27 kwietnia 2021, 06:00
And Who Are Youuu?
Było to 4 lipca 2002 roku. Aż się wierzyć nie chce, że minęło już tyle lat. Pomimo upływu czasu, to piękne wspomnienie wcale jednak nie blednie. Odżyło w ubiegłą sobotę z całą siłą.

Książę Filip i królowa Elżbieta II w czasie wizyty w Titanic Belfast

Oglądając transmisję z Windsoru, a raczej „towarzysząc” Księciu Filipowi, wraz z milionami ludzi na całym świecie w jego ostatniej drodze, wróciłam myślą do dnia, kiedy spotkało mnie doprawdy coś niezwykłego. W ramach swego Złotego Jubileuszu, Jej Wysokość Królowa Elżbieta II, odwiedziła wówczas także południowy Londyn. Towarzyszył Jej (jak zwykle), Książe Filip (ta Jej, jak mówiła, opoka i podpora). Na spotkanie do Addington Palace zaproszono przedstawicieli różnych lokalnych społeczności – nauczycieli, lekarzy, sportowców, artystów, pisarzy, ludzi zwykłej ciężkiej pracy, w której dokonywali jednak „cudów”, a także reprezentantów mniejszości narodowych, tak przecież licznych w Londynie! Mnie spotkał zaszczyt reprezentowania polskiej społeczności z Parafii pw. Jezusa Miłosiernego w Croydon – Crystal Palace, gdzie życie kulturalne i edukacyjne toczyło się wartko i ciekawie, było więc o czym opowiedzieć i czym się pochwalić.

Przejęta nadchodzącym wydarzeniem, poleciałam do rodzinnej Łodzi, kupić sobie na tę okazję coś odpowiedniego. Ta moja „Ziemia Obiecana”, pamiętająca czasy świetności przemysłu włókienniczego, stale słynęła w Polsce z dobrego krawiectwa i stylu. Nie zawiodła i tym razem. Wróciłam z eleganckim kostiumem, który potem służył mi przez kolejne lata na tak zwane „wyjścia”. W Pałacu Addington podzielono nas na prawą i lewą stronę. Ci po prawej, najpierw mieli spotkać się z Jej Wysokością Królową Elżbietą, ci po lewej, z Księciem Filipem. Potem następowała zmiana stron. Miało być sprawiedliwie! Zapowiedziano, że Królowa poda rękę co trzeciej osobie (ale od kogo zacznie… nie wiadomo!) Wiele z tym było emocji. Czy to może będę ja? A może jednak „ten obok?” Okazało się, że owszem ,to był… „ten obok!” Ale co tam! I tak radość z samego patrzenia, była dla mnie wielka.

Książę Filip krążący po drugiej stronie salonu miał przejść na tę naszą, ale coś długo nie przechodził, więc zaczęliśmy pomiędzy sobą rozmawiać. To z tym, to z tamtym, o tym, o owym… Były to rozmowy na tyle zajmujące, że przez chwilę straciłam czujność. No i właśnie w tym momencie, nad moim lewym ramieniem wyłoniła się głowa Księcia Filipa, który z uśmiechem zapytał: „and who are youuu?” Poświęcił mi sporo czasu. Zdążyliśmy porozmawiać i o Krakowie, i o naszych lotnikach, (których obdarzał wielkim podziwem i szacunkiem), i o Gdańsku i… o polskich  koniach! Księcia interesowało też kształcenie naszych dzieci w warunkach emigracyjnych. Wreszcie zapytał, czy wiem, że on ma w Warszawie dalekiego kuzyna!? Oczywiście… nie wiedziałam! Tym dalekim kuzynem, jak się okazuje, jest ojciec Aleksander Hauke – Ligowski, Dominikanin, który ten właśnie zakon wybrał dla siebie bo jak mówi: „jest misyjny, Maryjny i intelektualny”. Ojciec Aleksander, w swoim interesującym życiu, wykazał się cechami charakteru, niejako łączącymi go z dalekim książęcym kuzynem. Są to odwaga, własny styl i świadomość, że jak mówi: „jest się panem siebie”. Nie zawsze „poprawny politycznie” Książe Filip, niewątpliwie takie własne cechy posiadał, i z czarującą swobodą prezentował światu.

Po rozmowie w salonie, której na pewno nigdy nie zapomnę, zaproszono wszystkich na lunch, do rozstawionej w ogrodzie pałacu markizy. Przy naszym stole siedział osobisty sekretarz Królowej Elżbiety, przy innych jakaś znacząca osoba z królewskiej świty, a wybrani szczęśliwcy dostąpili zaszczytu dzielenia stołu z Jej Wysokością lub Księciem Filipem. Deseru nie dojadłam, bo „królewski stół ” lunch jakoś szybko skończył, co było sygnałem dla całej reszty. Piękne spotkanie dobiegło końca. Podczas tej wizyty widoczne (ale bardzo dyskretnie okazywane) było wzajemne szukanie się wzrokiem królewskiej pary. To była „wspólna praca”. Razem, ale osobno, czy może raczej… osobno, ale razem! Idealny duet. 

Tydzień temu, podczas transmitowanego pogrzebu, każdy z nas zapewne zapamiętał coś, co zostanie mu we wspomnieniach na zawsze. Dla mnie będzie to moment, kiedy Królowa Elżbieta wchodząc do kaplicy, odwraca się nagle w stronę drzwi. Tak jakby sprawdzała, gdzie jest ten, który przecież zawsze za nią szedł! I zawsze był! I w tym odwróceniu głowy była jeszcze nadzieja. Ale zaraz zgasła. I to co cały świat zobaczył, łamało nam serca. Królowa była SAMA. I już teraz zawsze tak będzie. I tej pustki nic i nikt nie wypełni, choćby się nie wiem jak starał. A wiedzą o tym wszystkie wdowy i wdowcy świata.  

Moje wspomnienia z Addington Palace dotyczą dwojga ludzi. Bo ich po prostu nie daje się rozdzielić! Jak będzie żyć teraz Królowa? Nie wiem. Gdybym mogła, podarowałabym Jej wiersz Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, w nadziei, że może jakoś by ulżył? Tylko… ja chyba nie do końca w te ostatnie słowa wierzę. 

„Nie widziałam cię już od miesiąca.

I nic. Jestem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,

lecz widać można żyć bez powietrza!”

 

Ewa Kwaśniewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_