11 lipca 2019, 16:32
Bezpieczeństwo w konspiracji

W polskim ruchu niepodległościowym w XIX wieku działało szereg organizacji konspiracyjnych, które prowadząc działalność niejawną dążyło do odzyskania przez Polskę wolności. Pokolenie urodzone w pierwszej/drugiej dekadzie XX wieku dorastało w kulcie powstania kościuszkowskiego, listopadowego oraz styczniowego. Z racji wieku, spóźnieni do Legionów Polskich wyrastali przepełnieni romantyczną wizją walki o wolność. Nic więc dziwnego, że we wrześniu 1939 roku jeszcze przed kapitulacją Warszawy powstała Służba Zwycięstwu Polski (SZP) z gen. Michałem Karasiewiczem-Tokarzewskim na czele.

Przedmiotem artykułu jest omówienie kwestii bezpieczeństwa w konspiracji w okresie II wojny światowej. Okupant niemiecki walczył z polskim podziemiem z wielką brutalnością. Krwawy terror przynosił jednak odwrotny skutek, nie osłabiał woli walki wśród społeczeństwa polskiego, a potęgował zaciętość i żądzę odwetu. W okresie okupacji niemieckiej członków podziemia obowiązywało kilka żelaznych zasad. Nowe osoby przyjęte do organizacji były zazwyczaj osobami prezentującymi odpowiednie wartości moralne i patriotyczne, wywodzące się z grona zaufanych ludzi. Każdego członka obowiązywało złożenie przysięgi w której zobowiązywał się do utrzymania tajności swoich działań o czym świadczyć mogą następujące słowa: „(…) Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy bezwzględnie dochowam cokolwiek by mnie spotkać miało”. Niejednokrotnie dochodziło do sytuacji, gdy w konspiracji działali wszyscy członkowie rodziny, nie posiadając o tym fakcie wiedzy. Konspirator powinien nie rzucać się w oczy, ubierać się przeciętnie, tak by swoim wyglądem i ubiorem nie zwracać na siebie uwagi. W przypadku śledzenia należało starać się zgubić natrętnego obserwatora oraz jak najszybciej zawiadomić o tym fakcie swojego przełożonego. W przypadku zatrzymania czy wpadki w łapance wskazane było zniszczenie posiadanych przy sobie kompromitujących papierów oraz opowiadanie z góry przygotowanej historii. Konspirator był pouczony, by nie udzielać Niemcom żadnych informacji. Podczas przesłuchań często podawano błędne dane jak na przykład nazwiska osób zmarłych, bądź tych, którzy przebywali na Zachodzie. Po aresztowaniu konspiratora należało ustalić rozległość jego kontaktów służbowych oraz wiedzy na temat działalności komórki w której działał. Niezależnie od charakteru i postawy członka podziemia nigdy nie wiadomo było jak długa będzie jego wytrzymałość na tortury. W ramach „chłodzenia lokali” zamykano pomieszczenia w których aresztowany bywał lub których adresy znał. Osoby z którymi miał styczność zmieniały miejsce zamieszkania, bądź opuszczały miasto. Ważną kwestią było opróżnienie mieszkań z materiałów konspiracyjnych. Bardzo często do tego typu akcji podziemie używało przedwojennych włamywaczy.

Żelazną zasadą konspiracji był zakaz noszenia ze sobą notatek, zapisywania adresów oraz telefonów. W łonie organizacji nie posługiwano się nazwiskami, a pseudonimami. Nie powinny być oparte na własnych imionach, przydomkach, herbach i miejscach pochodzenia, a budzić przeciwstawne skojarzenia z daną osobą. Osoby współpracujące ze sobą nie znały swoich nazwisk, ani adresów co miało przyczynić się do zmniejszenia ryzyka wpadki. Obowiązywał również zakaz spotykania się konspiratorów w miejscach publicznych: jak w kawiarniach, na ulicach, czy też w knajpach. Takie spotkania organizowano zazwyczaj w lokalach, które posiadały alibi, czyli powód przebywania w danym lokalu. Nie mogło w nich przebywać równocześnie więcej niż cztery osoby, które powinny je opuścić natychmiast po załatwieniu danej sprawy. Surowo zabronione było organizowanie imprez towarzyskich jak imienin, czy też wesel. Jedna z największych wsyp w okresie okupacji niemieckiej miała miejsce 5 czerwca 1943 roku podczas ślubu żołnierza Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych „Osa” – „Kosa 30”, kiedy to Gestapo aresztowało kilkadziesiąt członków podziemia.

