29 marca 2019, 09:32 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Waszym zdaniem: Londyn wyszedł na ulice!
Zdaniem organizatorów w sobotnim marszu People’s Vote brało udział około miliona uczestników. Wśród nich znalazły się osoby, które z tej okazji do Londynu przyjechały z odległych części Wielkiej Brytanii, a nawet z innych krajów europejskich.
Widoczna była także polska sekcja marszu. Biało-czerwone flagi powiewały obok angielskich, brytyjskich, szkockich i oczywiście europejskich.
Czy ten marsz jest w stanie zmienić patową sytuację w związku z brexitem? Czy jest szansa na drugie referendum? Magdalena Grzymkowska zapytała uczestników marszu o ich wrażenia i przemyślenia.

Brexit jak wojna w Iraku

Na marsze zaczęłam chodzić właśnie podczas studiów w Londynie. Mój pierwszy był to historyczny marsz przeciwko wojnie w Iraku w 2003 r. Atmosfera była niesamowita – pełna pokoju i jedności, wszystkie grupy etniczne szły ramię w ramię, prosząc o jedno – pokój. Wojna wywołana była ambicjami politycznymi, powody fabrykowane przez agencje public relations. Społeczeństwo zachodnie zostało oszukane. Prawda wypłynęła na szersze wody publiki wiele lat po ataku. Popieram pokojowy protest, bazujący na humanizmie, zadawaniu pytań w obronie praw społecznych, obserwacji zachowań polityków i rozliczaniu ich za kłamstwa, brak integralności i prywatę. Byłam na kilku marszach i akcjach organizowanych przeciwko wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, wliczając wczorajszy. Brexit, jak wojna przeciwko Iraku, jest oparty na kłamstwach i osobistych ambicjach polityków. Bałagan polityczny, jaki panuje od ponad dwóch lat w Wielkiej Brytanii, jest najlepszym dowodem, iż brexit to krok w złym kierunku – bez planu, bez konkretnego celu i drogi. Jestem dumna z siebie i moich znajomych, że uczestniczyliśmy w marszu, który choć w jakimś stopniu podważył „brexitowy chaos”.

Anna Gałandzij

 12 godzin w podróży, by być na marszu

Na marsz przyjechałem z Newcastle upon Tyne autokarem, wraz z ok. 200-osobową grupą, w której byłem chyba jedynym Polakiem i jednym z niewielu nie-Anglików. Wyruszyliśmy o 5 rano czteroma autokarami, podróż zajęła nam ok. 6 godzin w jedną stronę. W marszu wziąłem udział dlatego, że uważam, że należało pokazać, że poparcie dla pozostania w UE jest w Wielkiej Brytanii nadal bardzo silne i nie zgadzamy się, aby wynik pierwszego referendum opartego na kłamstwach i pustych obietnicach, które skłoniły wielu ludzi do głosowania za wyjściem z UE, zaważył na przyszłości nas wszystkich, a wszystkie prognozy wskazują, że opuszczenie UE spowoduje regres gospodarczy i utratę wielu miejsc pracy, co dotknie tak samo rodowitych Brytyjczyków, jak i imigrantów z UE. Powodów, aby popierać ponowne referendum jest zresztą wiele, nie ma tu czasu ani miejsca, aby je wszystkie wymienić. Gdy byłem młodszy, zdarzało mi się uczestniczyć w różnych akcjach i demonstracjach w Polsce, jednak od wielu lat nie uczestniczyłem tak aktywnie w publicznych wydarzeniach. Tym razem jednak uznałem, że powinienem dołożyć swoją cegiełkę, aby pokazać siłę i zaangażowanie milionów ludzi w to, by przekonać rząd i parlament do zorganizowania kolejnego referendum, ponieważ tym razem wiemy już, jakie będą konsekwencje brexitu i każdy może podjąć świadomą decyzję, która nie będzie oparta na manipulacjach i pustych obietnicach.

Tomasz Krause

 

