04 maja 2019, 07:49 | Autor: admin
W gałązce rozmarynu. Rozmowa z Iwoną Golińską z Sue Ryder Polska
– Plany mamy ambitne, a wspólnym mianownikiem naszych działań jest pomoc słabszym, chorym, potrzebującym – mówi dr Iwona Golińska, założycielka Stowarzyszenia Sue Ryder Polska w Wielkiej Brytanii, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

W niedzielę (5 maja) organizujecie w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie ciekawe wydarzenie…

– … które swoim patronatem objął ambasador Arkady Rzegocki. Podczas spotkania, odbywającego się w ramach Polish Heritage Days, zostanie zaprezentowana wystawa „Sue Ryder – życie dla ludzi”, poświęcona działalności naszej patronki, połączona z projekcją filmu o niej. Początek o godzinie 15 w Sali Malinowej.
Tą imprezą chcemy zachęcić polonijną społeczność do aktywności charytatywnej, tym bardziej, że komponuje się ona z 250. rocznicą nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską i Wielką Brytanią, a Lady Sue Ryder of Warsaw jest świetnym przykładem dobrych relacji łączących oba nasze kraje. Podczas spotkania, w którym wezmą udział między innymi jej syn i córka, a także brytyjscy i polscy społecznicy, będziemy zbierać datki na rzecz fundacji.
To pierwszy tego typu event w Londynie, w przyszłości planujemy kolejne. Zamierzamy również organizować koncerty i inne ciekawe wydarzenia.

Sue Ryder była barwną postacią.

– Bardzo barwną. Urodziła się w 1924 roku w ziemiańskiej rodzinie osiadłej w hrabstwie Suffolk. Z domu wyniosła potrzebę niesienia pomocy biednym i pokrzywdzonym przez los i aż do swojej śmierci w 2000 roku wcielała te zasady w życie.

Po wybuchu II wojny światowej, mając zaledwie 16 lat, wstąpiła jako ochotniczka do Formacji Pielęgniarek Pierwszej Pomocy, a potem służyła w Polskiej Sekcji brytyjskiego Zarządu Operacji Specjalnych, zajmującej się prowadzeniem dywersji w okupowanej Europie. Brała udział w wielu akcjach, między innymi w sierpniu 1944 roku wysyłała zrzuty broni dla walczącej Warszawy. Współpraca z Cichociemnymi, ich odwaga, determinacja i poświęcenie wywarły wielki wpływ na jej przyszłość, a ogromu ludzkiego cierpienia, z jakim zetknęła się podczas służby, nigdy nie zapomniała. Po zakończeniu działań zbrojnych niosła pomoc byłym więźniom niemieckich obozów, jednocześnie odwiedzając alianckie więzienia i ratując życie wielu skazanym na śmierć. Wszystkie te doświadczenia spowodowały, że całkowicie zaangażowała się w pracę charytatywną.

Przełomowy okazał się rok 1953.

– Wtedy założyła fundację swojego imienia, będącą żywym pomnikiem dla milionów ludzi, którzy zginęli podczas wojny. Jej symbolem stała się gałązka rozmarynu oraz cytat z Hamleta: „There’s rosemary, that’s for remembrance, pray, love, remember”. Przez kolejne ćwierć wieku fundacja organizowała wyjazdy wypoczynkowo-rehabilitacyjne do Wielkiej Brytanii dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych, a z tej formy pomocy skorzystało około 8 tysięcy ludzi, głównie Polaków. Razem z mężem Leonardem Cheshire, bohaterem wojennym i zasłużonym działaczem charytatywnym, Sue zainicjowała akcje humanitarne w różnych krajach świata. Efektem tego było wybudowanie w 15 z nich ponad 80 domów pomocy społecznej, które funkcjonują do dziś. Dla finansowania tej działalności powstała sieć ponad 600 sklepów działających na zasadach charity.

Sue Ryder miała duży sentyment do Polski.

– Podobno swoje korzenie czerpał on stąd, że jako nastolatka zakochała się w polskim Cichociemnym. Ta miłość miała niestety tragiczny finał, bo jej wybranek zginął skacząc na spadochronie, ale sympatia do Polaków pozostała u niej na zawsze. Przejawiało się to w wielu aspektach. Wspomagała naszych rodaków, tak zwanych misplaced persons, rozsianych po różnych brytyjskich obozach przejściowych. Część z nich zamieszkała w jej rodzinnej posiadłości w Cavendish, którą odziedziczyła po babce hrabiance. W istocie był to pierwszy dom pomocy społecznej – zajmowany głównie przez ludzi nękanych tragicznymi wspomnieniami i wojenną traumą. Co ciekawe, ona sama razem z mężem i dwójką dzieci ograniczyła się do jednego małego mieszkania, a resztę oddała potrzebującym.

Aktywnie działała również w Polsce. Bezpośrednio po wojnie, we współpracy z międzynarodową grupą wolontariuszy, pospieszyła z pomocą zrujnowanej przez Niemców Warszawie. Taki był początek, a w kolejnych latach wybudowała ponad 30 domów socjalnych – w tym w Krakowie, Psarach, Górze Kalwarii, Radzyminie i Popkowicach – które przyjęły pod swój dach chorych, samotnych i bezdomnych.