Bezpieczeństwo członkom Komendy Głównej Armii Krajowej (KG AK) zapewniał referat ochrony i dyscypliny „Ochronka”. Na jego czele stanął mjr. Władysław Drzymulski ps. „Walczak”. Do referatu bezpieczeństwa przynależał również pluton harcerzy pod kryptonim „Mała Ochronka”. Ochrona bierna prac konspiracyjnych polegała głównie na dwóch metodach: obserwacji oraz ostrzeżeniu. Warto zaznaczyć, że uliczni obserwatorowie wcielali się w rolę sprzedawców gazet, pasty do butów, grzebieni, mydeł, czy też żebraków. Warto w tym momencie przytoczyć wspomnienie Drzymulskiego: „Szefem sztabu był wówczas płk. Albrecht [Janusz] „Wojciech”, który trzeciego dnia funkcjonowania ochrony zaskoczył mnie pytaniem; a gdzież jest pańska ochrona – bo ja przechodząc nikogo nie widziałem. Ponieważ okno lokalu sztabu wychodziło na ulicę podprowadziłem go do okna i pokazałem małego pucybuta. – A to on mi zaproponował oczyszczanie butów, trzeba przyznać, że robi to fachowo, bo patrz pan jak mi buty wyczyścił”. Zaznaczyć należy, że obserwator nie mógł być obciążony żadnym dodatkowym zadaniem, albowiem musiał całą swoją uwagę skupić na obserwacji. W momencie spostrzeżenia zbliżających się Niemców wchodził do budynku i w umówiony sposób pukał do drzwi, po czym zostawał w budynku i obserwował wejście. W przypadku, gdyby Niemcy skierowali się do domu pukał do drzwi na określonym piętrze oferując sprzedawany towar lub żebrząc. Druga metoda, czyli ostrzeżenie dawała osobom znajdującym się wewnątrz lokalu możliwość spokojnego opuszczenia go, bądź usunięcia kompromitujących materiałów oraz przygotowania inscenizacji alibi. Bezpieczeństwa dowódcy Armii Krajowej gen. Stefanowi Grotowi-Roweckiemu strzegł trzyosobowy zespół ochronny, podlegający bezpośrednio jego adiutantowi, Ryszardowi Jamontt-Krzywickiemu ps. „Szymon”. Jeden z nich dyżurował wewnątrz lokalu, zaś dwaj na zewnątrz. Ich uzbrojenie składało się z pistoletów, pistoletów automatycznych oraz granatów. Poza miejscami pracy gen. Grot-Rowecki nie korzystał z ochrony osobistej. Uważał, że ewentualna eskorta bardziej rzucała się w oczy, a także narażała innych na niebezpieczeństwo. Przejawiał opinię, iż był takim samym żołnierzem jak inni i z tego względu nie należały mu się specjalne względy.

Aresztowanie gen. Grota-Roweckiego w dniu 30 czerwca 1943 roku było wielkim sukcesem Gestapo, a ogromną stratą dla polskiego podziemia. W momencie aresztowania dowódca Armii Krajowej przebywał w lokalu konspiracyjnym przy ul. Spiskiej 14 na Powiślu. Lokal urągał zasadom konspiracji, miał tylko jedno wyjście na małą uliczkę. O wiele lepiej przystosowane do warunków konspiracyjnych było mieszkanie na ul. Twardej 36. Wyposażono je w zapasy żywności dla sześciu osób na okres dwóch tygodni, w arsenał broni, amunicji i granatów. Posiadało również sześć tajnych, ewakuacyjnych wyjść. W kręgach konspiracyjnych mówiło się, że gen. Grot-Rowecki wpadł przez amory. W mieszkaniu kochanki spędził dwie ostatnie noce. W momencie aresztowania dowódca Armii Krajowej przebywał bez ochrony. Na nic by się ona nie zdała, ponieważ w pobliżu ul. Spiskiej znajdowało się kilkanaście samochodów wypełnionych SS-manami w pełnym uzbrojeniu.