“Mazurek Dąbrowskiego” na saksofonie

Pierwszy raz brałam udział w podobnej demonstracji, nie licząc pochodów pierwszomajowych, capstrzyków czy pieszych pielgrzymek do Częstochowy. Bardzo podobała mi się idea tego marszu, bo tysiące osób, które tu mieszkają zechciały pojawić się wczoraj w Londynie i zamanifestować swoją prośbę o niewcielanie w życie Brexitu, a w szczególności jego „twardej” wersji. Był to nadzwyczaj przyjacielski protest! Przybyło tak wiele osób, które wierzą, że głos pojedynczego człowieka się liczy i że pozytywne zrzeszenie się wielu głosów może naprawdę zmienić bieg historii. Ludzie z wielu krajów pokazali wczoraj, że Wielka Brytania jest ich domem, który szanują i chcą tutaj pozostać. Ludzie, którym zależy na nadal zjednoczonej Europie przyjechali z przeróżnych zakątków kraju, a nawet Europy. Były osoby, które poświęcały swój urlop, żeby być obecnymi na wspólnej manifestacji jedności i przyjaźni. Cały czas miałam w głowie nasze polskie hasło: Solidarność! Wypowiedzi zaproszonych na główną scenę gości, gdzie przemawiali politycy, znani aktorzy, młodzież, ludzie, którzy są obywatelami innych krajów były naprawdę poruszające. Mówili, że czują się kosmopolitami, a na pewno obywatelami zjednoczonej Europy. Po marszu spotkaliśmy w pubie grupę przemiłych Anglików, którzy byli bardzo przyjacielscy, a nawet jeden z nich zagrał na saksofonie Mazurka Dąbrowskiego, dziękując nam w ten sposób za zaangażowanie we wspólny marsz przeciwko brexitowi.

Marzena Malec

Silna polska obecność na marszu

Na co dzień mieszkam w Warszawie, jednak co miesiąc odwiedzam swojego ojca w Londynie, wobec czego tak zaplanowałem mój przyjazd, żeby właśnie tego dnia być w Londynie. W mediach społecznościowych widziałem, że wielu moich znajomych Polaków urodzonych w Londynie brało udział w tym marszu, ale w tym tłumie trudno było sie znaleźć. Atmosfera na marszu była bardzo kulturalna i spokojna, widziałem może tylko kilkunastu policjantów pilnujących porządku. I to byli tzw. community officers, tylko na Downing Street widziałem uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy. Nie widziałem też żadnych kontrdemonstratów, choć wiem, że byli obecni. Sądzę, że zapewne było ich bardzo mało i byli rozproszeni. Natomiast plakaty i transparenty, jakie ludzie nieśli pokazywały brytyjskie poczucie humoru – były śmieszne, sarkastyczne, ale niosły też ze sobą ważne polityczne przesłanie. Bardzo mnie zaskoczyło też to, że były osoby z całej Wielkiej Brytanii. Ja widziałem ludzi z Walii, północnej Anglii, a nawet ze Szkocji – słyszałem jak grali na kobzach hymn Unii Europejskiej “Odę do radości”!

Michał Dembiński

Nie boję się już ksenofobicznych ataków

To było wydarzenie, które na pewno przejdzie do historii. Chciałam być częścią tego co może przyczynić się do zmiany. Zwykle trzymam się z daleka od ulicznych protestów i tłumnych zgromadzeń, ale to było inne, łączyło ludzi różnych kultur, krajów i poglądów. Nie byłam niestety na poprzednich marszach i żałuję… Nie chcę popadać w paranoje czy pesymistycznie fantazjować, ale boję się ekonomicznego kryzysu i dramatycznego wzrostu cen po brexicie. Na pewno już nie obawiam się ksenofobicznych ataków, których bałam się zaraz po referendum. Wtedy czuło się, że coć wisi w powietrzu… Teraz raczej spotykam się z sympatią i ciepłymi słowami. Potwierdza to niesamowicie radosna i przyjacielska atmosfera marszu.

Violetta Hybiak

Czy głos ludu zostanie wysłuchany?

Kilka tygodni temu, kiedy na portalach społecznościowych pojawiły się informacje o planowanym marszu protestacyjnym od razu wiedziałam, że muszę tam pójść. Dlaczego? Bardzo interesuję się Brexitem i tym co o tym myślą nie tylko Brytyjczycy ale każdy kto tu z różnych powodów mieszka i pracuje.  Przed referendum, kiedy to politycy obiecywali tyle korzyści i oszczędności, jakie może dać opuszczenie Unii, społeczeństwo brytyjskie podzieliło się prawie na pół z niewielką przewagą zwolenników Brexitu. Według mnie tak naprawdę w owym czasie ogromna cześć społeczeństwa została zmanipulowana, nie zdawała sobie tak naprawdę sprawy z tego co to znaczy Brexit i jakie konsekwencje się z tym wiążą. W tej chwili po przeszło dwóch latach negocjacji Brytyjczycy są rozczarowani i oburzeni obecną sytuacją. Czują się oszukani i okłamani przez elitę polityczną, która nie była w stanie wynegocjować korzystnych warunków wyjścia UK z Unii. Obawiają się o swoją przyszłość, boją się że Brexit, a w szczególności twardy Brexit może jeszcze bardziej podzielić społeczeństwo i teraz już duża część ludzi zdaje sobie sprawę jakie to może przynieść negatywne konsekwencje nie tylko dla gospodarki brytyjskiej ale dla przeciętnego obywatela. Obawiając się również tego najgorszego scenariusza, dołączyłam wraz z organizacja Poland Street do rzeszy protestujących aby pokazać, że zgadzam się z protestującymi i podzielam ich obawy. Może ten marsz da do myślenia tym, od których zależą decyzję i podejmą właściwe kroki?  Może to będzie ta kropla, która przeważy szalę w tej patowej,  trudnej sytuacji ? Czy ten głos ludu zostanie wysłuchany?

