01 marca 2023, 11:29

Aleksandra Podhorodecka

 

„Mam nadzieję, że dzień mija ci sympatycznie!” – takim miłym wstępem rozpoczęła się moja rozmowa z… komputerem! Próbowałam coś załatwić telefonicznie, bo nie udało mi się połączenie z „ekranem”. Coraz to nowe instrukcje niwelowały dotychczasowe dane i musiałam wszystko zaczynać od nowa. Zdenerwowana sięgnęłam po telefon, choć wcześniejsze próby były równie bezskuteczne. Wydawało mi się – może całkiem błędnie (!) – że ta nowa technologia miała nam życie ułatwiać. Kiedyś trzeba było trochę poczekać ze słuchawką w ręku, aby się w końcu z kimś połączyć. Dzisiaj każą ci naciskać cyferki, słuchać nie bardzo melodyjnych muzyczek, czekać i w końcu połączenie się urywa, bo czekanie się przedłuża i linia telefoniczna… się denerwuje! Tak bywa najczęściej i na pewno wszyscy Czytelnicy doświadczyli już rozkoszy osiągnięć tej najnowszej technologii! Ciśnienie się podnosi, rachunki telefoniczne również, a sprawa jak była, tak jest nierozwiązana!

Ostatnio spotkała mnie jednak przyjemność zupełnie inna. Po dłuższym czekaniu, naciskaniu odpowiednich guzików i przymusowym odsłuchaniu muzyki odezwał się głos w telefonie. Trochę zachrypnięty, ale miły i grzeczny. Co za ulga. Nareszcie uda mi się coś załatwić. Na pytanie: „Czy mogę w czymś pomóc?” zaczynam tłumaczyć, o co mi chodzi. Sprawa jest dość zawiła, toteż i wytłumaczenie nie jest proste. Miły głos w telefonie odpowiada: „Przepraszam, nie zrozumiałem. Proszę powtórzyć pytanie”. Zaczynam więc od początku! I znowu ten sam miły głos w słuchawce: „Nie zrozumiałem pytania. Proszę je powtórzyć”. Już mnie złość zaczęła brać. Przecież mówię poprawnie po angielsku; mam niezłą dykcję, ogólnie rzecz biorąc, nie mam problemu z dogadywaniem się z ludźmi, a tu sytuacja idiotyczna się powtarza. Nie wiem, czy mam znowu próbować tłumaczyć, o co chodzi, czy zmienić trochę wersję, uprościć ją… i znowu słyszę głos w słuchawce: „Przepraszam, ale ja nie jestem człowiekiem i nie rozumiem, o co chodzi. Postaram się połączyć cię z osobą żywą”. Dopiero wtedy do mnie dotarło: ja rozmawiałam z komputerem; ze sztuczną inteligencją, która próbuje zastąpić człowieka w jego pracy, przyjmując telefony i odpowiadając na najprostsze pytania! Tylko nie jest w stanie go zastąpić, jeśli pytanie wychodzi poza standardowy szablon. Na zaprogramowane pytania ma zaprogramowane odpowiedzi; niczego innego nie rozumie, nie umie i nie potrafi rozwiązać nietypowego problemu. Po co więc to grzeczne pytanie na początku: „Czy mogę w czymś pomóc?”? Zgniewałam się jeszcze bardziej! To ja po to tkwię przy tym telefonie, marnuję czas, denerwuję się, aby w końcu rozmawiać z automatem! Z bezdusznym komputerem, bez humoru, bez wrażliwości na moje potrzeby i bez umiejętności ich zaspokojenia.

Nie zdążyliśmy się uporać z niebezpieczeństwem regularnego przesiadywania na komórkowym telefonie, a już przed nami staje groźba kolejna. Psycholodzy, nauczyciele, profesorowie wyższych uczelni – wszyscy narzekają na młodych, którzy spędzają za dużo czasu przed najmniejszym z ekranów – telefonem komórkowym. Badania wykazują, iż zbyt długie wytężanie oczu i umysłu szkodzi zdrowiu. Różne wymyślają na to lekarstwa: ograniczanie czasu spędzanego przed ekranem; konfiskata telefonów na terenie budynku szkolnego – już stosowana w wielu szkołach – oraz w sypialni dziecka czy młodej osoby. Ta ostatnia opcja jest mocno krytykowana przez samych młodych, którzy twierdzą, iż ich życie towarzyskie się „zawali”, jeśli nie będą w stałym kontakcie z przyjaciółmi. Nie kontakcie osobistym na podwórzu, boisku czy przyjęciu, ale na TikToku, Facebooku czy Instagramie. Stały, regularny, natychmiastowy kontakt jest absolutnie konieczny, aby utrzymać „pozycję” w środowisku rówieśników, którzy tę wspólnotę telefoniczną tworzą! I w oczach młodych nie ma odwołania od tej dramatycznej sytuacji! Nie obchodzi się więc w domu bez „walki”, która staje się przyczyną dalszych nieporozumień i fochów. A jednak są rodzice – świadomi niebezpieczeństw – którzy tę walkę toczą w imię zdrowia i szczęśliwszej przyszłości swoich potomków.

