07 września 2022, 18:28
Pani nawet nie wie, jak łatwo człowiek toczy się na samo dno…

 

Małgorzata Mroczkowska

 

Marcin nie pije już od sześciu lat. Mówi o sobie, że nadal jest alkoholikiem, tyle, że niepijącym. To ogromna różnica. Jego historia jest porażająca, lecz on sam mówi, że nie ma w niej nic niezwykłego, że większość alkoholików przechodzi przez to samo. Łączy ich ten sam problem, który ma na imię alkohol. Łączy i dzieli jednocześnie.

Swoją walkę z nałogiem nazywają drogą. W tym słowie kryje się podstępna dwuznaczność, która oddaje całą prawdę o walce o lepsze życie. Ta droga jest bowiem bardzo droga. Niektórych kosztuje tak wiele, że nie są w stanie przez nią przejść i poddają się wracając do dawnego siebie. Nie wszystkim uda się zwalczyć nałóg, który ponoć zostaje w człowieku do końca życia. Warto jednak przełamać się i podjąć próbę.

Marcin jest przykładem tego, jak trudna to walka. Jest młodym człowiekiem, w Londynie mieszka dopiero od siedmiu lat. Ma za sobą próby odejścia od alkoholu i wie, jak łatwo było wrócić do picia.

Na moje pytanie o to, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że to nie jest tylko picie okazjonalne mówi, że problem z alkoholem miał już w szkole. Był pijącym nastolatkiem, ale wtedy, jak mówi wszyscy wokół niego też pili. Tylko nie mówił głośno, że ma z tym kłopot. Liczyła się dobra zabawa. A kiedy dotarło do niego, że nie potrafił odmówić picia, to robił wszystko, by to w sobie zagłuszyć. Do tego doszły też narkotyki. „Byłem na samym dnie i wiem, jak ono smakuje”, mówi „Pani nawet nie wie, jak łatwo człowiek się toczy, jak dno widzi się coraz bliżej, i bliżej. I jak trudno jest to przerwać”.

Jeszcze w Polsce trafił na miting, bo tak nazywają się spotkania Anonimowych Alkoholików. Zaczął wierzyć, że skoro innym się udało, to przed nim też jest nadzieja. „Każdy z nas potrzebuje dostrzec światełko w tunelu. Człowiek może leżeć na dnie, ale kiedy zobaczy nadzieję, to wstaje i podnosi się. Tacy jesteśmy. Ale bez odrobiny wiary nie jest to możliwe. Zacząłem przychodzić na spotkania AA regularnie. Spodobała mi się tamta atmosfera i to, że nikt mnie nie oceniał. Pani wie jakie to uczucie, kiedy nikt nie ma pretensji o to, co narobiłem? To był dla mnie szok. Pierwszy raz poczułem się akceptowany, poczułem więź, która zaczęła mnie z tymi ludźmi łączyć. Już po pierwszy spotkaniu byłem spokojny. A spokój to było uczucie, którego nie doświadczałem od lat. Zacząłem najzwyczajniej w świecie podziwiać te osoby i zazdrościłem im, że potrafią nie pić, że nie wstydzą się o tym mówić. I tak stali się dla mnie wzorem do naśladowania. A ja wtedy bardzo potrzebowałem takich wzorów. Ja także chciałem mieć, jak oni chęć do życia i radość. Biła od nich pozytywna energia, której nie dało się nie zauważyć”.

Odstawił alkohol i zaczął normalnie żyć. I chociaż wydawało się, że zrozumiał na czym to wszystko polega, to jednak nałóg podstępnie wrócił po roku. W tym czasie Marcin wyjechał do Wielkiej Brytanii. Walka o nowe życie, bariera językowa, problemy z pracą nie pomagały w trzeźwości.

„Pani wie, co się stało? Spełnił się najgorszy scenariusz. Po trzech tygodniach od przyjazdu do Londynu straciłem wszystko, również nadzieję. I przyszła taka noc, kiedy musiałem wyjść z hostelu, w którym mieszkałem, bo nie mogłem już znieść obecności tamtych ludzi. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, dokąd iść. Piłem, bo wydawało mi się, że to jedyny sposób, żeby to wszystko przetrwać. Byłem bez znajomych, bez pracy, w obcym kraju i z dwudziestoma funtami w kieszeni. Dwadzieścia funtów! Jak dalej żyć? Pomyślałem, że to koniec. Nogi same poniosły mnie na most w Lambeth. Nigdy nie zapomnę tamtego uczucia, kiedy chciałem sobie odebrać życie. Chciałem skoczyć, pani to rozumie? Koniec wydawał się taki bliski, taki realny. Ja już zresztą byłem martwy z bezsilności. Ktoś kto nie jest alkoholikiem nie ma pojęcia, jaka to jest męczarnia psychiczna. Więc pomyślałem, że najłatwiej będzie po prostu ze sobą skończyć. Tak mi się wydawało, że to będzie łatwe. I muszę pani powiedzieć z własnego doświadczenia, że skończyć ze sobą też nie jest łatwo. Coś jednak człowieka trzyma przy tej cholernej ziemi, że nie można się tak zwyczajnie puścić i do tej rzeki zeskoczyć. Płakałem jak dziecko. Nawet nie wstydziłem się tych łez, było mi wszystko jedno. I wtedy włożyłem rękę do kieszeni, a moje palce wyczuły tekturową karteczkę. Wyjąłem z ciekawości. Pani wie, co to było? Wizytówka z numerem telefonu do mojej polskiej grupy AA, na którą kiedyś chodziłem. Życie czasem podsuwa człowiekowi takie niespodzianki pod nos w najmniej oczekiwanym momencie. Byłem tak zrozpaczony, że zadzwoniłem. Byłem pewien, że już zmienili numer, że się nie dodzwonię, ale było mi wszystko jedno. I stał się cud. Po drugiej stronie telefonu odebrał człowiek, który powiedział, że w Londynie też są polskie grupy wsparcia, że mówią po polsku, że można w każdej chwili do nich pójść, że pomogą, że warto. Dał mi numer telefonu i powiedział, że mam tam natychmiast zadzwonić. I tak się stało. Tamten człowiek rozmową uratował mi życie…”.

