12 października 2019, 09:48
„Jawnuta” w Teatrze POSK: Sielanka, taniec i miłość
Styl, w jakim zaprezentowała się zagraniczna premiera „Jawnuty” jest na tyle atrakcyjny, że powinien z łatwością przemówić do każdego odbiorcy, nawet nie zaznajomionego z naszym językiem i kulturą.

fot. Ryszard Szydło

W cyklu oper Stanisława Moniuszki, prezentowanych od kilku lat na scenie POSK-u, przyszedł w tym roku czas na mniej znaną „Jawnutę” (5-6 października). Trzeba docenić entuzjazm i energię twórców tych produkcji, które powstają tu, na teatralnych deskach Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie wysiłkiem miejscowych animatorów kultury, twórców teatralnych i artystów, obok których goszczą również śpiewacy z Kraju.

Moniuszkowska opera o Cygance, która najpierw spowodowała wiele cierpienia, ale potem przywróciła poszkodowanej rodzinie szczęście i radość, jest już siódmą produkcją inicjatywy „Polska Opera w Londynie”. Poprzedziły ją: „Verbum nobile” w 2008 roku, a od 2014 roku kolejno: „Halka”, „Straszny dwór”, „Hrabina”, „Paria” i „Flis”. Cykliczność tej pracy jest nie tylko godna uznania, ale i widocznie wpływa na dojrzewanie zespołu wykonawców oraz stylu tego ambitnego projektu artystycznego, znanego także pod angielską nazwą „The Polish Opera in London at POSK”. Niewątpliwie ogromną rolę w tym kilkuletnim już procesie odgrywają stali twórcy i realizatorzy: dyrygent Stephen Ellery, reżyser Feliks Tarnawski, kameralny zespół instrumentalistów oraz powracający w kolejnych produkcjach wokaliści i tancerze. Staranność przygotowań każe realizatorom zadbać również o tłumaczenie libretta na język angielski, które można śledzić na ekranie wraz z przebiegiem spektaklu.

Jawnuta czyli Cyganie

Prezentowana ostatnio w POSK-u „Jawnuta” miała tym samym swoją premierę zagraniczną, co dodatkowo podnosi rangę Moniuszkowskiego cyklu na polskiej scenie w Londynie. Dla wielu odbiorców był to z pewnością pierwszy kontakt z tą nie aż tak znaną operą, w której jednak pojawiają się powszechniej znane i niezależne utwory, jak krakowiak „Wesół i szczęśliwy krakowiaczek ci ja” czy piosenka „Kum i kuma”. Warto odnotować, że libretto Władysława Ludwika Anczyca oparte jest na sielance „Cyganie” Franciszka Dionizego Kniaźnina i pierwsza wersja opery, wystawiona w Wilnie w 1852 roku, nosiła taki właśnie tytuł.

Bardziej niż tytułowa Cyganka Jawnuta, wychodzi w tej operze na pierwszy plan para zakochanych, Stach i Chicha (również Cyganka), którym na przeszkodzie do szczęśliwego życia we dwoje stoją przedziały społeczne i kulturowe. Moniuszko napisał tę operę w stylu komicznym (bywa ona określana mianem „operetki”), zatem mimo przeszkód przychodzi pomyślne rozwiązanie. Dokonuje się ono za sprawą tytułowej bohaterki, w którą z powodzeniem wcieliła się w tej produkcji artystka z Łodzi, Olga Maroszek, śpiewająca pięknym, dźwięcznym mezzosopranem, a do tego odznaczająca się wdziękiem i dużą vis comica.

Z pewnością cała prezentacja tej opery była pełna wdzięku, zabawna, ale i chwilami uderzająca w poważniejsze tony – liryczne, czasem też patriotyczne. Bardzo dobrze sprawdził się pomysł uproszczonej scenografii (projekcje sielskiego pejzażu wypełniające tło sceny i niewielka liczba rekwizytów kojarzących się z polską wsią XIX w.). Ta prostota i naturalny pejzaż (scenografia – Michael Leopold) pozwoliły świetnie zaprezentować się wielobarwnym kostiumom (Beata Barton-Chapple) i układom tanecznym (choreografia – Ania Szpek i Kinga Mizere), które publiczność nagrodziła dużymi brawami. Zasłużenie też oklaskiwano z entuzjazmem wykonawców głównych ról oraz solistów drugoplanowych, a także pięknie brzmiące ensemble. Niewielki chór (świetne wykonanie Chóru Cyganów z I aktu), soliści i niewielka orkiestra oddały z powodzeniem silne i wielobarwne brzmienia partii zespołowych.

fot. Ryszard Szydło

Opera w pełni barw

Soliści przykuwali uwagę i swymi głosami, i aktorstwem, choć bywało ono nieraz zbyt deklamacyjne i sztampowe (w partiach mówionych opery), a śpiew, na ogół imponujący (szczególnie wyróżniał się Łukasz Gaj jako Stach, Przemysław Baranek jako Dżęga i Kamil Bien jako Gnus), przynosił jednak chwile rozczarowania. (Trzeba zaznaczyć, że spisane tu wrażenia odnoszą się do drugiego przedstawienia, 6 października). Szkoda, że jeden z najważniejszych fragmentów tej opery, czyli aria Chichy „Pójdę za tobą” nie była najsilniejszym momentem tego spektaklu, choć ma wszelki potencjał ku temu, skoro mówi o rozterkach młodej, zakochanej Cyganki i ociera się o tony dramatyczne w tej na ogół lekkiej, radosnej i sielskiej opowieści. Odtwórczyni Chichy, Jolanta Wagner zapisała się tego wieczoru bardziej pieśnią „Moje bogactwa” oraz swymi partiami w duetach i ensamblach.

Moment dramatyzmu wnieśli na scenę inni wykonawcy, świetnie wcielający się w postaci starych rodziców poszukujących swych dzieci, które przed laty uprowadziła z ich domu Jawnuta: Violetta Gawara jako Jewa i Łukasz Biela jako Szymon. Przejmująco zagrali i zaśpiewali swe partie, co wynagrodziła im publiczność brawami. Ciepło przyjęty został także charyzmatyczny w swej grze i głosie Marcin Gęśla, wcielający się w postać Bartosza, ojca Stacha.

Pozytywny odbiór najnowszej produkcji Moniuszkowskiego cyklu dobrze wróży na przyszłość. Daje nadzieję, że kolejne edycje polskiego święta opery w Londynie przyciągną coraz większe kręgi publiczności. Styl, w jakim zaprezentowała się zagraniczna premiera „Jawnuty” jest na tyle atrakcyjny, że powinien z łatwością przemówić do każdego odbiorcy, nawet nie zaznajomionego z naszym językiem i kulturą.

Agnieszka Okońska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Agnieszka Okońska

komentarze (0)

_