27 kwietnia 2023, 10:14

 

Porozumienie Wielkopiątkowe to w moim przekonaniu największe osiągnięcie rządu Tony’ego Blaira. Zakończona została specyficzna wojna domowa, rozgrywająca się na odległym od centrum skrawku Europy. Z punktu widzenia światowej polityki zamachy terrorystyczne w Irlandii Północnej, a także w Londynie i innych miastach brytyjskich nie były ważne. Traktowano je jako wewnętrzną sprawę brytyjskich wysp, tym bardziej, że liczba ofiar była stosunkowo niewielka, zwłaszcza, jeśli porówna się je z liczbą zabitych na terenie byłej Jugosławii i obecnie podczas wojny w Ukrainie.

Zakończyły się tzw. kłopoty. Nastał, chwiejny, bo chwiejny, ale pokój. Wyrosło całe pokolenie ludzi, którzy znają tamte wydarzenia tylko z przekazu rodziców. Spokój na ulicach Belfastu i innych miast Irlandii Północnej tylko sporadycznie przerywanych zamieszkami łatwiej było osiągnąć niż porozumienie między politykami.

Ćwierćwiecze podpisania porozumienia między rządem w Londynie, Irlandii i partiami politycznymi działającymi w Irlandii Północnej mogło być okazją do wyjątkowego święta. Nie było. Joe Biden przyjechał do Belfastu tylko na 17 godzin. Nie wspominał o swoich angielskich korzeniach, równie odległych jak irlandzkie. Znacznie lepiej czuł się w po drugiej stronie granicy podzielonej wyspy. Tu był u siebie, mówił dużo i emocjonalnie o irlandzkim pochodzeniu i katolickim wychowaniu. Nie oszukujmy się: irlandzcy wyborcy mieszkający w USA są ważni. O angielskich przodkach wspomina się za Oceanem mniej chętnie. Amerykański prezydent wygłosił przemówienie w irlandzkim parlamencie w Dublinie. W Belfaście miał wykład w Ulster University i mówił przede wszystkim o szansach młodego pokolenia i inwestycjach amerykańskich dodając, że „pokój i gospodarcze powodzenie są ze sobą związane”. Nie mógł mieć wystąpienia w Zgromadzeniu Irlandii Północnej, bo jego działalność jest wciąż zawieszona.

To kolejny kryzys polityczny, który zaczął się za czasów premierostwa Theresy May. Wywołał go Martin McGuinness z Sinn Féin. Obecnie politycy z DUP, którzy byli przeciwni porozumieniu zawartemu w 1998 r., a obecnie domagają się dalszych zmian w porozumieniu z Unią Europejską po ostatnich wyborach wygranych przez Sinn Féin odmawiają udziału w rządzie. Nie zaakceptowali poprawek do protokołu wynegocjowanego przez Borisa Johnsona. Mieli nadzieję, że wspólnie z byłym premierem „rzutem na taśmę” uda się wywrócić „porozumienie windsorskie”, zawarte w lutym tego roku. W Izbie Gmin tylko 6 posłów DUP i 22 Partii Konserwatywnej głosowało przeciw. DUP nie uznaje przegranej. Apel Bidena o wyzbycie się uprzedzeń i wznowienie współpracy odbił się od ściany milczenia.

Rocznica 25-lecie Porozumienia Wielkopiątkowego powinna być okazją do przypomnienia tych, którzy do tej historycznej umowy kończącej bratobójcze walki katolików z protestantami doprowadzili. W brytyjskiej telewizji pojawiło się kilka programów o Irlandii Północnej, relacjonowano przebieg podróży Joe Bidena. Ważniejsze jednak okazały się strajki w służbie zdrowia.

Wielu tych, którzy zasiadali lub odmawiali udziału w negocjacjach już nie żyje. Przypomnijmy: Joe Mowlam (Partia Pracy), John Hume (SDLP), Martin McGuinness (Sinn Féin), David Trimble (UUP), Ian Paisley sen. (DUP). Ich już nie ma, a bez nich porozumienie nie byłoby możliwe. Do dziś politycy DUP uważają przywódcę UUP, który „przekroczył Rubikon” i zasiadł przy stole negocjacyjnym za zdrajcę. Ale później po kolejnym kryzysie Ian Paisley sen. i Martin McGuinness wspólnie (2007-2008) tworzyli lokalny rząd. Niewiele też mówiono o tym, że ogromną rolę podczas negocjacji odegrał 90-letni obecnie George Mitchell, specjalny wysłannik prezydenta Billa Clintona, znakomity negocjator, który potrafił przekonać zwaśnione strony, że lepiej rozwiązywać problemy poprzez rozmowy a nie zamachy terrorystyczne.

Większość unionistów wciąż marzących o tym, by odtworzyć granicę dzielącą wyspę, gdyż tylko to w ich przekonaniu zapewnia, że Irlandia Północna stanowi część Wielkiej Brytanii, z dystansem odniosła się do wizyty Joe Bidena. Arlene Foster, była pierwsza minister Irlandii Północnej z ramienia DUP w telewizji GB News, stwierdziła, że amerykański prezydent „nienawidzi Zjednoczonego Królestwa”. W podobnym duchu utrzymany był komentarz Lee Cohena, byłego doradcy Izby Reprezentantów ds. Wielkiej Brytanii. Jego tyrada wymierzona została przeciwko kolejnym prezydentom amerykańskim z ramienia Partii Demokratycznej, ale głównie przeciwko Joe Bidenowi, dla którego – zdaniem Cohena – „nienawiść [wobec Wielkiej Brytanii] jest pożyteczna zarówno ze względów osobistych jak i politycznych”.

Trudno zaprzeczyć, że nadzwyczajne stosunki między Londynem i Waszyngtonem znalazły się na mieliźnie. Amerykańscy prezydenci (z wyjątkiem Donalda Trumpa) namawiali Brytyjczyków, by głosowali przeciwko brexiowi. Zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej zapewniali, że przyszłość kształtuje się różowo i liczyli na specjalne stosunki właśnie z USA. Nie wspominali zarówno podczas kampanii referendalnej jak i później tak długo jak się dało o skutkach brexitu dla Irlandii Północnej. Joe Biden w Irlandii wspomniał o brexicie pobieżnie przy okazji apelu o wznowienie działania lokalnego parlamentu i. Z punktu widzenia rozwiązania irlandzkich problemów jego wizyta w Irlandii była wydarzeniem bez znaczenia.

Zadziwia, że dopiero po wyjeździe amerykańskiego prezydenta odbyła się w Belfaście konferencja z udziałem tych, których wcześniej zabrakło. W jednej z dyskusji panelowych wzięli udział Tony Blair, Bill Clinton, b. premier Irlandii Bertie Ahern, a prowadziła ją Hilary Clinton. Wcześniej zasadniczy wykład wygłosił George Mitchell. Nawet Ian Paisley jr, który również wziął udział w tej całodniowej konferencji stwierdził, że wystąpienie amerykańskiego b. senatora było „mistrzowskie” i pokazało co oznacza „przywództwo, konstruktywny dialog i zrozumienie innych”. Szkoda, że konferencja uniwersytecka została przyćmiona przez polityczne fajerwerki.

Julita Kin

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_