02 lutego 2012, 12:23 | Autor: Justyna Daniluk
Wszystkie piekła i niektóre raje Miłosza

„Świat Miłosza jest światem dynamicznym, poddanym ciągłej zmianie. (…) Zawsze walczył. Był zawsze w swego rodzaju konfliktu ze światem, nigdy te relacje nie były neutralne, spokojne – zazwyczaj opierały się na jakimś rodzaju silnego napięcia, czy dramatycznego sporu” mówił na konferencji o Miłoszu, jego biograf, Andrzej Franaszek.

17 stycznia w Sali Malinowej POSK-u odbyło się spotkanie z Mają Cybulską, Niną Tylor-Terlecką i Andrzejem Franaszkiem poświęcone stosunkom Czesława Miłosza z emigracyjnym Londynem. W teorii, jak podkreślała organizatorka tego spotkania, dyrektor Biblioteki Polskiej w Londynie, miało ono na celu podgryzienie mitu o jednoznacznie złych stosunkach Londynu z Miłoszem. I vice versa.

Spotkanie było także swoistą inauguracją jubileuszowego roku Biblioteki Polskiej. W 2012 roku bowiem obchodzi ona 70-lecie istnienia, co dyrektor biblioteki, dr Dobrosława Platt z dumą podkreślała podczas otwarcia spotkania.

„W dniu 23 grudnia 1942 roku, kiedy na Londyn spadały bomby, przy Backingam Place Mansion, niedaleko dworca Victoria, w wojennej siedzibie dowództwa Polskich Sił Zbrojnych, w hotelu Rubens, pani Helena Brandtowa rozpoczęła wpisywanie do inwentarza zbiorów nowej biblioteki, podlegającej Urzędowi Oświaty i Spraw Szkolnych. Ta biblioteka później zagrożona likwidacją, zmieniająca właścicieli, jednak przetrwała wszystkie nieszczęścia, dzięki wielkiej determinacji społeczności emigracyjnej, która chciała ją utrzymać – wbrew wszystkim przeciwnościom. To tutaj pisarze emigracyjni oddawali swoje zbiory i tu od początku powstawała kolekcja Conrada. Od zawsze czytelnicy przychodzili wypożyczać książki i od zawsze przyjeżdżali badacze, żeby badać dzieje emigracji” mówiła dr Platt. Dodała także, że dość przypadkowo spotkanie jest dla niej osobiście ważną cezurą.

– Choć termin dzisiejszego spotkania został wybrany przez pana Franaszka, to dzisiaj właśnie mija rok mojej pracy w Bibliotece Polskiej – mówiła. – Starałam się pokazać, że istotą biblioteki jest nie tylko gromadzenie, przechowywanie i udostępnianie zbiorów, ale także i ich popularyzowanie poprzez wystawy i organizowanie spotkań z pisarzami, historykami i wydawcami” podkreślała, dziękując Zarządowi POSK-u, „Dziennikowi Polskiemu”, a także współpracownikom obecnym na sali za miniony rok.

 

Miłosz victorius

W roku Miłosza pomimo ogromnej ilości spotkań poświęconych nobliście, zabrakło analizy stosunku Miłosza do Londynu i emigracji londyńskiej do Miłosza, podkreślała dr Platt. Dlatego też dyrektor Biblioteki Polskiej w Londynie postanowiła zapełnić tę lukę, zapraszając na prelekcje Maję Cybulską, jednego z jurorów Nagrody „Wiadomości” i krytyka literackiego, Ninę Tylor-Terlecką , oraz Andrzeja Franaszka, biografa Miłosza.

Pomimo problemów natury technicznej spotkanie udało si – publiczność stawiła się liczna i gotowa na dwugodzinny wykład o Czesławie Miłoszu, a trzeba przyznać, że każdy z mówców przedstawił noblistę w nieco innym świetle.