Warto dodać, że gen. Grot-Rowecki w początkowym okresie konspiracyjnym niejednokrotnie lekceważył zasady bezpieczeństwa konspiracji. Najczęściej używanym przez niego lokalem był ten znajdujący się przy ul. Pierackiego. Dwie kobiety prowadziły tam praktykę pielęgniarską, co miało stanowić element kamuflażu i alibi dla pracy konspiracyjnej. Dowódca Armii Krajowej odbywał w nich spotkania z politykami oraz z członkami armii podziemnej. Bardzo często zapominał podać konspiratorom hasła co prowadziło do mrożących krew w żyłach sytuacji: „Raz zgłosił się tam jakiś pan i powiedział, że przyszedł do pana Jana. Jedna z pań, która otwierała drzwi, choć przerażona usiłowała odprawić spokojnie intruza, tłumacząc mu, że nie zna pana Jana, że tu się robi zastrzyki itp. na co pan zdenerwowany krzyknął: co mi pani tu opowiada że nie ma, a generał Rowecki jest?”.

Gen. Grot-Rowecki nie był odosobniony w lekceważeniu zasad konspiracyjnych. Szczególnie w pierwszym okresie działalności polskiego podziemia dochodziło do rażących naruszeń. Bardzo często zdarzały się wypadki chodzenia po ulicy z pistoletem. Posiadanie przy sobie broni nie tylko nie zapewniało bezpieczeństwa osobistego, ale wręcz przeciwnie stwarzało niebezpieczeństwo dla konspiracji. O wiele bardziej skutecznym sposobem było zachowanie zimnej krwi w czasie rewizji, która nie tylko chroniła konspiratora przed aresztowaniem, ale także dostaniem się w ręce niemieckie materiałów podziemia. Bardzo często zapominano podania haseł, bądź alibi. Przykładowo przy ulicy Pierackiego 15, gdzie mieściła się skrzynka pocztowa Komendy Głównej (zanim lokal zaadaptował gen. Grot-Roweckiego) miała odbywać się sprzedaż obrazów. Problem w tym, że w pomieszczeniu umieszczono kilka lichych obrazków, które nie nadawały się do sprzedaży. Były również pozbawione cen. Żadna z łączniczek zgromadzonych w lokalu nie była w stanie wytłumaczyć swojej obecności. Podobna sytuacja zdarzyła się w jadłodajni przy ulicy Bagateli 1. Łączniczki przebywające w lokalu w godzinach poprzedzających wydanie posiłków nie miały przygotowanej tzw. legendy umożliwiającej podanie celu spotkania. Trzeba zaznaczyć, że korzystanie z doświadczeń dawniejszej konspiracji zawodziło ze względy na specyficzną mentalność Niemców. W prace podziemia w znaczącym stopniu zaangażowana była młodzież, która często ulegała nadmiernej brawurze. Nieznajomość przez Niemców specyfiki polskiej konspiracji oraz ich początkowa nieudolność w walce z nią pozwoliła na zwiększenie karności i przestrzegania zasad konspiracji przez żołnierzy podziemia.

Działalność polskiej konspiracji w okresie II wojny światowej była fenomenem w okupowanej Europie. Polska nie miała swojego Quislinga. Posiadała za to blisko liczącą 400 tysięcy armię żołnierzy oraz społeczeństwo walczące z wielkim zaangażowaniem i ponoszące ogromne straty o odzyskanie wolności.

Karolina Trzeskowska-Kubasik

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_