09 sierpnia 2019, 10:43
„Wesele” w czasach brexitu
Moja tożsamość została mocno ukształtowana przez fakt, że ostatnie 16 lat spędziłam w Wielkiej Brytanii, że przyjechałam tu dzięki otwartym granicom oraz że mimo to reprezentuję pokolenie, które nie ma reprezentacji w mediach czy sztuce głównego nurtu w tym kraju – mówi Margot Przymierska, aktorka i wodzirejka, na co dzień związana z domem kultury Rich Mix na Shoreditch w Londynie, autorka docenionego przez Art Council spektaklu „Wesele / Wedding” w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

 

Co ma „Wesele” do Brexitu?

– „Wesele / Wedding”, które stworzyłam jako spektakl, nie dzieje się sto lat temu, ono ma miejsce tu i teraz. I dla mnie, jako twórczyni mieszkającej w Wielkiej Brytanii, brexit jest czymś, co wpływa i będzie wpływało na to, jak będziemy żyć, jak będziemy tworzyć, jak będziemy pracować czy jak będziemy poruszać się po świecie. Myślę, że brexit stanowi kluczowy element współczesnej historii, a dla mnie personalnie wydarzeniem, które popchnęło mnie do tego, żeby w końcu wypowiedzieć się artystycznie na tematy, które są mi bliskie. Takie jest społeczno-polityczne tło mojego spektaklu, który stanowi także swoistą przestrogę, że podobne sytuacje mogą mieć miejsce w innych krajach. I tak naprawdę obawiam się, że one już się dzieją – mam tu na myśli tendencje do izolowania się, stawiania większej liczby granic niż to potrzebne, podkreślania różnic oraz budowania podziałów, które w konsekwencji niegdyś doprowadziły między innymi do tragedii holokaustu. Brexit nie jest jednak centralnym tematem spektaklu, ponieważ chce przekazać treści, które nie są specyficzne tylko dla Wielkiej Brytanii i będą mogły być odczytane w różnych częściach świata.

Czytając opis sztuki podejrzewam, że jest to pewna satyra lub pastisz na temat wielokulturowego społeczeństwa, w którym jedna kultura nie do końca rozumie drugą…

– Polska kultura jest przedstawiana w mediach brytyjskich w jeden określony sposób, tak samo polskie postacie w filmach lub serialach są kreowane bardzo stereotypowo. To nie oddaje tego, kim jesteśmy. Jest dużo niuansów, które chciałabym wydobyć tym spektaklem. Na przykład: Tak, bywamy przaśni. Tak, pijemy dużo wódki. Tak, bawią nas oczepinowe zabawy i słuchamy disco polo. Ale czy to oznacza, że Brytyjczycy są abstynentami? Że nie lubią się bawić? Że w brytyjskiej popkulturze nie ma żenujących piosenek? Tymczasem te cechy rzadko mają odzwierciedlenie w mainstreamie. Natomiast gdy aktor lub aktorka mówi ze wschodnioeuropejskim akcentem, to widzowie mają już od razu pewien utrwalony przez media obraz tej postaci.

Czy skojarzenie z „Weselem” Wyspiańskiego jest słuszne? Czy nawiązujesz do niego w swoim spektaklu?

– Używam fragmentu dramatu Wyspiańskiego w określonym celu: podkreślenia patosu, nostalgii i pewnego przywiązania do polskich wartości, czego nam, Polakom przecież nie brakuje i to także nas definiuje jako naród. Cytuję go po polsku, bo myślę, że to też może być ciekawe dla widzów, którzy być może nigdy nie zetknęli się z językiem polskim, bo tego języka nie ma w wielkich teatrach. W szerszym kontekście, jeżeli chodzi o wszystkie dzieła polskiej literatury, które dotykają tematów polskiej kultury, patriotyzmu czy niepodległości, to dopiero teraz z perspektywy kilku lat spędzonych w innym kraju, możemy na nie spojrzeć w kompletny, spójny i dogłębny sposób. A „Wesele” Wyspiańskiego, które powstało, kiedy Polski nie było na mapach świata, rzuca także światło na różnice w warstwach społecznych, pomiędzy chłopstwem, a inteligencją. To dało mi też skojarzenie z polsko-brytyjskimi weselami, na których jestem wodzirejką i na których obserwuję różnice i podobieństwa pomiędzy osobami o różnym statusie społecznym i materialnym. Dlatego mój spektakl próbuje oddać cały przekrój społeczeństwa w 2019 roku, które wcale nie jest aż tak bardzo jednolite, jakbyśmy się tego spodziewali.

 

Nie obawiałaś się, że niezamierzenie ten spektakl może reprodukować pewne stereotypy na temat Polaków i Brytyjczyków?

– Kluczem do interpretacji sztuki jest pogłębiona refleksja, więc owszem, bawmy się, ale nie wyłączajmy mózgu! (śmiech) Rzucam publiczności wyzwanie do krytycznego spojrzenia na kwestie tożsamości narodowej, przywiązanie do tradycji, roli kobiety w społeczeństwie. Zauważam też, że fakt, jak zostaliśmy wychowani oraz miejsce, w którym dorastaliśmy, kształtują nas jako ludzi.