Maja Cybulska, odczytała wykład o stosunku Miłosza do „Wiadomości” Grydzewskiego oraz o atmosferze towarzyszącej przyznania poecie nagrody tego pisma. „Ignacy Wieniewski zwrócił się do redaktora Mieczysława Grydzewskiego z pomysłem powołania zespołu pisarzy na wzór przedwojennej Akademii Niezależnych. W tym celu zapytano czytelników kogo wybraliby do złożonej z 15 pisarzy emigracyjnych Akademii Literatury Polskiej, gdyby taka powstała. Na pierwszym miejscu znalazł się Wierzyński, Miłosz uplasował się na miejscu dziesiątym. Tak ukonstytuowało się jury Nagrody Wiadomości, która była czymś w rodzaju zaszczytnego dożywocia. Żeby przestać być członkiem jury, trzeba było najpierw umrzeć” mówiła z humorem Maja Cybulska. Jak wiadomo Miłosz w jury zasiadać nie chciał i w liście do Grydzewskiego zapewnił, że sam pomysł Akademii Literatury jest „uroczy”, to jednak on jednak nie chciałby się do tej zabawy dołączać, choćby przez wzgląd na to, co w przeszłości „Wiadomości” drukowały na jego temat. Pytał też czy sam Redaktor chciałby zasiadać z nim przy tym samym stole. Grydzewski w liście pełnym uprzejmej rezerwy odpisał, że owszem miałby ochotę zasiąść z poetą za jednym stołem, choć owa „ochota” nie jest bezgraniczna. Wyglądało jednak na to, ze „Grydzowi” na Miłoszu zależało – zaznaczała w swoim wykładzie Maja Cybulska, bo choć nie „bezgranicznie”, ale o Miłosza zabiegał. W końcu w 1968 r. litościwe zwolniono poetę z funkcji jurora, ale przez wiele lat pojawiał się w „Wiadomościach”, jako kandydat do owej nagrody, którą wreszcie przyznano mu już po śmierci redaktora Grydzewskiego.

Jak podkreślała Maja Cybulska jury Nagrody „Wiadomości” często nagradzało pozycje w swej jakości „poczciwe” i niejednokrotnie w historii zdarzały się momenty pełne rozterek, kiedy z londyńskiego „cmentarzyka literackiego” nie dało się wyłuskać ani jednej sprawiedliwej pozycji wyróżniającej się literacko. Ba! nawet były kłopoty ze znalezieniem publikacji względnie dobrej. A Miłosz – cóż był bezkonkurencyjny, co w końcu musiał przyznać i Londyn, i same „Wiadomości”.

 

Andrzej Franaszek, Nina Tylor-Terlecka, Maja Cybulska, Miłosz, Londyn

Miłosz victorius

Nina Tylor-Terlecka, natomiast wyłożyła relacje pomiędzy Tymonem Terleckim, a Czesławem Miłoszem, przez pryzmat listów wymienianych przez Terleckiego z innymi pisarzami. Listów tych wyłonił się obraz relacji niejednoznacznej, polaryzującej, ale też z pewnością, nie negatywnej. Terlecki zdaje się odgadł, że ma do czynienia z człowiekiem miotanym historią i wrzątkiem swego charakteru, który nie pozwalał mu na chylenie głowy, przed nikim prócz Stwórcy. I tak choć tuż po wojnie został Terlecki zaskoczony silnym zaangażowaniem przyszłego noblisty w sprawy reżymowe, tak później, już po ucieczce Miłosza na Zachód, tak go surowo nie oceniał. Ze znalezionych zapisków Terleckiego można się dowiedzieć, że „sprawa Miłosza” jest dla niego w pierwszej stadium (tym komunistycznym) zamknięta, i nie w porę są wypowiedzi, na które pozwolił sobie Sergiusz Piasecki.

