23 września 2019, 10:17
Monika Mańka: I speak Polish. What’s your superpower?
O nauczaniu języka polskiego za granicą, życiu w Chinach i edukacji globalnej opowiada Monika Mańka, dziennikarka, nauczycielka i podróżniczka w rozmowie  z Magdaleną Grzymkowską.

Zanim zostałaś nauczycielką języka polskiego jako obcego, byłaś dziennikarką polonijną w Wielkiej Brytanii. Dlaczego postanowiłaś opuścić Londyn?

– Choć Londyn pozostaje jednym z moich ulubionych miast, wiedziałam, że nie będę mogła osiedlić się tam na stałe. Moją decyzję o wyjeździe przyspieszył też brexit i narastające antyimigranckie nastroje. Kilka miesięcy przed moim wyjazdem na budynku POSK-u pojawiły się obrażające Polaków napisy, komentarze w mediach też pozostawiały wiele do życzenia. Mimo wyjazdu, nie porzuciłam pisania  – od kilku lat piszę recenzje książek do „Tygodnia Polskiego”, prowadzę też bloga, na którym propaguję polską kulturę i język. A o tym, że chcę uczyć, myślałam od dawna. Jeszcze w Londynie byłam uczestniczką grupy Language Exchange, na studiach uczestniczyłam też w programie Erasmus, dzięki czemu mogłam studiować i uczyć języka polskiego w Budapeszcie. Poza tym uwielbiam międzynarodowe środowisko. Najwięcej uczę się od ludzi z różnych krajów i kręgów kulturowych.

Jak się zostaje nauczycielem języka polskiego jako obcego?

– Jeśli ktoś chce uczyć polskiego obcokrajowców, musi ukończyć odpowiednie studia. W moim przypadku była to polonistyka oraz podyplomówka z glottodydaktyki. Studia studiami, ale najwięcej nauczyłam się, kiedy zaczęłam pracować. Kilka lat zajęło mi wypracowanie własnego stylu i filozofii. Wiem też, że nie istnieje coś takiego jak „idealny” podręcznik i dużą część materiałów, zwłaszcza na wyższych poziomach, przygotowuję sama. Treści w podręcznikach szybko się dezaktualizują. Na przykład mało kto w mowie potocznej zapyta: „jak się masz?”. Znacznie częściej usłyszymy „co słychać?” lub „jak tam?” Obcokrajowcy uczący się z książek takich zwrotów nie znają.

Czy bycie native speakerem nie jest wystarczające, aby móc uczyć  tego języka innych?

– To, że ktoś zna jakiś język, nie jest równoznaczne z tym, że wie, jak go nauczyć. Native speaker, który nie ma odpowiednich kwalifikacji, może się sprawdzić na wyższych poziomach, gdy studentowi zależy głównie na ćwiczeniu mówienia i akcentu. Minusem spotykania się z native speaker’em może być też brak struktury lekcji i odpowiednich materiałów. Z kolei samodzielna nauka języka nie jest niemożliwa, ale na pewno trudniejsza. Miałam studentów, którzy sami zaczęli uczyć się języka polskiego, jednak w pewnym momencie potrzebowali, żeby im coś wytłumaczyć. Zresztą uczymy się mówić w innym języku, żeby porozumiewać się z ludźmi, dlatego myślę, że warto już od początku nauki znaleźć kogoś, z kim można pogadać. To daje też dużo więcej radości niż wkuwanie słówek w czterech ścianach.

Gdzie poza Polską można się uczyć polskiego?

– Wyjazdy lektorów z polskich uczelni są organizowane do blisko dziewięćdziesięciu ośrodków na całym świecie, m.in. w Indonezji, Wietnamie, Uzbekistanie czy Maroku. Najwięcej miejsc jest w Rosji i na Ukrainie. Ośrodki w Wielkiej Brytanii są bardzo oblegane. Nie zapominajmy też o polskich szkołach sobotnich, które są wspaniałą inicjatywą. Nauka języka zawsze jest bezcennym kapitałem, dlatego cieszę się, że wiele rodziców decyduje się na wysłanie swoich pociech na lekcje języka polskiego.

Jak trafiłaś na Uniwersytet Syczuański w Chinach?

– Od zawsze interesowało mnie nauczanie polskiego za granicą. Wcześniej odbyłam staż na University College Londo i Eötvös Loránd University w Budapeszcie. Jednak chciałam się sprawdzić w zupełnie innym kulturowo kraju. W ramach współpracy z Uniwersytetem Warszawskim i wyjechałam na rok do Chengdu, największego miasta prowincji Syczuan.