Równocześnie z jej inicjatywy powstały Centrum Onkologii w Bydgoszczy, Szpital Rehabilitacji Neurologicznej w Konstancinie-Jeziornej oraz Szpital Morski w Gdyni. Dziś w sercu tego ostatniego miasta, tuż obok alei Józefa Piłsudskiego, jest skwer jej imienia. Ale to nie jedyne takie wyróżnienie, wiele samorządów w Polsce uhonorowało pamięć Sue, a w Warszawie znajduje się piękne muzeum, jedyne na świecie poświęcone tej niezwykłej kobiecie – z rekwizytami, nagraniami, zdjęciami, korespondencją i archiwum.

Fundacja imienia Sue Ryder działa zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce. To dwie odrębne struktury?

– W tej chwili tak, chociaż wcześniej była to jedna całość. Rozdzieliliśmy się, niemniej ciągle utrzymujemy dobre relacje i realizujemy podobne cele kierując się wskazaniami naszej patronki i jej życiowym mottem: „Do what you can for the person in front of you”.

Warto zauważyć, że fundacja obecna jest w Polsce od 1956 roku. Przewinęło się przez nią wielu wolontariuszy, z których gros wywodziło się spośród byłych więźniów obozów koncentracyjnych oraz weteranów wojennych i ich rodzin. Problem w tym, że były to czasy komunizmu, dlatego Sue nie mogła oficjalnie zarejestrować swojej organizacji i wszystkie wybudowane przez siebie domy przekazała w darze państwu polskiemu. Sytuacja zmieniła się dopiero po przemianach ustrojowych, kiedy w 1991 roku na mocy aktu notarialnego powstała Fundacja Sue Ryder Polska, a w kolejnym została oficjalnie zarejestrowana w sądzie. Zgodnie z wolą fundatorki, miała ona kontynuować jej misję nad Wisłą. I tak jest do dziś – działamy według tych wytycznych mając pełne wsparcie ze strony brytyjskich sukcesorów naszej patronki.

Współczesne czasy niosą nowe wyzwania.

– I staramy się stawiać im czoła. Niestety, mimo postępu technicznego i ogólnego rozwoju, ludzi potrzebujących wsparcia nie brakuje. Na co dzień niesiemy pomoc osobom chorym, cierpiącym, biednym, żyjącym w fatalnych warunkach, a także tym, którzy z różnych powodów znajdują się na marginesie społeczeństwa.
Nasza działalność jest finansowana z akcji dobroczynnych, dochód przynosi również sieć sklepów jakie prowadzimy. Można do nich przynieść swoje rzeczy i oddać je na cele charytatywne, o ile nadają się do użytku i są w dobrym stanie. Znajdują się one w różnych miejscach, między innymi w Warszawie (na Żoliborzu, Bielanach, Mokotowie, Woli), w Katowicach i Bielsku-Białej. Jest tam okazja nabycia ubrań, książek i wielu innych przedmiotów.

Domy pomocy społecznej pozostały własnością państwa?

– Owszem i są przez nie zarządzane. Natomiast fundacja współpracuje z 15 tego typu placówkami, z czego 14 wybudowała i wyposażyła Sue Ryder. Najnowszy obiekt powstał w 2006 roku w Pierzchnicy, w województwie świętokrzyskim, przy czym w połowie w jego budowie partycypował tamtejszy samorząd. Natomiast pierwszy, największy dom, został wybudowany w Konstancinie-Jeziornej w pobliżu Warszawy w 1957 roku i funkcjonuje do dziś.

Jakie są relacje między Fundacją Sue Ryder działającą nad Wisłą, a Stowarzyszeniem Sue Ryder Polska w Wielkiej Brytanii?

– Jesteśmy częścią tej pierwszej i ściśle ze sobą współpracujemy. Stowarzyszenie w Londynie założyłam w 2016 roku z potrzeby duszy. W brytyjskiej stolicy mieszkam od 30 lat, konkretnie w dzielnicy Richmond, gdzie znajduje się kilka sklepów Sue Ryder, do których często oddawałam swoje rzeczy. Mam też wielu przyjaciół ze starej emigracji, którzy doskonale znali Sue i pomagali jej w działalności, dlatego postanowiłam to kontynuować. Oczywiście, całkowicie charytatywnie. Ideą naszego stowarzyszenia jest szerzenie wiedzy o fundacji wśród Polaków zakotwiczonych na Wyspach i niesienie pomocy rodakom w kraju, gdyż ciągle są tam duże nierówności i ogromne potrzeby. Najważniejsza jest solidarność i mobilizacja serc, od tego wszystko się zaczyna. Znam ten temat od podszewki, bo sama zajmuję się chorą i niepełnosprawną mamą. Wiem, jak bardzo potrzebuje pomocy, oddania, dobrego słowa i codziennej opieki…

Dr Iwona Golińska – dyrektor sprzedaży na Region Europy Środkowowschodniej w DynaCommerce, holenderskiej firmie branży wysokich technologii. Pochodzi z Lublina. Studiowała pedagogikę na tamtejszym UMCS, by po dwóch latach, w 1989 roku, wyjechać do Londynu, gdzie mieszka do dziś. Ukończyła biznes i finanse na Sussex Universty, a następnie ekonomię i biznes w Kingston University, Kingston Business School, gdzie zrobiła doktorat. Pracowała na różnych kierowniczych stanowiskach w największych firmach związanych z technologią informacyjną, między innymi Ericcson, HP i Lucent.

Na zdjęciu: Iwona Golińska z ambasadorem Wielkiej Brytanii w Polsce Jonathanem Knottem

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_