20 kwietnia 2020, 08:00 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Haft, kosmici i teorie spiskowe
Mieszka w Szkocji, studiuje nauki ścisłe, a w każdej wolnej chwili haftuje fantastyczne obrazy: istoty z innych planet, mityczne potwory i senne wizje rodem z Beksińskiego. O swojej pasji Zuzanna Rybak opowiada w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

 

Zuzanna Rybak

Od jak dawna mieszka Pani w Szkocji?

W lipcu minie siódmy rok, od kiedy mieszkam w Edynburgu. Pochodzę z niewielkiego miasteczka Lipsko, w województwie mazowieckim. Wyjechałam praktycznie od razu po skończeniu liceum. Nie były to względy ekonomiczne, jak u większości imigrantów, powiedziałabym raczej, że to historia miłosna, a po przyjeździe zakochałam się również w Szkocji i jak na razie nigdzie indziej się nie wybieram.

Skąd pomysł na haftowanie? Kiedy Pani zaczęła to robić?

Tak na poważnie, pełną parą zaczęłam dopiero po przeprowadzce do Szkocji, ale pierwsze próby podjęłam dużo wcześniej. W dzieciństwie miałam książkę z bajkami. W opowieści o śpiącej królewnie znajdowała się ilustracja, na której królowa haftowała na tamborku, siedząc w oknie zamku. Myślę, że ten pomysł narodził się już wtedy, pamiętam, że myślałam wtedy, że to musi być przyjemne zajęcie i takie „godne damy”. Ale jak się okazało, w dzisiejszych czasach również bardzo nietypowe. W międzyczasie próbowałam się wyrazić w wielu innych dziedzinach sztuki, na przykład na wiele lat „utknęłam” w poezji.

Kto Panią tego nauczył? Jak Pani rozwija swoje umiejętności?

Moja przygoda z haftem zaczęła się chyba w wieku ośmiu lat. Pamiętam, że w szkole mieliśmy za zadanie wyhaftować serwetkę na Dzień Matki. Byłam niezwykle podekscytowana, jednak szybko okazało się, że nie dostaliśmy żadnych podstaw, jak haftować. Moje pierwsze próby mnie załamały, poszłam wyżalić się sąsiadce, która zawsze była moim autorytetem i wówczas wreszcie nadszedł czas, kiedy pokazano mi pierwszy ścieg – krzyżykowy. Wyhaftowałam dwa tulipany na serwetkę dla mamy, a później wiele więcej dość prostych obrazków. I oczywiście pokochałam to. Natomiast przygoda z haftem płaskim zaczęła się tak na dobre już w Szkocji. Uczyłam się sama korzystając jedynie z tutoriali w internecie.

 

Skąd Pani czerpie inspiracje do swoich prac?

Przede wszystkim z natury. Od kiedy pamiętam, jestem zafascynowana biologią i ogromną cześć z tego, co robię, czerpię właśnie z przyrody. Jestem osobą, która potrafi odnaleźć piękno w rzeczach, których inni ludzie się boją lub brzydzą, np. szkielety, czaszki, insekty czy pleśń. Jednak w mojej twórczości widać wpływ wszystkiego, z czym się stykam, dobrym przykładem są tutaj teorie spiskowe, które są niejako moim „guilty pleasure”. W moich pracach nawiązywałam już do UFO, starożytnych kosmitów czy reptylian. Uwielbiam również odtwarzać dzieła artystów, których podziwiam. Wydaje mi się, że odtworzenie czyjejś pracy techniką tak czasochłonną i wymagającą, jaką jest haft, to wyraz ogromnego szacunku.

 

Edward Munch, „Niepokój”

Widziałam w Pani pracach dużo Beksińskiego… Skąd zainteresowanie jego sztuką?