Mariola Świetlicka

Trzeba zatrzymać to szaleństwo

Byłem na wszystkich poprzednich marszach, na których żądaliśmy od polityków zapytania wyborców, czy to, jak zinterpretowali wyniki poprzedniego referendum, odpowiada ich oczekiwaniom. Nawet to, że jestem krótko po operacji i poruszam się o kulach, nie mogło mnie powstrzymać od bycia tam i głośnego wyrażenia swojej opinii. Była pełna mobilizacja polskich aktywistów w UK i niemal każdy kogoś przyprowadził. Tym razem było więcej młodych ludzi niż na poprzednich wydarzeniach. Graliśmy muzykę, ludzie spontanicznie dołączali się do śpiewów i tańców. Nie była to atmosfera rezygnacji, a nadziei i walki. Chcieliśmy rozsądnym politykom w Westminsterze dać jasny sygnał, jak mogą rozwiązać kryzys, w którym się znaleźliśmy. Osobom takim jak ja, mobilnym, wykształconym i zaradnym, brexit nie zniszczy życia, choć na pewno je utrudni. Ta walka jest o coś znacznie większego – o przyszłe pokolenia, o pokój, o dobrobyt, o ludzkie przyjaźnie i miłości. Trzeba zatrzymać to szaleństwo zanim oderwie Brytanię od Europy, a ją samą rozerwie na kawałki.

Kamil Arendt

Po prostu nas okłamano

Jako demonstrujący po raz pierwszy podczas sobotniego marszu poczułem niesamowitą atmosferę  jedności. Niezależnie od pochodzenia, rasy, orientacji seksualnej czy wieku, milion osób przemaszerowało przez Londyn, żądając od rządu, aby po raz kolejny przedstawił to ludziom do decyzji. W ciągu ostatnich dwa i półtora roku od referendum w Brexit byliśmy świadkami nieustannej nieudanej próby wymyślenia dobrego porozumienia przez naszą premier Theresę May i jej rząd. W okresie poprzedzającym referendum w 2016 roku dostarczano ludziom fałszywych wiadomości, takich jak, że opuszczenie Unii Europejskiej pozwoli nam włożyć dodatkowe 350 milionów funtów do kasy NHS. Po prostu nas okłamano. Z tego i wielu innych powodów czułem, że moim obowiązkiem jest stanąć obok moich przyjaciół i wyrażać głośno swoje obawy. Mam nadzieję, że demonstracja, jak również petycja, która obecnie liczy prawie 5 milionów podpisów, pomoże przekazać przesłanie, że my ludzie Wielkiej Brytanii chcemy drugiego referendum w sprawie brexitu.

Zia Yousaf

 

W przypadku brexitu być może przyjdzie czas, by wrócić do Polski

Wzięłam udział w marszu, ponieważ czułam, że tylko w ten sposób mogę cokolwiek zrobić, żeby pomóc zablokować brexit i doprowadzić do drugiego referendum. W czasie marszu było czuć przyjaźń, serdeczność i jedność wszystkich ludzi bez względu na kolor skóry, pochodzenie czy narodowość. Z reguły nie biorę udziału w tego typu wydarzeniach, nie byłam na poprzednim marszu, jednak tym razem stwierdziłam, że powinnam tam być i wyrazić swoje zdanie bo być może to jest ostatnia szansa, żeby móc cokolwiek zmienić. Żyję i mieszkam w Londynie już 20 lat i nie wyobrażam sobie teraz znów takiej sytuacji jaka była przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, czyli problemów z wjazdem do Wielkiej Brytanii, z legalna praca itd.  Co będzie jeśli jednak dojdzie do Brexitu? Nie wiem tego, bo tak naprawdę trudno jest tu cokolwiek przewidzieć. Ale myślę, że warunki życia tutaj zmienia się diametralnie, a wtedy, być może przyjdzie czas, żeby pomyśleć o powrocie do Polski.

Katarzyna Zajdel

 Zdjęcia: Magdalena Grzymkowska / Kamil Arendt

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_