23 października 2020, 09:00 | Autor: admin
Urszula Kaprawy i jej moc budzenia zmysłów
Moja sztuka jest zapisem podróży przez życie. Chciałabym, żeby budziła emocje, a ludzie nie pozostawali obojętni na obrazy, które tworzę – mówi Urszula Kaprawy w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Jak definiujesz swoje malarstwo?

– Jako uosobienie wolności i mojego postrzegania otaczającego nas wszechświata. Zawsze było ono dla mnie wielką pasją, a jednocześnie formą wyrazu emocji i przemyśleń dotyczących zachowań społecznych oraz duchowych człowieka, jego miejsca w społeczeństwie, przyrodzie, codziennej rzeczywistości. Bardzo pomocna w uporządkowaniu tego wszystkiego okazała się wiedza, jaką zdobyłam na studiach politologicznych, a także zainteresowanie filozofią antropologiczną oraz rozwojem osobistym.

Odwołujesz się do tego w swojej twórczości?

– Owszem, przy czym inspirację czerpię z doświadczeń, obserwacji, przemyśleń. Niewyczerpanym źródłem pomysłów są na przykład mitologie starożytnych cywilizacji, szczególnie Egiptu. Dwutygodniowa podróż po tym kraju, jaką odbyłam zaraz po studiach, wywarła na mnie wielkie wrażenie. Piramidy, tradycja, kultura… – wszystko tam jest zupełnie inne niż w Europie.

Wiele do myślenia dają też dobre książki czy filmy, chociażby „Metropolis”. Ta niema, nakręcona w 1927 roku produkcja, pokazuje wizję przyszłości i występujące w niej podziały społeczne, gdzie biedni ubożeją jeszcze bardziej, a bogaci pomnażają swoje majątki.

Sprawdziło się.

– Niestety. Moje obrazy są owocem wyobraźni, chociaż opierają się na rzeczywistości, będąc jej interpretacją. Maluję pejzaże, abstrakcje, akty, często odwołuję się do symboli. Sięgam po śmiałe, kontrastowe kolory, które nadają tym pracom głębi, chociaż – w opinii niektórych – mogą podważać istniejące dogmaty piękna. Tyle że jest to pojęcie umowne i indywidualne, a ja wierzę, iż sztuka ma moc budzenia zmysłów, przemawiania bez słów i inicjowania zmian. Właśnie dlatego tak ważne są zawarte w niej emocje. W pełni podpisuję się pod słowami Paula Cezanne’a: „A work of art which did not begin in emotion is not art”.

Trudno się z nimi nie zgodzić.

– Są moim przewodnikiem, a maluję od dziecka. Zaczynałam w domu, potem uczyłam się operowania pędzlem w szkole i na kółkach pozalekcyjnych. W rodzinie nie mieliśmy artystycznych tradycji (mama była nauczycielką w przedszkolu, a tata ekonomistą), ale ja czułam w sobie twórczą duszę. Równocześnie interesowałam się modą oraz polityką i właśnie pod wpływem fascynacji zmianami w Europie Wschodniej, a szczególnie w Polsce, których kulminacją był upadek komunizmu, zaczęłam zaoczne studia z politologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pochodzę z Jastrzębia Zdroju, ale w tamtym okresie przeniosłam się do Krakowa, gdzie znalazłam zatrudnienie jako agent ubezpieczeniowy. W parze z nauką i pracą szedł rozwój artystyczny – uczęszczałam na kursy rysunku oraz technik graficznych, jakie odbywały się na Uniwersytecie Jagiellońskim, malowałam, uczestniczyłam w kilku wystawach. Czułam, że się rozwijam, ewoluuję w dobrym kierunku, ale niedługo po obronie pracy magisterskiej wyjechałam do Londynu.

W poszukiwaniu dalszych inspiracji?

– To miasto zawsze mnie ciekawiło. Muzea, galerie, wydarzenia z najwyższej półki, artyści z różnych zakątków globu. Był rok 2004, Polska akurat wstąpiła do Unii Europejskiej, otworzyły się granice, więc skorzystałam z okazji. Nad Tamizą chciałam pobyć kilka tygodni, pooddychać tutejszym klimatem i wrócić do kraju, ale zafascynowana lokalnym kolorytem oraz różnorodnością postanowiłam zostać dłużej. I jestem tu do dziś, już ponad półtorej dekady. Szybko zapisałam się do szkoły językowej, a żeby się utrzymać pracowałam w sklepie z ubraniami dla młodzieży. Z czasem znalazłam zatrudnienie jako menedżer w Brissi, luksusowej marce znanej z dekoracji eleganckich, stylowych wnętrz.

Oczywiście, moim oczkiem w głowie była sztuka. Rozwijałam swój twórczy warsztat i malowałam obrazy, które prezentowałam w londyńskich galeriach. W 2010 roku wzięłam udział w grupowej wystawie w Saint Peter’s Church Gallery, a rok później zaliczyłam solowy debiut w Westbourne Studios, bardzo popularnym i obleganym przez artystów miejscu. Kolejne ekspozycje miałam w Luna Rosa Restaurant oraz galerii Debut Contemorary, jednak narodziny mojej córki w 2013 roku sprawiły, że malarskie pasje i aspiracje zeszły na dalszy plan. Bardziej skupiłam się wówczas na prowadzeniu bloga o modzie, udzielaniu porad stylistycznych oraz nagrywaniu filmów na YouTube związanych z makijażem.