Terlecki proponował też Miłoszowi współpracę nad własnym wydaniem „Wiadomości”, lecz poecie nie odpowiadał profil pisma, które oceniał jako ulokowane na prawo od przedwojennych „Prosto z mostu”. Miał pismu do zarzucenia, to wszystko czego nie mógł znieść w przedwojennej prawicy, przede wszystkim nacjonalizm, a nawet antysemityzm. Pisał: „Artykuły o mojej osobie, które ukazały się w „Wiadomościach” były – a przynajmniej tak mi się wydaje –zgodne z pewną atmosferą, w której zaciera się przedział pomiędzy publicystyką, a insynuacją i denuncjacją.” Pomimo szacunku, jakim darzył Miłosz Terleckiego, nie zdecydował się na tę współpracę. Terlecki do końca pozostał w kręgu obiektywności, nawet ostrzegany przed charyzmą Miłosza przez przyjaciół nigdy spoza niego nie wyszedł, choć moc tego przyciągania dostrzegał. W liście z lat 60. Pisał do Wierzyńskiego: „Był tu Miłosz victorius. Wyraźnie siedzący w siodle, pewniejszy niż kiedykolwiek. Wreszcie dojrzały. Ma 52 lata, a wygląda na 40, opalony i tryskający zdrowiem. Na mój gust trochę śmieszny, przeczesuje mefistofeliczne brwi, wygląda tak jakby dodawał tym sobie powagi i groźności. Miał wieczór autorski, bardzo interesujący (…).Tutejsi młodzi biegali za nim jak urzeczeni (…)”.

Dziś o Miłoszu

Miłosz jest wyjątkowy i to przynajmniej w dwóch planach, podkreślał w swoim godzinnym wykładzie Andrzej Franaszek. Po pierwsze, jako świadek i uczestnik, wszystkich wydarzeń minionego stulecia. Mówi się, że Miłosz, przeszedł wszystkie piekła i niektóre raje XX wieku. Drugim planem, który wydaje autorowi biografii noblisty bardzo ciekawe to jego wielka rozpiętość emocjonalna. „To jest człowiek, który łączył w sobie niezwykłe pasma emocjonalne, z jednej strony, od bardzo poważnej depresji, niewiary w siebie, zapadania się w sobie, smutku, rozpaczy, zwątpień różnego rodzaju. Z drugiej strony, co jest może jeszcze ciekawsze, miał wielką siłę życia, drapieżność w bardzo różnych przejawach. Od takich łatwych anegdot o jego podbojach miłosnych, do mniej anegdotycznych podbojów intelektualnych, które przez całe życie podejmował – mówił Franaszek. Autor książki o Czesławie Miłoszu, fenomenalnej zresztą, z wielką pasją odmalował portret poety nękanego nie tylko demonami historii, ale i swoimi własnymi, prywatnymi, za których ściągnięcie na siebie i swój dom, nieustannie się obwiniał. Andrzej Franaszek opisywał człowieka zdeterminowanego przez swoje urodzenie (Polak, ale Litwin. Litwin, ale Polak, jak mawiał Piłsudski), ruchy społeczne, osobiste inspiracje, prywatne wybory, które przyczyniły mu cierpień, może nawet zrujnowały rodzinę, przysporzyły wrogów i… dały Nobla.

Wydawało się, że publiczność, która licznie stawiła się na spotkanie o Miłoszu, będzie aż kipiała od pytań. Rzeczywiście padło kilka interesujących uwag, ale wkrótce okazało się, że są i tacy, którzy ze słuchaczy chcieli samozwańczo przekształcać się w uczestników debaty, uszczęśliwiając zebranych swoimi wspomnieniami o nobliście, lub zaznajamiając ich z wątpliwymi historiami na jego temat. Niestety nie wszyscy ograniczali się do komentarzy o bohaterze spotkania, tak że część publiczności sama musiała upominać spontanicznych mówców: „Dziś o Miłoszu, o Miłoszu mówimy!”.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_