29 sierpnia 2019, 09:31
Oksford: Metodyzm braci Wesley

John był piętnastym dzieckiem małżeństwa Wesley. Susanna Wesley urodziła razem  dzieci dziewiętnaścioro, z których przeżyło siedem sióstr i dwóch braci. Sama zresztą była… dwudziestym piątym dzieckiem (!) swoich rodziców. Takie wielodzietne rodziny nie były niczym nadzwyczajnym w XVII i XVIII wieku w Anglii i na świecie. Kobiety rodziły, dzieci umierały. Mężczyźni zaś niezbyt przejmowali się ich losem. John Wesley, twórca doktryny i kościoła metodystów, człowiek oświecony i jak na te czasy wrażliwy, tak pisał do swojej siostry Patty, która urodziła dziesięcioro dzieci, i z których wszystkie zmarły: „Sądzę, że śmierć twoich dzieci wskazuje na wielką dobroć Boga dla ciebie. Sama przecież mówiłaś, jak wiele ci one zabierały czasu. Teraz masz czas i nie masz nic do roboty, możesz się więc zająć służbą Bożą… bez żadnych przeszkód.” Dziś to „zdroworozsądkowe” podejście Wesleya przeraża i zdumiewa, ale jego siostra Patty wzięła je sobie do serca i stała się chyba najwytrwalszą pomocnicą brata w szerzeniu nowej religii.

Kaznodzieja i medyk

John Wesley (1703- 1791) odkrył w sobie Bożą wolę na studiach w Oksfordzie. Wraz z bratem George’m i innymi studentami założył „Holy Club”, który za cel wziął sobie propagowanie religii „żywej”. Oprócz regularnego przystępowania do sakramentów, postów i modlitw odwiedzali też więźniów, chorych i ubogich, pomagając im w ramach swoich skromnych możliwości. Koledzy nazwali to kółko „metodystami” bo bracia Wesley lubili rozprawiać o metodach i regułach ich specyficznego pojmowania wiary. Po ukończeniu studiów i otrzymaniu święceń bracia wyjechali na misje do Ameryki. Wrócili raczej zawiedzeni, a John zaczął uczęszczać do kościoła „Morawskiego”, najstarszej protestanckiej denominacji na świecie. Tam pewnego dnia John Wesley doznał olśnienia, przekonania, że jest już zbawiony i na drodze do świętości. Tak samo poczuł kilka dni później George. Było to w roku 1738 i od tej chwili bracia zaczęli wprowadzać w życie swoje religijne idee, które niekoniecznie były w zgodzie z regułami kościoła anglikańskiego. Słowem przyłączyli się do rosnącej grupy non-konformistów, odszczepieńców religijnych. Ze swoimi ideami dosłownie wyszli w pole. Z zapałem jeździli po kraju i wygłaszali płomienne kazania gdzie tylko mogli: na ulicach, jarmarkach, łąkach a nawet na przykościelnych cmentarzach. Kościół anglikański już wcześniej zrezygnował z ich usług jako pastorów, więc musieli sami stworzyć swój. Pierwszy budynek metodystów był starą odlewnią żelaza w biednej wówczas londyńskiej dzielnicy Islington. Tam przyjmowali swoich najczęściej bardzo ubogich wyznawców oferując im pocieszenie w nowej religii oraz pomagając w miarę możliwości. John zaczął nawet parać się  medycyną. W tym celu zakupił aparat elektryczny, którym to leczył wszelkie dolegliwości. Ten przyrząd możemy dziś obejrzeć w domu-muzeum Wesleya przy City Road 49, Islington. Jest tam też ogródek zielarski niegdyś prowadzony przez braci. John propagował używanie ziół ponieważ było to znacznie tańsze a czasem i skuteczniejsze od drogich porad medyków. Wkrótce wiara metodystów rozpowszechniła się w całej Anglii. Do dziś możemy oglądać w wielu miastach i wsiach budynki z napisami „Wesleyan Chapel”. Zwykle opuszczone, lub przerobione na mieszkania.

