05 kwietnia 2021, 10:00
Dr Darowski: 80 lat temu polscy lotnicy ratowali Wielką Brytanię. Teraz szczepionka oksfordzka może uratować Polskę
O tym skąd się bierze niechęć Polaków do szczepionki i czy są oni zagrożeniem dla sukcesu programu szczepień w Wielkiej Brtanii mówi dr Adam Darowski, ordynator interny w szpitalu uniwersyteckim w Oksfordzie, który prowadził – obecnie już zamknięty – oddział COVID-owy w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

Brytyjczycy są najbardziej zadowoleni z programu szczepień ze wszystkich krajów europejskich. Ma to też odzwierciedlenie w liczbach, bo udało się tutaj zaszczepić najwięcej osób, ponad połowę dorosłych mieszkańców. Jednak wciąż odnotowuje się, że nie tylko wśród Polaków, ale też innych mniejszości narodowych jest duża doza sceptycyzmu co do szczepionek. Skąd się bierze ten rozdźwięk?

– Może trzeba wrócić do tego, co powiedziała Pani na samym początku. W Anglii ludzie się dali zaszczepić. Dlaczego? Wydaje się, że w różnych państwach stopień sceptycyzmu do szczepienia jest uzależniony od tego, jakie zaufanie mają ludzie do instytucji, czy to do rządu, czy to do służby zdrowia (bo w wielu krajach nie ma jednolitej służby zdrowia), czy to do lekarzy. W tym kraju lekarze i pielęgniarki cieszą się najwyższym zaufaniem społecznym. Jeszcze do tego dochodzi to, że tu są wszyscy profesorowie oksfordzcy, że to nasza szczepionka, że ta elita intelektualna społeczeństwa występowała w radiu, w telewizji. Niezwykle ważnym elementem jest też szeroko pojęty interes społeczny: jeśli uważacie, że nie musicie szczepić się dla siebie, to proszę zróbcie to dla swoich znajomych i bliskich. I wszyscy się z tym zgadzają, nawet królowa o tym mówiła. Nie ma w debacie publicznej żadnego głosu poważnego, że nie należy się szczepić. Natomiast do Polaków (i podejrzewam innych mniejszości narodowych) w Wielkiej Brytanii, dla których język angielski stanowi barierę językową, te komunikaty nie docierają. W polskiej społeczności jest też dużo osób, które wyjechały za pracą i nie mają większego wykształcenia. A im bardziej są ludzie wykształceni, tym mniej sceptyczni są do szczepionki.

Jaki był najbardziej absurdalny argument przeciwko szczepieniom, który Pan usłyszał? 

– Najbardziej absurdalny to chyba z tym czipem. Wyprodukowanie takiego czipu, że nawet go nie widać, to musi być olbrzymi przemysł! To lata trzeba to projektować. Ten czip trzeba jakoś zasilać! Jaka to musi być zaawansowana technologia! Gdybyśmy tylko mieli czip, który można w ten sposób wstrzykiwać, to byłoby olbrzymim osiągnięciem dla ludzkości. Ale taka rzecz nie istnieje. 

W czasie spotkania w POSK Online wspominał Pan też o tym, że nawet osoby pracujące w Pana szpitalu – głównie Polki i Hinduski – obawiały się szczepionki.

– Mamy bardzo dużo pielęgniarek z Indii w tej chwili. Właśnie stamtąd werbowaliśmy, żeby zastąpić tych, którzy wrócili do siebie po brexicie, bo trzy lata temu większość pielęgniarek na oddziałach interny, to byli ludzie z Portugalii, Hiszpanii, Włoch, Polski. Obecnie mamy znowu ludzi znowu z Filipin i z Indii Południowych. A tutaj kwestią szczególną u młodych pielęgniarek była obawa przed niepłodnością. Oczywiście to jest absurd, nie ma w tym żadnego uzasadnienia.

W końcu udało się je przekonać?

Tak, bo to chodziło tylko o informacje. Ci ludzie byli niepewni, bo mieli sprzeczne informacje. I w końcu przyjęli tę wiedzę przede wszystkim od tych starszego stażem personelu, że jednak należy się szczepić. Był pewien moment, że mówiono, jak nie chcecie się szczepić, to może nie powinniście być w pracy, bo jest tu ta sytuacja, że pacjenci przychodzą do szpitala, zarażają się od personelu i potem umierają. Więc takiego personelu, który nie jest odporny na COVID, nie należy mieć na oddziale. Więc kto jest nieszczepiony może nie powinien pracować w szpitalu czy to w domu opieki.

Czy Polacy, nie szczepiąc się, mogą wpłynąć na tzw. odporność zbiorową Wielkiej Brytanii?

