27 lipca 2012, 10:00 | Autor: Elżbieta Sobolewska
Że święte jest życie

Jakaś kobieta podeszła do jednej ze starszych Angielek. Zapytała, czy bronią także dzieci poczętych przez gwałt, czy one też mogą żyć. Potem podziękowała, bo i jej nie skazano kiedyś na śmierć. Starsze Angielki pamiętają, że kiedyś w Blackburn, ludzie byli skłonni przeciwstawiać się aborcji. Dzisiaj też są, ale głównie ci, którzy przyjechali z Polski. Dobrze, niech będą, bo w ich kościele, młodych prawie już nie ma.

Kilka dostojnych pań powędrowało z Polakami 17 kilometrów do cudownego źródła Ladyewell. Był to Marsz dla Życia, zorganizowany przy wsparciu Society for the Protection of Unborn Children (SPUC) przez Katolicką Grupę Obrońców Życia, działającą przy polskim ośrodku w Blackburn. Wcześniej, grupa czterdziestu osób spotkała się pod ratuszem, by przypomnieć mieszkańcom Blackburn, że życie jest święte. Przyszły rodziny z dziećmi, swoimi doświadczeniami podzielił się emerytowany lekarz i student. Zebrali dwieście funtów na pomoc prawną dla dwóch położnych ze Szkocji, które odmówiły asysty przy aborcji. Zbierali podpisy pod petycją przeciw ustawie zrównującej związki homoseksualne z małżeństwem i przez ten cały czas, tylko dwie osoby wykrzyczały w ich stronę wulgaryzmy. Sporo było za to trąbienia. Trąbili przejeżdżający Pakistańczycy, podnosząc w górę kciuki poparcia. Blackburn jest wielokulturowe, jedna trzecia mieszkańców to muzułmanie. W maju, ksiądz z angielskiego kościoła, który stoi pomiędzy meczetami, zorganizował procesję maryjną, przyszło ponad pięćset osób. Rodziny muzułmańskie przyglądały się modlącym katolikom, ich obrazom i orkiestrze, bez żadnej agresji, bez niezadowolenia. Żyje się razem.

– Mamy prawo używać przestrzeni publicznej do wyrażenia naszego punktu widzenia, nieść światu nadzieję, która dla nas, jako chrześcijan, wynika z naszej wiary – tłumaczy Zbyszek. Skończył Akademię Górniczo-Hutniczą, ale zawodową karierę zostawił żonie, która pracuje jako tłumacz. On jest kierowcą autobusów, zostawia pracę w pracy i z wolną głową wraca do rodziny i swoich zainteresowań. Mają dwoje dzieci.

– Tutaj ludzie zapomnieli, czym jest świętość życia, a my jesteśmy wychowani w duchu solidarności, nauk Jana Pawła II, nasi ojcowie o coś walczyli, więc i na nas spoczywa pewna powinność. Płacimy podatki, które wspierają przemysł aborcyjny, chcemy się temu przeciwstawiać, działać w przeciwnym kierunku i propagować wartości spychane na margines, zamiast tłumaczyć sobie: to nie nasz problem – mówi Zbyszek. Jakiś czas temu głośno było o billboardach w Łodzi, które polecały wyjazd na Wyspy, bo bilet kosztuje tylko trzysta złotych, a aborcja za darmo. Posypały się wtedy statystyki, w których Polki przodowały, więc to jest nasz problem.

Zbyszek pomaga w polskim ośrodku wypełniać ludziom dokumenty. Kiedyś przyszła do niego para, świeżo przyjechali z Polski, kobieta była w ciąży z drugim dzieckiem, bała się, że znowu będzie miała problemy z nadciśnieniem, jak przy pierwszym. Poszli do lekarza, bez zbędnych ceregieli wysłał ich do przedaborcyjnego ośrodka, gdzie dostali skierowanie na zabieg. Łatwo, sterylnie, obojętnie. Potem okazało się, że wystarczy rozmowa, gest zainteresowania – urodziła się Ola, która dzisiaj ma siedem miesięcy.

Na początku chcieli zrobić marsz ulicami miasta, ale koszt przedsięwzięcia przerasta ich kieszenie. Nie stać na to nawet profesjonalnych organizacji, takich jak SPUC, która istnieje od 1967 roku. Marsze fundują sobie środowiska lewicowe. Obrońcy życia z Blackburn założyli stronę internetową (http://prolife.blackburn.en.katoliknawyspie.eu/) i w różnych instytucjach oraz polskich sklepach rozwiesili plakaty z telefonem zaufania do mamy czwórki dzieci. Jeden z takich plakatów po kilku dniach zniknął. Został zdjęty, bo „mógłby urazić kobiety, które dokonały aborcji”. Plakaty zachęcające do antykoncepcji jednak pozostały, ci których rażą, są nietolerancyjni.