Od zawsze ciągnęło mnie również do mrocznej strony życia. Beksiński w wywiadach często mówił, że maluje to, co widzi w snach. Dla mnie fascynujące jest, jak genialnie w sposób wizualny oddawał mrok czy lęki, które podejrzewam, siedzą gdzieś w każdym z nas. I co mnie jeszcze bardziej zadziwia, robił to, będąc lub zdając się być tak pogodnym człowiekiem. No i oczywiście ten jego niepowtarzalny styl, który jest obecnie naśladowany przez wielu młodych artystów! Dla mnie jest to po prostu mistrzostwo.

Jacy inni artyści są dla Pani inspirujący?

Mister Finch, który zupełnie zmienił moje podejście do rzeźby. On również czerpie bardzo dużo z natury, ogromne ćmy i grzyby? Totalnie mój klimat. Bliski jest mi również surrealizm, więc mogę tutaj wymienić Salvadora Dali. Nie tylko jego sztuka, ale cała jego postać jest niezmiernie inspirująca. Często również wracam do twórczości Edvarda Muncha oraz Vincenta van Gogha ze względu na genialną kolorystykę. W tym miejscu muszę koniecznie wspomnieć H.P. Lovecrafta – dla odmiany pisarza, klasyka horroru. On stworzył on niejako całą mitologię, z której czerpie obecnie wielu artystów różnej maści. W swoich pracach również ciągle wracam do postaci Cthulhu („monstrum, w ogólnym pokroju jakby człekokształtne z łbem jak kałamarnica (…) i twarzą ginącą w rojowisku macek” – przyp. red. na podstawie H. P. Lovecraft „Zew Cthulhu”, w: „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści”, przeł. Maciej Płaza).

Haftowanie to nie wszystko. Pani również maluje.

Często sięgam po farby akrylowe. Od zawsze chciałam się nauczyć malować, ale już zwyczajnie brakuje mi czasu na kolejne hobby, więc zamiast zaczynać coś nowego, jakiś czas temu postanowiłam połączyć haft i malowanie i obecnie w wielu obrazach tło jest malowane, a główna postać lub przedmiot haftowany. Bardzo spodobał mi się ten efekt i często do niego wracam. Na ten czas zamieniam tradycyjny tamborek na zagruntowane płótno malarskie, co również wydaje mi się dosyć nietypowe.

Zdzisław Beksiński

 

Czy sztuka haftu jest Pani źródłem utrzymania czy to tylko hobby?

Przez krótki czas próbowałam zmienić to hobby w pracę, jednak ten przymus i poczucie obowiązku w pewnym momencie zniszczyło przyjemność, jaka z tego płynie. Obecnie wolałabym, żeby sztuka pozostała zajęciem na wolny czas. Obecnie raczej nie sprzedaje swoich prac, bardzo rzadko, okazyjnie można powiedzieć. Zazwyczaj tworzę sama dla siebie lub dla moich przyjaciół. Najbardziej intrygującym zamówieniem mogłabym nazwać prośbę o wyhaftowanie obrazu Clive’a Bakera, którego znałam wcześniej jedynie z twórczości filmowej i książkowej. Okazało się, że ów twórca horrorów jest bardzo wszechstronny i zajmuje się również malarstwem. Jak można się domyślić, jego obrazy są równie mroczne, co reszta twórczości.

Czym Pani się zajmuje na co dzień?

Obecnie studiuję Applied Science w Edinburgh College, a w niedalekiej przyszłości mam nadzieję przenieść się na studia mikrobiologiczne.

Czy wyszywanie stanowi dla Pani ucieczkę w czasach pandemii?

Zdecydowanie tak. Twórczość zawsze była dla mnie czymś, co można powiedzieć, wręcz trzyma mnie przy życiu. Zwłaszcza haft który uchodzi za zajęcie relaksujące, odstresowujące, a również czasochłonne, wręcz idealne podczas przymusowego siedzenia w domu.

„Wielka fala w Kanagawie” japońskiego artysty Hokusaia

 

 

 

Rozmawiała:

Magdalena Grzymkowska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_