– Odporność zbiorowa polega na tym, że jak już jest przeważająca większość zaszczepiona, to wirus nie ma się, gdzie „zaczepić”. Ci, którzy nie mają odporności, mogą zachorować, ale już nie będą mieli, komu tego przekazać dalej, bo większość ludzi, których spotkają, będzie już zaszczepionych. Jeśli zaś chodzi o imigrantów – poza Londynem, bo w Londynie mniej więcej połowa ludzi urodziła się gdzie indziej –  większość kraju, jeśli chodzi o obszar, niekoniecznie o centra ludności, to przede wszyscy tam mieszkają tam Anglicy, którzy się chętnie szczepią. Więc to może być lokalnie problemem, ale ogólnie na państwo raczej nie wpłynie. Uważam, że ludzi urodzonych za granicą, którzy nie będą się szczepić, jest za mało, żeby to wpłynęło na ogólny wynik. 

Jak program szczepień wpływa na rozwój epidemii?

– Jak prowadziłem oddział z COVID-em w styczniu, to mieliśmy siedem oddziałów interny, plus odział chorób zakaźnych, plus oddział pulmonologii, plus kardiologia, plus intensywna opieka, plus izba przyjęć. Jedna część izby przyjęć była tylko dla pacjentów z COVID-em. Teraz, dziś mamy siedemnastu pacjentów i mamy jeden oddział na COVID, który jest pełny ludzi na rekonwalescencji po COVID-zie. I może jedną osobę dziennie przyjmujemy z COVID-em. A było ich 40 lub 50 dwa miesiące temu. Ci, co zostali przyjęci do szpitala, to byli w większości ludzie po siedemdziesiątce, którzy mieli liczne schorzenia, najczęściej cukrzycę, choroby serca, choroby płuc, nadwagę, to jest wielka sprawa, no i mężczyźni. Też ludzie z innego pochodzenia, to znaczy Hindusi, ale też Brazylijczycy. Ludzi, którzy nie byli etnicznie Anglikami, było bardzo dużo, więcej niż się widzi w naszej normalnej pracy. Jeszcze do tego była garstka ludzi, którzy byli młodzi i zdrowi, ludzie wysportowani i zdrowi, poniżej 35. roku życia, którzy też byli bardzo chorzy. Na szczęście teraz mamy skuteczne leki na to i lepiej rozumiemy, jak należy leczyć tych ludzi ogólnie, jeśli chodzi o wsparcie z tlenem, wentylacją itd. Więc prognoza dla ludzi chorych na COVID się zmieniła dość dramatycznie w ciągu ostatniego pół roku. Jak ktoś jest już raz zaszczepiony, to szansa, że poważnie zachoruje lub umrze na COVID jest drastycznie zmniejszona. Więc to szczepienie jest bardzo, bardzo skuteczne. I nie będziemy mieli tych takiej liczby osób przyjętych do szpitala z powodu poważnego COVID-u. 

Czy przez takie spotkania jak w POSK Online jest szansa na to, żeby zmienić nastawienie Polaków do szczepionek?

– Większość ludzi ze wszystkich mniejszości narodowych, to są młode osoby. Oni jeszcze nie doszli do tego etapu, że są na liście szczepienia. Więc to raczej teraz jest ten moment, żeby te akcje promowały szczepienia wśród tych mniejszości. W ciągu ostatnich dni zostałem wciągnięty w sprawę szczepień w Polsce przez występy w radiu i telewizji. Dwie rzeczy wyszły z tych rozmów, które trzeba rozważyć. Po pierwsze, że powinno się rozpocząć akcja edukacyjna w Polsce proszczepionkowa, aby Polska była gotowa na ten dzień, kiedy będą dostawy szczepionki. Mógłby to prowadzić celebryta np. Robert Lewandowski lub inna powszechnie szanowana osoba. Po drugie, w Wielkiej Brytanii będzie coraz większa produkcja szczepionki, ale za trzy miesiące już wszyscy będą szczepieni. Polska by mogła powiedzieć Anglikom: „80 lat temu w najciemniejszej waszej godzinie przyjechali do was z ratunkiem polscy lotnicy. Teraz dobry moment, żeby ratować Polskę.” Myślę, że to także wpisywałoby się w politykę zagraniczną Wielkiej Brytanii, dając szansę na negocjacje z poszczególnymi państwami Unii Europejskiej, a nie z Brukselą. Ponieważ zaufanie do szczepionki AstraZenca spadło ostatnio w Europie, teraz jest to idealna okazja dla Polski, żeby ją promować i zdobywać dostawy. 

Rozmawiała: Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_