05 marca 2014, 09:27
Demonstracja na Downing Street

Poniedziałek był piękny, niemal wiosenny, choć wciąż jeszcze luty panuje oficjalnie w naszym kalendarzu. Około 400 młodych Polaków wykorzystało słoneczną pogodę aby wziąć udział w demonstracji, w samym sercu Londynu, na ulicy rządowej Whitehall, na przeciw żelaznych bram Downing Street. Zjawili się w małych grupkach z różnych części południowej Anglii, aby dać wyraz oburzeniu na lekceważące, a nawet w oczach wielu Polaków obraźliwe, uwagi premiera brytyjskiego kojarzące Polaków nowej fali z nadużywaniem świadczeń społecznych w tym kraju. Takie uwagi publiczne polityków, często wydające się bezmyślne, podgrzewają mimochodem temperaturę nastrojów społecznych w Wielkiej Brytanii. A nastroje w tej chwili są wybitnie antyimigracyjne. W takich okolicznościach mają miejsce incydenty jak dotkliwe pobicie 15 stycznia br. polskiego bikera we wschodnim Londynie noszącego barwy polskie na swoim hełmie.

Apel o udziale w demonstracji wyraźnie miał swoje odbicie na społeczeństwie młodych tutejszych Polaków mających pewne poczucia niepokoju i zagrożenia. Dotarły do nich słowa Camerona i otworzyły oczy na rosnącą kruchość ich położenia w tym kraju, w wypadku nastania referendum. Bardziej wymowna niż liczba demonstrantów była liczba przeszło 4000 naciśniętych haseł „like” w związku z ogłoszeniem demonstracji na Facebooku przez organizatorów, czyli przez Stowarzyszenie Młodzieżowe Patriae Fidelis i Forum Polskich Motocyklistów w Wielkiej Brytanii. Wystosowano list do premiera, który organizatorzy zamierzali dostarczyć bezpośrednio do jego biura.

List podkreślał na ogół pozytywne przyjęcie Polaków w tym kraju przez ostatnie lata, ale oskarżył premiera o zaognienie sytuacji swoimi komentarzami o Polakach nadużywających świadczenia dla dzieci Child Benefit szczególnie w wypadku dzieci zamieszkałych jeszcze w Polsce. List podkreślał niesprawiedliwość takich komentarzy, kiedy Polacy mają pozytywny wkład w gospodarkę brytyjską, płacą podatki, i są już integralną częścią społeczeństwa brytyjskiego jako „studenci, prawnicy, budowniczy, doktorzy, buchalterzy, nauczyciele…”.

Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
List wymaga od premiera, aby jasno oświadczył że podatnicy brytyjscy polskiego pochodzenia mają prawo do zasiłków tak jak inni mieszkańcy tego kraju, że Polacy powinni być traktowani na równi z innymi i proszono premiera, aby nawoływał publicznie do zaniechania ataków rasistowskich na Polaków. List przypomniał też, że i inni politycy wyrażali się negatywnie o pobycie Polaków w tym kraju (Ed Miliband, Nigel Farage), ale wyraził podziękowanie tym posłom, którzy współpracowali z Labour Friends of Poland, Conservative Friends of Poland i Friends of Poland in UKIP.

List podpisali nie tylko organizatorzy, ale również i inni przedstawiciele organizacji starej i nowej Polonii, między innymi przez mnie jako prezesa Stowarzyszenia Polskich Kombatantów Limited. Właściwie taki list o podobnej treści mógłby i powinien by być wysłany przez inne bardziej reprezentatywne organizacje polonijne, choć o ile wiem, takiego listu od nich nie było. A list był na czasie i potrzebny niezależnie od tego jak byłby skuteczny. W końcu tematykę podjął nawet rząd polski i również politycy z opozycji. Z braku laku, list od samego społeczeństwa polskiego w końcu powstał z inicjatywy organizacji młodzieżowej o wyraźnym odcieniu prawicowym i trudno członkom Patriae Fidelis mieć za złe, że tą inicjatywę podjęli.

Demonstracja była sprawnie prowadzona bez żadnych ekscesów. Skandowane hasła po polsku i po angielsku przygotowane przez organizatorów, ale podchwycone spontanicznie przez przeważnie młodych uczestników nie mogły nikogo obrazić. („Say it boldly, say it loud, I am Polish and I’m proud”; „We expect your respect”). Transparenty wołały o poszanowanie dla Polaków, o udział w wyborach, o poparcie dla szkół polskich. Całość miało charakter ogólnopolski, a nie partyjno-polityczny. Nie było żadnych rac czy petard. Co prawda, osobiście drażni mnie główny transparent Stowarzyszenia Patriae Fidelis ze swoim logo przypominającym nieco Mieczyki Chrobrego, które przed i po wojnie kojarzą się z antysemityzmem, ale trudno gospodarzom odmawiać prawa do własnej symboliki, kiedy innych organizatorów nie było. Delegacja sześcioosobowa była dopuszczona z listem do frontowych drzwi Number 10 (siedziby premiera).