Twoja sztuka, którą wcześnie można było zobaczyć w Londynie  Margate i Bedford, zdobyła uznanie Art Council, otrzymała dofinansowanie National Lottery Fund, a kuratorem merytorycznym jest dr Urszula Chowaniec z UCL.

– Złożeniu wniosku do Art Council poświęciłam cały zeszły rok. Następnie zaczęłam tworzyć scenariusz, jednak potrzebowałam wsparcia. My, artyści często robimy pewne rzeczy intuicyjnie i potrzebujemy kogoś, kto nam uzasadni, że na przykład ten motyw powinien zostać, bo uwypukla pewien problem społeczny, a ten, jeżeli chcemy, żeby miał głębszą wartość, należy zmodyfikować.  Dr Chowaniec mi w tym pomogła. Nieocenionym wsparciem była także moja reżyserka Patrizia Paolini.

Oprócz języka polskiego i angielskiego ze sceny usłyszymy także esperanto.

– Na kanwie poszukiwań znaczenia własnej tożsamości oraz tego, że pochodzę z Białegostoku, zaczęłam dużo czytać na temat Ludwika Zamenchofa, który również był białostoczaninem. Obecnie jest dwa miliony ludzi, którzy posługują się językiem esperanto, można się go za darmo uczyć między innymi w Londynie. Myślę, że jest to ciekawe i jest to nasz polski powód do dumy. Jednocześnie nie zapominajmy, że Białystok jest stolicą disco polo. I nie chcąc niczego upraszczać, myślę, że oba te fenomeny mają sporo wspólnego. Esperanto zostało stworzone, aby zbliżyć ludzi do siebie i w zasadzie… disco polo też ma taką funkcję.

Wesele ma taka funkcję!

– Dokładnie! Mój spektakl jest komedią, farsą, słodko-gorzką historią, zapisem współczesności. Pochodzę z miejsca, które przerabiało wielokulturowość od pokoleń. Używając języka esperanto, chcę pokazać pogłębione tło historyczne, pewną paralelę współczesności i czasów z początku XX wieku, kiedy powstał ten język: kiedy Polska nie była niepodległa, a następnie wydarzyła się pierwsza i druga wojna światowa, w której ludzi ginęli również za to, że byli esperantystami, ponieważ to nie pasowało władzy. Mój spektakl nie powstał w izolacji od tych wydarzeń.

Jesteś wykształconą w Wielkiej Brytanii aktorką, zagrałaś m.in. w niewielkich rolach w telewizyjnej produkcji BBC „EastEnders”. Czy jest to możliwe, aby Polka zrobiła karierę w brytyjskich mediach?

– Kariera aktorska czy ogólnie kariera w środowisku kreatywnym jest zawsze trudna. Jednak przez całą swoją edukację było mi wbijane do głowy, że najważniejsze to znaleźć dla siebie pewną niszę, aby użyć swoich własnych kompetencji by znaleźć swoje miejsce na tym bardzo konkurencyjnym rynku. Moja tożsamość została też mocno ukształtowana przez fakt, że ostatnie 16 lat spędziłam w Wielkiej Brytanii, że przyjechałam tu dzięki otwartym granicom oraz że mimo to reprezentuję pokolenie, które nie ma reprezentacji w mediach czy sztuce głównego nurtu w tym kraju. Jednocześnie musimy pamiętać, że to nie jest na agendzie brytyjskich twórców, aby dać głos ludziom z Europy Wschodniej. W kontekście dyskursu wokół pojęcia BAME (black asian minority and ethnic – przyp. red.), którego używa się w kulturze, jestem gotowa zadać pytanie, czy my, Polacy, nie jesteśmy częścią tej definicji? A jeśli tak, to dlaczego do roli Polki wciąż zatrudnia się Brytyjkę, która udaje polski akcent i która odzwierciedla skrzywione wyobrażenie reżysera na temat tego, czym jest polskość? Mam nadzieję, że może dzięki mojej sztuce, ktoś wreszcie zwróci na to uwagę. Bo jestem zdania, że partnerski dialog pomiędzy dwoma stronami może być wyłącznie wzbogacający. Tak samo widzowie wychodzący z „Wesela” nauczą się czegoś o polskiej kulturze, ale też trochę o sobie samych.

Ty znalazłaś swoja niszę. Jak to się stało, że zostałaś wodzirejką na weselach?

– Każdy aktor czy aktorka, oprócz tego, że występuje, ma mnóstwo innych zawodów, a im bardziej kreatywne są to zawody, tym lepiej. U mnie zaczęło się od tego, że zostałam poproszona o zorganizowanie performance’u dla Polskiej Organizacji Turystycznej promującej województwo podkarpackie. Po tym wydarzeniu dostałam od jednego z uczestników propozycję poprowadzenia wesela. Na początku trochę się broniłam, ale potem stwierdziłam, że spróbuję. I okazało się, że jestem w tym dobra i mnie też się to zaczęło podobać! Nie mam rodziny w Wielkiej Brytanii przez tę jedna noc wesela, mogę trochę samolubnie poczuć się jako członek czyjejś rodziny.

 

Wesele / Wedding

13 sierpnia, godz. 21.20 i 14 sierpnia, 15.30

BOTECO DO BRASIL, 47 Lothian Street, EH1 1HB Edinburgh

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (1)