Przełom nastąpił trzy lata temu, kiedy uświadomiłam sobie, że to jednak malowanie jest tym, co chcę w życiu robić. Na maksa, z pełnym poświęceniem i zaangażowaniem. To wtedy rozpoczęłam proces budowania swojej pozycji w tej branży, a także formalnej edukacji artystycznej, uczestnicząc w różnych kursach i szkoleniach organizowanych między innymi przez The Heatherley School of Fine Art oraz The Royal Drawing School.

Warto było?

– Zdecydowanie, dużo się nauczyłam, co teraz procentuje. W 2019 roku pokazałam się szerszej publiczności podczas Mind Body Spirit Wellbeing Festival. Odbywa się on cyklicznie w londyńskiej hali Olympia i jest największą imprezą w Wielkiej Brytanii jeśli chodzi o zagadnienia związane z rozwojem osobistym, zdrową żywnością, medycyną, a także różnymi formami artystycznej ekspresji. Moje obrazy spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem zarówno wśród wystawców, jak i osób odwiedzających targi, co jeszcze bardziej dodało mi wiatru w żagle. To właśnie tam poznałam jednego z moich obecnych kolekcjonerów Barneya Battlesa, który niedługo potem zaprosił mnie do udziału w The Best of British. Wydarzenie zorganizowano w Athenaeum Hotel, a jego celem była promocja brytyjskich biznesów, z różnych dziedzin. Poza prezentacją swojej twórczości poznałam tam wielu ciekawych ludzi, a wśród gości honorowych pojawił się między innymi książę Kentu Michael.

Bieżący rok zaczął się równie intensywnie. W marcu miałam wystawę w Hoxton Cabin, a zaraz po zniesieniu obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa w Cafe 66 Barnes. Niestety, dwie inne ekspozycje, jakie planowałam, zostały odwołane.

Ale nie zasypiasz gruszek w popiele.

– Bynajmniej. W najnowszym projekcie, pod tytułem „Drzewa w krajobrazie – wzdłuż brzozowego lasu, w kierunku medytacji”, koncentruję się na relacji pomiędzy człowiekiem a naturą. Las jest miejscem duchowej kontemplacji, a drzewa źródłem życia i mądrości, dając harmonię oraz odprężenie. Maluję brzozy, które są związane z żeńską zasadą wszechświata, chronią dom, przynoszą sukces. Seria, która składa się obecnie z 30 obrazów, cały czas się rozrasta.

I jest kolejną w twoim dorobku.

– Było ich kilka. „Mind Body Spirit – life drawings” tworzą rysunki celebrujące zdolność ekspresji postaci ludzkiej, uzmysławiają, że nie jesteśmy jedynie bytem fizycznym. Cykl przedstawia siedmiowarstwową energię aury, która otacza ciało, współdziałając z umysłem i duchem. Aby uzyskać odpowiedni efekt oprócz farb wykorzystałam tam złoto, co nadaje nowy wymiar papierowi, uwypuklając, w zależności od światła, blask i głębię.

W serii „Materialne niewolnictwo” prześwietlam ludzką psychikę i jej społeczne uwarunkowania, kwestionuję potrzebę posiadania, a także przywiązania do rzeczy materialnych. Poprzez odważne kolory i śmiałe symbole chcę uzmysłowić widzom niebezpieczeństwa, jakie wynikają z utraty własnego „ja” w pogoni za tym, co przemijające i ulotne.

Z kolei w cyklu „Nieuchwytna przestrzeń ludzkiej psychiki” koncentruję się na tych stronach życia, które często staramy się zignorować, takich jak zwierzęcość czy atawizm. Z pozoru mogą się one wydawać mało istotne, jednak nie wolno ich lekceważyć, dlatego poprzez pozytywne odczucia powinniśmy zmierzać do samoregulacji emocji.

Duży sentyment mam też do serii „Oddech”. Przy obecnej niesamowitej presji zbiorowości na jednostkę często zapominamy o swojej podmiotowości. Wiele czynników ma wpływ na to, że zmieniamy się w bezwolne maszyny tracąc duszę, zdolność odczuwania oraz wyboru pomiędzy prawdą a kłamstwem.

Skomplikowana tematyka.

– Odzwierciedlająca to, co czuję, co jest we mnie i czym chcę się dzielić z innymi. Warto na chwilę przystanąć i zastanowić się nad tym, co naprawdę ważne, dopóki jeszcze nie jest za późno. No bo dokąd zaprowadzi nas wyścig szczurów, życie pozbawione sensu, celu, głębszych idei…

Są artyści na których się wzorujesz?

– Podążam własną ścieżką, ale jest sporo twórców, których cenię. To przede wszystkim Pablo Picasso. Podziwiam go za ciągłą ewolucję, czerpanie z różnych stylów oraz zabawę formą i barwą. Prawdziwy mistrz.

Lubię też twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza, Jana Lebensteina, Tadeusza Kantora, Władysława Podkowińskiego, a z zagranicznych – Hieronima Boscha, Rembrandta, Vincenta van Gogha, Marca Chagalla. To skrócona lista, mogłabym jeszcze długo wymieniać. Jakie są wspólne cechy tych wszystkich artystów? Posługiwali się unikalną techniką, traktowali kolor jako podstawowy środek ekspresji, a ich dzieła powstawały pod wpływem emocji…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_