To co wydarzyło się później było dalszą częścią cudu. Jeszcze tego samego dnia Marcin pojechał do wskazanej osoby, która na początek zaoferowała mu herbatę i kanapkę. Długo rozmawiali tamtej nocy, skończyło się na tym, że tamten człowiek zaoferował mu nie tylko nocleg, ale i realną pomoc. Jak w bajce życie Marcina odmieniło się na lepsze. Zaczął uczęszczać na londyńskie mityngi i znalazł pracę. Wszystko dobrze się potoczyło. Wybaczyła mu nie tylko żona, która zawsze go wspierała, ale nawet teściowa, która nie chciała go wcześniej znać.

„Alkohol niszczy wszystko i wszystkich. Ludzie nie wiedzą, że razem z alkoholikiem cierpi też jego rodzina i przyjaciele. Znajomi się ode mnie odwrócili, bo tak nawywijałem, że wstyd było ze mną się pokazywać. Z własnym ojcem nie rozmawiałem kilka lat, z bratem byłem pokłócony. Oni strasznie musieli wtedy cierpieć i to przeżywać. To wszystko tylko pogłębiało moją frustrację, ja nie musiałem szukać powodów do picia. Odkąd nie piję wszystko zaczęło się dobrze toczyć, a teściowa pozwala mi nawet podlewać kwiatki w swoim ogrodzie, co jest niezwykłym wyróżnieniem. I nawet ze mną żartuje, a kiedyś było to nie do pomyślenia…”

Marcin pomaga też innym, bo ja twierdzi nikt nie zrozumie tego cierpienia lepiej niż ktoś, kto sam przeszedł tę drogę.

„Pomagamy sobie nawzajem”, mówi „Zainteresowałem się samorozwojem i pokazuję innym, jak fajnie jest żyć na trzeźwo. Ale pomaganie ma też ciemne strony, bo widzi się do czego alkohol prowadzi. Niejednokrotnie odwoziłem nieprzytomnych z przepicia ludzi na pogotowie. Ten widok jest straszny, ale też uświadamia mi jak można skończyć. Po takim spotkaniu dużo zostaje w głowie do przemyślenia”.

Kiedy rozmawiamy o telefonie, pod który mogą dzwonić Polacy z Wielkiej Brytanii Marcin otwiera się na problemy rodzin, w których żyją alkoholicy: „Bardzo często dzwonią do nas żony alkoholików, ich rodzice, przyjaciele, a nawet ich dzieci. I to jest strasznie przykre, że musimy im powiedzieć, że pomoc może otrzymać tylko osoba, która sama do nas zadzwoni. To są ludzkie, wielkie dramaty rodzinne, ale nie da się pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce. Alkoholik musi zrozumieć, że jest gotowy odstawić picie. Nie ma innej drogi. Jak ktoś nie chce, to żadne lamenty żony i błagania dzieci nie pomogą. Znam ludzi, którzy potracili wielkie firmy i duże pieniądze dla picia, rodziny się rozpadały, a oni dalej pili. Bo alkohol był silniejszy od nich. Bo to jest choroba, a nie rozrywka, jak myślą niektórzy. To jest nałóg, z którym ciężko się walczy”.

Na moje pytanie, czy ciężko jest niepić, Marcin odpowiada, że dla niego już nie. Wie, że można żyć bez alkoholu, że to jest możliwe i osiągalne. Co więcej mówi, że wie, że nie da się żyć bez alkoholu, zwłaszcza jeśli jest się Polakiem. Dlatego u niego w domu alkohol jest, ale nie dla niego, tylko dla gości. Najtrudniej jest na weselach, każdy zna polskie tradycje i zwyczaje. Mówi, że kiedy inni piją on odchodzi od stołu. Nie przeszkadza mu, że inni piją. Z uśmiechem wspomina sytuację, kiedy ktoś zapytał go, czy na pewno jest Polakiem, skoro nie pije.

Marcin zachęca każdego, kto potrzebuje pomocy, by zapisał się na bezpłatne mityngi, które są nie tylko w Londynie, ale w całej Wielkiej Brytanii. Każdy znajdzie w nich to, czego potrzebuje. W Londynie spotkania są właściwie w każdej dzielnicy, każdego dnia o różnych porach, tak, by każdemu pasowało. Spotkania w gronie ludzi otwartych na walkę z alkoholizmem są bardzo pomocne, wzmacniają psychicznie i pozwalają przekroczyć własne granice w drodze do lepszego życia, które jest możliwe.

 

Jeżeli mieszkasz w Wielkiej Brytanii, masz problem z alkoholem i chcesz uzyskać pomoc zadzwoń pod numer: 020 3916 00 97, Poniedziałek – Piątek19:00 -21:00, Sobota-Niedziela 17:00 – 21:00.

Więcej infirmacji na: https://aalondyn.org/meetings/

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_