80 milionów metodystów

Metodyzm znalazł swoich gorliwych wyznawców w kręgach żołnierzy i marynarzy. To oni rozpowszechnili to wyznanie na świecie. Co ciekawe pierwsza wspólnota powstała na wyspach karaibskich i trwa tam do dziś, a najprężniej rozwija się ten ruch w… Korei Południowej. Oblicza się, że na świecie jest około osiemdziesięciu milionów wyznawców. W Ameryce metodyzm przyjęli liczni niewolnicy. Wesley był propagatorem zniesienia tego okrutnego procederu i wspomagał Williama Wilberforce w jego kampanii. Dzięki tym wysiłkom handel niewolnikami stał się nielegalny w Wielkiej Brytanii w roku 1807, ale w państwach imperium kontynuowano ten proceder aż do roku 1833. Pierwsza kaplica metodystów powstała w Bristolu, mieście które wzbogaciło się dzięki handlowaniu ludźmi. Kolejna, bardziej reprezentacyjna w Londynie: to  Wesleyan Chapel, obok domu-muzeum Johna Wesleya. To elegancki, klasyczny budynek gdzie centrum stanowi wysoka, drewniana ambona a wierni mogą uczestniczyć w nabożeństwach na dwóch poziomach. Nad parterem umieszczony jest bowiem zaokrąglony balkon. Zamiast wizerunków świętych znajdziemy marmurowe popiersia kaznodziejów, którzy najbardziej przyczynili się do rozpowszechnienia metodyzmu. W doktrynie tej religii głęboka wiara, pełna zrozumienia i odczucia robi każdego z nas świętymi. Najważniejsze w życiu jest czynienie dobra oraz przejście przez „duchowe odrodzenie”, dzięki któremu doznamy autentycznego odczucia, że jesteśmy zbawieni. Na początku ruch ten całkowicie potępiał picie alkoholu. Do dziś nie znajdziemy żadnego mocnego trunku na terenie kaplic i budynków należących do metodystów. Wyznawcy Wesleya, jak kwakrzy, wyróżniali się skromnością ubioru, a on sam był też wegetarianinem.

Siedem sióstr

W krypcie pod kaplicą urządzono muzeum metodyzmu. Jest tam kilka ciekawych obrazów oraz przedmiotów związanych z powstaniem tego protestanckiego odłamu. Tam też można nabyć skromną książeczkę pod tytułem „Siedem Sióstr”, której autorem jest Gary M. Best. Jest to właściwie broszurka, której lektura może nas skłonić do dość smutnych refleksji. Opowiada ona o siostrach słynnych braci Wesley. Były to kobiety wyjątkowo dobrze wykształcone i inteligentne. Najbardziej utalentowaną i chyba najbardziej nieszczęśliwą była Hetty. Gdy dorastała patrzyła jak jej bracia i ojciec po kolei wydawali jej siostry za mąż i jak okrutne były te wybory. Mężczyźni decydowali o losach jej sióstr bezwzględnie, nie zwracając uwagi na uczucia młodych kobiet. Panny nie miały posagu więc pozbywano się ich z domu zmuszając do małżeństwa z kimkolwiek kto się zgłosił. Hetty widziała jak jej siostry były bite i poniżane, głodowały i często nie miały się gdzie podziać. Postanowiła więc wziąć sprawy w swoje ręce i uciekła z młodym prawnikiem, którego pokochała, i który obiecał jej małżeństwo. Niestety, po wspólnie spędzonej nocy mężczyzna ją porzucił. Hetty zaszła wtedy w ciążę. Żeby uniknąć skandalu wydano ją szybko za mężczyznę, który również pił i bił. Nikogo to nie obeszło bo przecież to Hetty „była winna”. Ta dziewczyna, która znała cztery języki, pisała kazania dla swojego ojca oraz piękne poezje na wiele lat stała się obiektem odrazy całej rodziny, w tym też świątobliwych braci. Tak jak i jej siostry nie mogła odejść od męża, gdyż złamałaby „świętą przysięgę”. Siedem sióstr Wesley nie miało wielkiej pociechy ani pomocy ze strony swoich braci, którzy woleli propagować swoje chrześcijańskie idee gdzie indziej. Dziś w centrum Londynu, przy Westminster Abbey stoi ogromna świątynia metodystów. Bracia Wesley mają swój wspaniały monument a siostry Wesley i ich nieszczęśliwe losy odeszły w zapomnienie…

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (1)

  1. Interesujące podejście.