09 października 2013, 12:14 | Autor: Małgorzata Bugaj-Martynowska
Mała Polska w sercu Ealingu

Już po raz czwarty miał miejsce Festiwal Polski na Ealingu. Impreza odbyła się tradycyjnie na skwerze Haven Green, a gościem honorowym był Ambasador RP Witold Sobków, który dokonał otwarcia Festiwalu. Nie zabrakło także innych pracowników Wydziału Konsularnego Ambasady Polskiej w Londynie, jak i przedstawicieli organizacji polonijnych, a także dyrektorów i nauczycieli polskich szkół sobotnich.

Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

 

Kapryśna pogoda przeganiała rodziny z dziećmi, które skrywały się pod parasolami i pobliskimi drzewami, aby przeczekać przelotny deszcz – kolejny w tym dniu. – Toteż frekwencja z pewnością mogłaby być wyższa, ale przynajmniej nie trzeba było stać w długich kolejkach do atrakcji dla dzieci, jak bywało w latach poprzednich – mówił Tomasz, jeden z uczestników Festiwalu, rodzic siedmioletniego Kajetana. – Posyłam syna do polskiej szkoły, zabieram go do teatru w POSK-u, do polskiego kościoła na Ealingu i zabrałem go dzisiaj na Festiwal, bo uważam, że żyjąc na emigracji musi wiedzieć i rozumieć, czym jest nasza kultura – powiedział Tomasz Zawadzki.

– Jestem na Festiwalu po raz trzeci, bywałem w latach ubiegłych, bo jestem ciekawy imprez skierowanych do Polaków. Mieszkam na emigracji dziewięć lat i brakuje mi tutaj polskości, takiej prawdziwej z tzw. „krwi i kości”, gdzie można by było się poczuć trochę przez chwilę jak u siebie, w swoim rodzinnym kraju. Doceniam starania Gońca Polskiego za inicjatywę w kierunku organizowania imprezy dla Polaków z młodej emigracji, ale uważam, że poziom Festiwalu powinien być wyższy. Zauważyłem, że co roku grają te same zespoły na scenie, która tylko z roku na rok zmienia tylko swoje miejsce na skwerze Haven Green i coraz droższej sprzedawane są polskie kiełbasy na stoiskach gastronomicznych. Brakuje atrakcyjniejszej oferty dla dzieci, czegoś w rodzaju turniejów, zabaw angażujących przybyłe z rodzicami dziećmi. To byłaby wspaniała okazja do integracji. W tym roku na Festiwalu pojawił się ambasador, co niewątpliwie podwyższa rangę imprezy, która właśnie ze względu na takich gości powinna być nastawiona na promowanie polskości na najwyższym poziomie, a którą zdecydowanie nie są tylko polskie biznesy, kiełbasa i pierogi – mówił Wojciech Jabłonowski, który dodał, że bardzo podobał mu się występ grupy „Żywiec”, ale zabrakło mu w tym dniu powiewającej na skwerze biało-czerwonej flagi, symbolu naszego kraju.

– Wystarczy już sama obecność tancerzy ubranych w stroje ludowe, aby pokazać, jaka Polska jest piękna i barwa, jakie bogate dusze mają Polacy i że nie można na nas wszystkich patrzeć przez pryzmat emigrantów z Polski, za których tylko można się wstydzić – podkreślała Maria Jabłonowska, kilkuletnia mieszkanka zachodniego Londynu.

 

Incydent, antysemityzm…

No właśnie, z Polaków można być dumnym i sami Polacy mają niemałe powody do dumy. Mówi się, że są ambitni, pracowici i odpowiedzialni, podobno uchodzą za ludzi tolerancyjnych, szybko adoptujących się do nowej rzeczywistości społecznej i nowych warunków życia, czego dowodem jest ich ostatnia emigracja na Wyspy. Jednak z tą tolerancją bywa jednak różnie, jej brak dało się dostrzec podczas Festiwalu. Jak się okazało, Goniec Polish Festival 2013 zgromadził nie tylko uczestników wśród Polaków, ale byli na nim również goście innych narodowości, kultur i wyznań. Wszak impreza odbywała się w miejscu publicznym, na „otwartym powietrzu” i wzbudzała zainteresowanie nie tylko wśród mieszkańców Ealingu. Aż trudno uwierzyć, że podczas imprezy, która z założenia z pewnością za cel stawia sobie integrację oraz przenikanie i promocję kultury, mógł zdarzyć się incydent, w którym Polak przeganiał Polaka…, a powodem tego było pochodzenie i wygląd zewnętrzny. Na szczęście obecny podczas imprezy councillor Simche Steiberger, dobrze znany społeczności polskiej skupionej przede wszystkim w Hackney, zapewniał, że ze względu na swój charakter pracy, polegający między innymi na współpracy z Polakami i niesieniu właśnie im pomocy w pokonywaniu trudności na emigracji, jest dobrze obeznany z takimi przejawami agresji Polaków wobec jego osoby i jako najlepszy środek obrony, obrał sobie po prostu ignorancję, która według niego działa najskuteczniej.

– Ten Festiwal to bardzo dobry pomysł. Impreza łączy ludzi z Polski, których w Anglii jest przecież około dwóch milionów. Badania spisu ludności wykazały, że język polski jest drugim językiem na Wyspach, co stanowi przecież o liczebności Polaków na terenie UK. Polacy są bardzo dobrymi fachowcami, wykonują prace o bardzo wysokiej jakości, prowadzą z powodzeniem własne firmy i zatrudniają innych przybyszy z Polski. Jestem dumny, że sam jestem Polakiem – zapewniał Simche Steiberger.

 

Tekst i fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_