Na czym polegała Twoja praca?

– To był pierwszy taki program w Chinach – umożliwiał studentom uzyskanie dwóch dyplomów: polonistyki oraz ekonomii lub stosunków międzynarodowych. Po dwóch latach nauki w Chengdu, moi podopieczni wyjechali na trzy lata do Warszawy, gdzie po polsku napiszą pracę licencjacką. Oprócz lekcji polskiego, zorganizowałam Polish Corner, gdzie opowiadałam studentom o życiu w Polsce, przygotowywałam ich do wyjazdu, ale też oglądaliśmy filmy i słuchaliśmy muzyki. Wszystko to po to, by „zanurzyć” ich w polskiej kulturze. Prowadziłam także wykłady o Polsce dla studentów innych kierunków – wówczas  musiałam przemycić możliwie jak najwięcej informacji o naszym kraju, by rozbudzić ich ciekawość i zachęcić do dalszych poszukiwań. Większość młodych Chińczyków nigdy nie słyszała o Polsce, a ci, którzy znali Chopina czy Marię Skłodowską-Curie, w ogóle nie łączyli ich z naszym krajem, tylko z Francją. Chińczycy różnią się od Europejczyków pod wieloma względami. Inaczej spędzają wolny czas, słuchają innej muzyki, oglądają inne filmy. Kultowe dla nas postaci, takie jak Marilyn Monroe czy The Rolling Stones, w ogóle nie są w Chinach znane. Chińczycy często też nie wiedzą, gdzie leży Wiedeń, jaka rzeka płynie w Londynie czy jak przebiegała II wojna światowa. Nie wiąże się to z ich ignorancją, po prostu historia i kultura Chin jest olbrzymia i na niej nauczyciele skupiają się w szkołach. Dla nich lata czterdzieste dwudziestego wieku to nie Hitler i Holocaust, lecz czas wielkiego głodu i inwazji Japonii. Nastręcza to pewnych trudności, zwłaszcza pod kątem podręczników do nauki polskiego, które nie są dostosowane do takiego odbiorcy.

Jacy byli Twoi studenci?

– Chińscy studenci są przyzwyczajeni są do innego modelu uczenia – najważniejszą częścią chińskiego systemu edukacji są egzaminy, dlatego nawet nauka języka polega głównie na rozwiązywaniu wielu żmudnych zadań gramatycznych. W praktyce wygląda to tak, że studenci niechętnie zabierają głos na lekcjach. Lęk przed zrobieniem błędu jest często tak silny, że wolą w ogóle nie zabierać głosu niż powiedzieć coś niepoprawnie. Dużo czasu zajęło mi przekonywanie moich podopiecznych, że języka uczymy się głównie po to, by móc się komunikować, więc lepiej mówić z błędami niż nie mówić wcale.  Z drugiej strony chińscy studenci są bardzo pracowici, a ze względu na to, że chiński jest zupełnie innym językiem niż polski, studenci muszą poświęcić  więcej czasu na naukę. W Chinach jest bardzo dużo, bo aż czternaście, uczelni wyższych, na których można uczyć się polskiego. Niektórych może to dziwić, że w Pekinie są  pięcioletnie studia polonistyczne, gdzie czyta się Mickiewicza w oryginale i omawia polską historię.

Ciśnie się pytanie… po co? Dlaczego Chińczycy chcą się uczyć polskiego?

– Polska należy do Unii Europejskiej i jest częścią Nowego Jedwabnego Szlaku. Dlatego osoby, które znają nasz język, nie mają problemu ze znalezieniem dobrej pracy. Wielu moich studentów otwarcie przyznawało, że studiują język polski, bo „tata uważa, że to przyszłościowy kierunek”. Często młodzi Chińczycy są zwyczajnie ciekawi życia w Europie, a takie studia polonistyczne, umożliwiające im wyjazd do Polski, są świetną szansą, by poznać kraje zachodnie. Niestety rzadko zdarza się, by ktoś uczył się polskiego, dlatego że zakochał się w Miłoszu czy Szymborskiej – mimo lat praktyki wciąż nad tym ubolewam (śmiech).

A poza pracą, jak Ci się podobało w Chinach?

