Konkursy wydają się być łatwą do zorganizowania rzeczą w porównaniu do zrealizowania przez Panią pomysłu z otwarciem filii szkoły im. M. Skłodowskiej-Curie na New Malden trzy lata temu?

– Szkoła została otwarta dokładnie dla tych dzieci, które z powodu braku miejsc nie mogły być uczniami szkoły na Putney-Wimbledon. Pomogła w tym Violetta Ramnarace, (obecnie dyrektor) była prezes naszej szkoły, która podjęła się tego wyzwania zupełnie bezinteresownie, jej dzieci były uczniami w szkole na Putney-Wimbledon. Pozostało nam tylko przekonać rodziców, że w szkole na New Malden będzie realizowany dokładnie ten sam program nauczania. Dzisiaj w szkole uczy się 150 dzieci, szkoła działa już zupełnie samodzielnie, ale zawsze osoby odpowiedzialne za jej funkcjonowanie mogą liczyć na nasze wsparcie. Jesteśmy dumni, że udało nam się zrealizować to przedsięwzięcie , tak jak jesteśmy dumni z wielu wyzwań, które podejmowane są w szkole, m.in. dyrektor placówki nie odmówiła edukacji dziewczynce, która porusza się na wózku inwalidzkim. Cieszę się z ich sukcesów.

 

Nie we wszystkich szkołach byłoby to jednak możliwe. W polskich szkołach brakuje specjalistów – logopedów, psychologów Szkoły często potrzebują wsparcia w zakresie prowadzenia edukacji np. z dziećmi autystycznymi…

– Powinny być organizowane spotkania, fora dyrektorów, na których mogliby dzielić się swoimi problemami. Są to zupełnie nowe rzeczy i w dodatku indywidualne przypadki. Trzeba tutaj liczyć na wzajemne wsparcie i nie wiem na ile Macierz mogłaby być takim „nocnym pogotowiem”, bo jest tylko ochronnym parasolem szkół, ciałem doradczym i nie może ingerować w ich działalność. Przyznaję, że problemów jest dużo, często nowych, które mnie także zaskakują, mimo że mam wieloletnie doświadczenie w pracy w szkole. Jestem często matką, nauczycielem, przyjacielem, rodzicem w szkole, a jednocześnie powinnam zachowywać dystans do ucznia i do rodzica.

 

Dwa tygodnie temu nauczyciele, Zarząd, rodzice ze szkoły na Wimbledon przygotowali dla Pani prawdziwą niespodziankę z okazji XX-lecia prowadzenia szkoły…

– To był niezapomniany weekend. Wszystko odbyło się w zupełnej konspiracji. Powitała mnie cała szkoła, był apel, piosenki, wiersze, laurki, specjalny biuletyn. Rodzice ze wszystkich klas upiekli ciasteczka. Moim zadaniem było skosztowanie ciasteczek ze wszystkich klas. Podczas uroczystości obecna była p. Hanna Kościa – dawna kierowniczka, prezesi Zarządu Szkoły, prezes PMS Aleksandra Podhorodecka, nauczyciele, rodzice i dzieci. Wszyscy włożyli wiele pracy w przygotowanie tej imprezy. Uwieńczeniem dla mnie była msza św. w niedzielę, która zakończyła się okrzykami harcerskimi na moją cześć. Było bardzo miło. To były pełne wzruszeń, chwile których nie zapomnę.

 

Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_