Przemówienie głównego organizatora Jerzego Byczyńskiego było dobitne, podkreślające potrzebę podmiotowości, a nie bierności polskiego społeczeństwa na Wyspach, ale nie było w nim wszelkiej partyjnej propagandy. Dopisali mu Jan Niechwiadowicz, który opisywał rolę swojej organizacji na straży dobrego imienia Polski i dał uczestnikom dłuższy wykład o stosunkach polsko-brytyjskich. Drugi mówca, radny z Hackney Simche Steinberger, nawoływał do sprawniejszego samoorganizowania się polskiego społeczeństwa. Przyjęcie owacyjne dla tego ortodoksyjnego polskiego Żyda w jarmułce mogłoby zakrztusić z apopleksji niejednego uczestnika z Młodzieży Wszechpolskiej, gdyby to miało miejsce w Polsce. Ale tu jest Wielka Brytania. Tu się robi inaczej. Oczywiście pewnych rzeczy brakowało. Nie udało się zwerbować brytyjskich polityków do udziału w demonstracji  i echa w mediach brytyjskich były nikłe. Może gdyby demonstrację organizowały bardziej znane struktury polonijne miałyby większy oddźwięk. Ale zostawiono inicjatywę innym i taki był skutek. Wiele działaczy starszej emigracji, jak i wielu młodszych działaczy oświatowych, podchodzi podejrzliwie do organizacji Patriae Fidelis. Boją się podobnych wybryków z petardami, jakie miały miejsce na obchodach katyńskich w zeszłym roku. Nie chcieli uczestniczyć na demonstracji i podpisywać wspólnego listu z organizacją prawicową. Oskarżają ich przywódców, że mają swoją własną ukrytą agendę.

Ale kto tu nie ma własnej agendy? Ważne jest tylko czy działalność jest pozytywna i czy ta ukryta agenda jest szkodliwa. Zresztą w wypadku Jerzego Byczyńskiego trudno mówić o ukrytej agendzie. Wszystko wyjaśniał w swoim przemówieniu na Zjeździe zeszłorocznym Ruchu Narodowego w Polsce. Patriae Fidelis ma być „jedną małą cegiełką” w pracy od podstaw, czyli w wychowaniu młodzieży polskiej w Wielkiej Brytanii, aby nie wstydziła się swojego polskiego pochodzenia. Liczy na to że z tej młodzieży powstaną nowe elity, które będą „oddane sprawie Ojczyzny” i miały swój wpływ na polskie społeczeństwo tu i w Polsce. Chce też uruchomić sprawniejsze oddziaływanie na świadomość Brytyjczyków o roli Polski w obronie wartości chrześcijańskich i demokratycznych. Szczególnie chce uświadamiać ich o „żołnierzach wyklętych” i opisywał marsz, który zorganizował dla ich pamięci. Wspomniał, że członkowie organizacji „spotykają się tygodniowo wymieniając myśli i książki” o Polsce i tworzą koła poza Londynem w Bristolu, Manchesterze i Southampton. Członkowie chcą zajmować się szczególnie pielęgnowaniem wspomnień kombatantów, nagrywaniem ich przeżyć i przybliżaniem ich do młodzieży i dzieci w szkołach sobotnich, gdzie dzieci będą uczyć się historii Polski i będą wiedzieć „kto był bohaterem i kto katem”. A gdy „przyjdzie czas” i tu cel polityczny ujawnia się w końcu, ci młodzi działacze I ich dzieci za granicą będą wspierać skutecznie Ruch Narodowy w „odrodzeniu Ojczyzny”.

Jak udany będzie ten program zależy do pewnego stopnia od skuteczności obecnego uczenia i wychowywania w polskich szkołach sobotnich i w harcerstwie. Z tego co obserwowałem w polskiej szkole na Putney, gdzie dzieci namawia się do nagrywania opowieści swoich dziadków na wideo nawiązywanie kontaktu z kombatantami i patriotyczne wychowanie poprzez obcą organizację, jak Fidelis byłoby zbyteczne, ale w innych nowszych szkołach bez tych tradycji, Patriae Fidelis rzeczywiście odgrywa taka rolę łącznika. Wpływy tej organizacji uzależnione będą od braku alternatywy z innych środowisk na rzeczywiste potrzeby młodych rodzin Polskich w Anglii, nieco zakompleksionym, z dala od swoich rodzin w Polsce i tego co Anglicy nazywają swojego „comfort zone”.

Z drugiej strony indywidualni członkowie Patriae Fidelis mający swój zjazd w Balham w tą niedzielę też uświadomią sobie szybko, że na gruncie angielskim tradycyjne hasła skrajniejszej prawicy polskiej są marginalizowane i że jako osoby indywidualne skuteczniej będą działać w społeczeństwie jeżeli pozbędą się roli misjonarzy „odrodzenia Polski”.

 

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin.

komentarze (1)