10 sierpnia 2012, 10:43 | Autor: Małgorzata Bugaj-Martynowska
Summer Fete w St. Joseph’s Primary Catholic School

Katolicka szkoła podstawowa na Hanwell – St. Joseph’h Primary Catholic School powstała ponad sto lat temu. Jej pierwotnym celem było sprostanie potrzebom edukacyjnym dzieci skupionych wokół Hanwell. Z czasem ilość uczących się powiększyła się a dzisiaj jest ona placówką oświatową dla 420 uczniów, w tym około 120 stanowią Polacy. W szkole nie brakuje także nauczycieli pochodzenia polskiego, którzy zawsze i chętnie służą pomocą rodzicom wszystkich dzieci, a szczególnie tym Polakom, którzy na co dzień borykają się z problemem językowym. W tym celu została również stworzona strona internetowa szkoły – w naszym rodzimym języku, aby móc dotrzeć do jak największej rzeszy rodziców, a nade wszystko kontynuować proces integracji międzynarodowej i kulturowej, bo przecież w szkole uczą się dzieci różnych nacji. Patronem szkoły jest święty Józef – postać dobrze znana wszystkim katolikom a mottem słowa szczególne, które zarazem stanowią misję szkoły – „love, lern, believe”. Tak więc w duchu miłości, nauki i wiary szkoła prowadzi swoją działalność, którą stanowi nie tylko nauka, religia lecz także integracja, wychowanie, procesy wynikające z mieszania się kultur i szeroko zakrojona działalność, której wynikiem jest promocja placówki i pozyskiwanie funduszy na jej rozwój.

Sylwia Spek i  Mr B. W. Cassidy/ Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
Sylwia Spek i Mr B. W. Cassidy/ Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

 

Summer Fete 2011

Jedną z takich możliwości stanowi coroczna Summer Fete odbywająca się na boisku szkolnym. W tym celu dzieci i rodzice na kilka tygodni przed wydarzeniem przynoszą różnego rodzaju fanty – książki, zabawki, gry edukacyjne, słodycze, napoje (również alkoholowe) a także komitet szkoły organizuje przeróżne atrakcje dla dzieci, by móc w tym dniu zapewnić im wspaniałą zabawę i relaks a także zgromadzić fundusze na rzecz szkoły. To także wspaniała okazja do zareklamowania swojej firmy – korzystają z niej okoliczni przedsiębiorcy, ponieważ każdy z uczestników „fete” otrzymuje darmowy biuletyn. W tym roku jak zwykłe dopisała słoneczna pogoda a Summer Fete rozpoczęło się w sobotę o godzinie 14.00 i trwało do godziny 17.00. Bilet wstępu kupowali tylko dorośli, a kwota była naprawdę symboliczna, bo wynosiła zaledwie 2 funty. Po przekroczeniu bramy szkolnej znajomy wszystkim „play ground” zamienił się w barwny kiermasz ze sceną i straganami oraz licznymi atrakcjami dla dzieci. Można było ujarzmić „czerwonego byka” – siłując się z przeciwnikami, pociągając za kilkumetrowe sznurki, złowić kaczki na wędkę a w nagrodę otrzymać miłego pluszaka, kupić za niewielką kwotę ulubioną książkę, pomalować sobie twarz oraz paznokcie (wyjątkowo w tym dniu!), porysować lub obejrzeć występ dziecięcego zespołu (tutaj również już tradycyjnie zatańczył „Mini Żywiec”, którym dzielnie opiekowały się dorosłe tancerki zespołu.

Trudno było poskromić byka.../ Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
Trudno było poskromić byka.../ Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

A kiedy dokuczył komuś głód z łatwością można było go zaspokoić – kupując na jednym ze straganów gotowy, pyszny świeży posiłek. Były też atrakcje dla dorosłych – w loterii szczęściarze mogli wygrać butelkę wina lub mocniejszego trunku. Na tych, którzy pragnęli ugasić pragnienie czekały beczki z piwem. Nad całością czuwali rodzice – pracujący woluntarystycznie, bo przecież czyniący to z miłości dla dobra swoich dzieci oraz nauczyciele i zawsze obecny dyrektor szkoły.