– To pojęcie zostało w Anglii zredefiniowane, to, co tutaj nazywają tolerancją, niewiele ma wspólnego ze słownikowym wyjaśnieniem tego pojęcia. Dobry standard, to taki, który mieści się w głównym nurcie, tolerancyjnym trzeba być wyłącznie w obrębie tego nurtu. Jest to ideologia narzucana przez bliżej nieokreślone ośrodki i poprzez poprawność polityczną lansowana w mediach i szkołach. Ludzie codziennie podświadomie zakładają na siebie jej kaganiec – uważa Konrad. Poznali się ze Zbyszkiem w kościele. Blackburn nie ma swojej polskiej świątyni. Ksiądz Robert Pytel, jak misjonarz, jeździ w każdą niedzielę do innego miasta, mieszka w polskim ośrodku, gdzie jest również kaplica, ale msze odprawia w jednym z angielskich kościołów. Przychodzą młodzi ludzie z rodzinami.

– Brałem w Polsce udział w drodze krzyżowej z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej, 45 kilometrów pokonuje się nocą. Chciałem coś podobnego zorganizować tutaj, rzuciłem więc hasło w kościele i zgłosiły się 22 osoby, głównie mężczyźni. Szliśmy z krzyżami, a ludzie wychodzili z pubów. Poczuliśmy, że jest w nas siła, tylko boimy się wyjść na zewnątrz i tak narodziła się idea grupy i działań dla życia. Skłamałbym mówiąc, że wszyscy nas popierają. Są ludzie, którzy uważają, że to może Polakom zaszkodzić, ale skoro w Manchesterze odbywają się marsze homoseksualistów, to dlaczego my nie mielibyśmy szerzyć naszego punktu widzenia? W końcu na tym polega pluralizm. Chcemy pokazać młodzieży, że można zaoferować im nie tylko antykoncepcję, o której uczą się w High School,  katolickiej, ale tylko z nazwy – mówi Zbyszek.

Rodzice Konrada pracowali w Niemczech, więc po maturze zdecydował, że i on wyjeżdża, ale do Anglii. – Przyjąłem obowiązujący młodych ludzi styl życia i się pogubiłem. Masa ludzi wokół mnie wpadała w depresję, kolega, który był mi dosyć bliski, popełnił samobójstwo. Musiałem się odłączyć, działać na własną rękę, wbrew grupie, nawet bez wsparcia kolegów. Punkt odniesienia odnalazłem w kościele i polskim ośrodku. Podbudowali mnie, poczułem ogromną siłę wynikającą z poczucia narodowej wspólnoty, stałem się jej częścią i zauważyłem, że dzieją się w niej różne ciekawe rzeczy, że są idee, którym warto się poświęcić. Poczułem się pełniejszym człowiekiem. Potem odkryłem żołnierzy wyklętych i przypomniałem sobie, jak bardzo mojemu pokoleniu [ur. 1986 – red.] wtłaczano do głowy zaniżoną wartość naszej tożsamości, jak bardzo zbijano ją do dołu. Ciągle słyszałem, że musimy gonić Zachód, bo jesteśmy gorsi, pełni wad i słabości. Kropla drąży skałę i zmienia jej strukturę i choć znajomi czasem chłoszczą śmiechem, jak mówił Herbert, kilkoro z nich doświadczyło już nawrócenia i reszta to dostrzega. W pracy mam Anglika, który jest ateistą. Kiedy zaczęliśmy we dwóch uczyć angielskiego, zobaczył, że czerpie z tego satysfakcję, a to początek – mówi Konrad.

Chcieliby, aby w obronie życia zaczęli działać ludzie w innych miastach. Kilka osób przyjechało na marsz z Huddersfield, oddalonego od Blackburn około 80 kilometrów, teraz grupa z Blackburn pojedzie tam w październiku, by z tamtejszym oddziałem SPUC demonstrować przeciw aborcji w najbardziej ruchliwych częściach miasta. Starsze Angielki, które przychodzą na ich spotkania, cieszą się, że Polacy nie boją się działać i chcą wspierać sprawy, którymi młodzi Anglicy nie są zainteresowani. Starsze Angielki pamiętają, że kiedyś było więcej zainteresowania dla działań służących obronie życia. Dzisiaj, taka walka to niemal kwestia wstydliwa, zahaczająca o sferę tabu, świadcząca o braku tolerancji.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

komentarze (0)

_