Przywykliśmy już do widoku ludzi – zarówno młodych, jak i starszych – spacerujących ulicami miast, tak mocno wpatrzonych w mały ekran i tak wsłuchanych w sterczące im z uszu białe kołki, że nie patrzą gdzie idą, nie słyszą samochodów, nie odpowiadają na pytania przechodniów i zachowują się tak, jakby dopiero co wylądowali z innej planety. Aż trudno uwierzyć, że to są ci sami ludzie, którym tak niedawno zagrażała telewizja i godziny spędzane przed dużym ekranem. Historia jednak się powtarza; zagrożenia zmieniają oblicze, ale nie znikają!

Wróćmy jednak do mojego komputerowego rozmówcy. Ponieważ nie był w stanie zrozumieć mego pytania, musiał odwołać się do osoby, która w naturalny i łatwo zrozumiały sposób wysłuchała mego problemu i szybko oraz sprawnie na niego zareagowała. Czy skutecznie, to dopiero dalsze tygodnie pokażą! W każdym razie można powiedzieć, że miałam szczęście i dotarłam do osoby fizycznej, która się mną zajęła. Większość nie ma takiego szczęścia i zdziera sobie nerwy, korzystając z tych udogodnień najnowszej technologii.

Zaledwie dzień czy dwa po moim pierwszym – i jak dotychczas jedynym – doświadczeniu obsługi klienta przez twór komputerowy wyczytałam w gazecie, że to moje doświadczenie wcale nie jest nowe. I że tyle było już przypadków mało inteligentnych rozmów z komputerem, że naukowcy postanowili sprawdzić, jakie są autentyczne możliwości takiego tworu. Badacz umiejętności „rozmówcy” po załatwieniu z nim spraw, które był on/ona/ono (bo właściwie nie wiem, jak takie coś nazwać, a nikomu nie chcę robić przykrości niepoprawną terminologią, a to temat na kolejny felieton!) w stanie względnie sprawnie załatwić, rozmowa przeszła do sfery uczuć. I okazało się, że ta sztuczna inteligencja podobno potrafi myśleć, reagować na pytania, rozwiązywać zagadki, pisać wypracowania, ale nie potrafi się zakochać. Może być moim przyjacielem, wspólnikiem, cierpliwym i wyrozumiałym słuchaczem, ale nie potrafi kochać. Uff. I chwała Bogu. Jeszcze tego by nam brakowało, żeby te sztuczne twory wkraczały w sferę uczuć – kochały, zazdrościły, okazywały czułość czy gniew. Pisałam już o tym wcześniej, kiedy była mowa o szachrowaniu i… wychowywaniu. Można komputer nauczyć trochę faktów na temat dobra czy zła. Będzie wtedy poprawnie reagował na wcześniej zaprogramowane sytuacje, ale sam takich rozwiązań nie wymyśli. I tu dla nas jest jeszcze nadzieja! Nie grozi nam zakochanie się w komputerze, nawet i w tych sytuacjach, kiedy pracy przed ekranem poświęcamy wszystkie nasze dni, noce czy wolne chwile! Ale niebezpieczeństwo pozostaje. Dzisiejszym młodym grożą już choroby psychiczne. Po pandemii i przymusowym lockdownie bardzo wielu młodych zatraciło wiarę we własne możliwości; są strachliwi, niepewni siebie, boją się nawiązywać kontakty, unikają spotkań. Komputer jako przyjaciel może wydawać się istnym wybawieniem. Może słuchać, doradzać i manipulować. Bo tego człowiek może go nauczyć. Może wtedy zawładnąć światem i tak nas przekonywać o swojej mądrości, wiedzy, systematyczności, że zapanuje nad życiem i to nie tylko młodych. Nad naszymi wyborami, decyzjami i planami na przyszłość. A nie możemy do tego dopuścić.

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_