– Wśród sinologów jest takie powiedzenie: „Jeśli pojedziesz do China na tydzień to napiszesz książkę, jeśli na miesiąc – powstanie artykuł, ale jeżeli pojedziesz do Chin na rok to nie napiszesz nic, ponieważ wówczas zaczniesz mieć wątpliwości.” Ze mną było podobni e.Wiele osób mnie pyta, jacy są Chińczycy, jak się żyje w Chinach… Jednak nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. W Chinach mieszka prawie sześćdziesiąt grup etnicznych –  to ponad półtora miliarda ludzi, mówiących w różnych językach. Chiny są trudne, ale równocześnie fascynujące . Uczą pokory. Mieszkając tam,  dużo podróżowałam – oprócz samych Chin zwiedziłam Japonię, Indonezję, Tajlandię, Kambodżę. Dzięki temu przewartościowałam swój światopogląd i żyję uważniej, niż kiedyś. Co mnie jednak uderzyło na samym początku, to to, że Chińczycy wcale nie są tacy, jak zwykło się uważać w Polsce. Nie są smutnymi, zamkniętymi ludźmi, nieszczęśliwymi ze względu na ustrój, w jakim żyją. Wręcz przeciwnie: ludzie są niesamowicie otwarci i przyjaźni, często sami zaczepiali mnie na ulicy, chcieli poznać, zapraszali na obiad. Nawet kiedy nie znali angielskiego, robili wszystko, by mi pomóc i żebym czuła się komfortowo w ich kraju. W Chinach jest bardzo bezpiecznie, nie istnieje praktycznie problem bezdomności. Nie jest to idealne miejsce do życia, ale jakie jest?

To dlatego w czasie swojego pobytu w Chinach zainteresowałaś się tematem edukacji globalnej?

– Ten wyjazd pozwolił mi zbudować większą świadomość o globalnych współzależnościach, w jaki sposób moje decyzje konsumenckie i polityczne przyczyniają się do sprawiedliwego rozwoju wszystkich ludzi na świecie. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak to, co jedzą, czy to, jak się ubierają, wpływa na życie w Indiach, Nigerii czy Tajlandii. Dla mnie edukacja globalna jest wyjątkowo ważna, bo jako nauczycielka języka polskiego pracująca na co dzień z obcokrajowcami, nie tylko uczę ich gramatyki, ale tłumaczę kulturowe zawiłości. Obcokrajowcy nie różnią się tak bardzo od nas, jak niektórzy myślą. Marzę o tym, by Polska była bardziej otwartym miejscem. Miejscem, w którym każda uciekająca przed wojną osoba znajdzie swój dom. Dzięki edukacji globalnej możemy żyć świadomie i dokonywać wyborów nie tylko w oparciu o własne preferencje, ale przede wszystkim z myślą o innych. Uświadomić sobie, że Ziemia jest naszym wspólnym, jedynym domem, o który w końcu powinniśmy rozsądnie zadbać.

Obecnie uczysz języka polskiego obcokrajowców w Warszawie.

– W swojej pracy spotykam ludzi dosłownie z całego świata –  mam studentów z Brazylii, Nigerii, Maroka, Izraela, Wietnamu, Szwecji, Meksyku, Stanów Zjednoczonych…  Najczęściej języka polskiego uczą się osoby, które mają polskich partnerów, polskie korzenie albo pracują w Polsce. Współpracuję też z jedną szkołą podstawową, w której uczę języka polskiego dzieci z Ukrainy, jak również nawiązałam  współpracę z fundacją, gdzie będę tam prowadzić zajęcia z języka polskiego dla uchodźczyń.

„I speak Polish. What’s your superpower?” Istnieje przekonanie, że język polski jest bardzo skomplikowany, co zniechęca niektórych do jego nauki.

– Polacy lubią myśleć, że nasz język jest trudny, czyni nas to w jakiś sposób wyjątkowymi (śmiech). Polski nie należy do najłatwiejszych języków na świecie, jednak można się go nauczyć. Miałam studentkę z Wietnamu, która zdawała polską maturę czy Amerykankę mówiącą  piękną polszczyzną. Nauka trudniej też przychodzi tym, którzy nigdy nie uczyli się języka obcego – dlatego osoby anglojęzyczne, często posługujące się tylko angielskim, mogą być zaskoczone liczbą reguł do zapamiętania. Wierzę jednak, że każdy może się języka polskiego nauczyć i przekonać się o tym, jaki jest piękny. I nieważne, czy zrobi to, czytając Gombrowicza, czy słuchając disco polo – ważne, by mógł się komunikować i sprawiało mu to frajdę.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_