 

Polski stragan

Stoisko z napisem „Polish food” to już tradycja na Summer Fete w St. Josep’h Primary Catholic School. Jego pomysłodawcą była Wanda Dowson, która działalność polskiego straganu rozpoczęła w 2004 roku. Wtedy polskie pierogi, bigos, żurek, krokiety i przede wszystkim wyborne ciasta domowego wypieku (wszystko wcześniej przygotowane i ofiarowane przez rodziców – Polaków) można było znaleźć pod markizą „International food”. Po roku nazwa ostatecznie została zmieniona na „Polish food”, ale i Wanda Dowson pozostała wierna swojemu przedsięwzięciu z czasem angażując w sprawę inne polskie mamy. Praca na stoisku nie jest łatwa (szczególnie podczas upału), jednak satysfakcja na widok znikających potraw – kupowanych nie tylko przez Polaków, ale także Anglików – ogromna. Ci ostatni najchętniej kupują ciasta, ale także, jak mówi pani Sylwia Spek – nauczycielka polskiego pochodzenia związana ze szkołą od 2006 roku, także jedna z corocznych współorganizatorek imprezy, na co dzień stanowi niezastąpioną pomoc w integracji między rodzicami – także pierogi i bigos (szczególnie 2 i 3 pokolenie Anglików, które ma polskie korzenie). Dawniej Ci sami ludzie kupowali także i polski chleb. To ona była również jedną z polskich mam, która w 2004 roku poszła śladami Wandyi Dowson – ofiarując jej swoją pomoc przy pracy w sprzedaży produktów. Tak też rozpoczęła się ich wieloletnia przyjaźń. Dzisiaj mamy na straganie zmieniaj się wedle wcześniej ustalonego grafiku, ale kilka lat temu obie panie spędziły na nim we dwie kilka godzin. Dochód z tego stoiska to około 150 funtów i stanowi sporą część całości zebranej kwoty ze wszystkich dostępnych atrakcji, ponieważ sięgnie on kwoty kilkunastu set funtów. Nie należy tutaj zapomnieć, że średni koszt jakiegokolwiek zakupu lub usługi mieści się w granicach funta.

Na polskim stoisku: Sylwia Spek (od lewej), Wanda Dowson, Asia Wyrostek i Dorota Helwing/ Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
Na polskim stoisku: Sylwia Spek (od lewej), Wanda Dowson, Asia Wyrostek i Dorota Helwing/ Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

 

Proces scalania

Integracja to „tworzenie całości z drobnych cząstek”, budowa relacji międzyludzkich, więzi społecznych ,przenikanie się kultur a co z tym związane – tworzenie całości. Małe grupy społeczne, takie jak np. rodzina, czy grupka znajomych kobiet spotykająca się codziennie w jakimś wspólnym celu (odprowadzająca dzieci do szkoły) oraz posiadająca te same wartości (religia, poglądy, cele) stara się przejąć, zaakceptować, przyjąć nowe normy, zwyczaje, wartości i uznać je za swoje, by stać się częścią integralnej – nierozerwalnej całości. By stać się częścią społeczności . Integracja jest zjawiskiem pełnym sprzeczności i procesem długotrwałym – jednak możliwym. To jedno z zamierzeń szkoły – aby Polacy i inne mniejszości narodowościowe integrowały się z sobą. Przecież wszyscy mają jeden wspólny cel – dobro i edukacja dzieci uczących się w szkole. Jedna czwarta populacji szkoły wśród uczniów to dzieci polskie, zatem towarzyszy im na co dzień duża grupa rodziców – przede wszystkim mam, odprowadzających je do szkoły. Sylwia Spek mówi, że polskiej społeczności bardzo zależy na edukacji swoich pociech i na dobrym kontakcie ze szkołą. Czasem trudno o komunikację, ponieważ barierę stanowi język angielski. Nie dotyczy ona oczywiście dzieci, które ingerują się szybko i doskonale. Jednak rodzice bardzo się starają budować wzajemne kontakty i chętnie pracują woluntarystycznie, angażują w sprawy szkoły. Ona sama ma swój duży wkład w całości tego procesu. Stara się integrować z sobą dorosłych, poprzez różnego rodzaju inicjatywy, ale także dzieci – wprowadzając m.in. na swoich zajęciach międzynarodowy sposób powitania – dzieci mówią “dzień dobry” w swoich językach. Stąd też większość z nich potrafi przywitać się nie tylko po angielsku, czy polsku, ale także hiszpańsku, włosku, czy filipińsku.

Dzieci łowiły kaczki i... wybierały nagrody /Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska
Dzieci łowiły kaczki i... wybierały nagrody /Fot. Małgorzata Bugaj-Martynowska

Dyrektor szkoły – Mr B. W. Cassidy, który kieruje placówką od 2004 roku jest przychylny wszystkim przejawom integracji między dziećmi i dorosłymi. W listopadzie ubiegłego roku w tym celu za jego pozwoleniem w auli szkoły odbył się tradycyjny polski „Bal Andrzejkowy” zorganizowany przez Polaków. Zdecydowaną większość stanowili nasi rodacy, ale nie zabrakło też zaprzyjaźnionych z nimi Anglików, którzy chętnie obejrzeli krótki film o naszym kraju, nie po raz pierwszy skosztowali polskich potraw i wypieków, smakowali polski alkoholi i do północy bawili się przy polskiej muzyce a na pamiątkę wydarzenia zabrali z sobą bilet wstępu opatrzony w godło, narodowe barwy, wizerunek Wawelu i podobizny słynnych Polaków. Dodatkowo udało się zebrać także fundusze na rzecz szkoły. Zdaniem Mr B. W. Cassidy Polacy się oddzielają – osobno traktują dzieci i dorosłych. Wskazuje na polskie mamy zgromadzone w swoich grupach na placu szkolnym kilka minut przed godziną dziewiątą a następnie w okolicach godziny trzeciej popołudniu. Odnosi wrażenie, że rodzice mniej się integrują, ponieważ przyjechali tutaj w innym celu – po to, aby zarabiać pieniądze. I wielu z nich ma wrażenie, że jest tutaj na jakiś czas. Mają za sobą jakby jedno pokolenie do tyłu i nie wszyscy chcą poświęcić swój czas – skierowany na inny cel – by budować tutaj społeczność. Uważa, że Polacy pragną być samodzielni i niezależni – takie niosą też z sobą piętno stworzone na przestrzeni dziejów. Porównuje on także ten rodzaj emigracji polskiej do innej, która także nie jest mu obca. Jest jednak pod wielkim wrażeniem naszego zaangażowania mimo, że jesteśmy postrzegani jako dość nieśmiała nacja. Nie ma żadnych oczekiwań, ponieważ rozumie postawę Polaków i wierzy, że przyłączą się do nowej społeczności w przyszłości. W ciągu siedmiu lat zaobserwował zalążek pewnego procesu – przemieszanie się Polaków z małych „sekt” do grup, które stanowią równorzędną część całości. Polska społeczność rozwija się w sensie integralnym, uczestniczy w procesie, ale za to – jego zdaniem – powinniśmy przede wszystkim podziękować dzieciom – to one przełamują wszelkie ramy i bariery. Dzięki nim poznajemy i otwieramy się na inne kultury – począwszy właśnie od komunikacji na szkolnym „play groundzie”.

 

Tekst i fot.: Małgorzata Bugaj-Martynowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_