25 lutego 2019, 09:27
Nowa ustawa imigracyjna

W czasie gdy w parlamencie brytyjskim trwają jałowe dyskusje na temat kształtu nadchodzącego Brexitu, za kulisami urzędnicy przygotowują cały szereg ustaw aby dostosować państwo do nowych realów, tzw. „post-Brexit Britain”. Rozkopują głęboko zakorzenioną żyzną glebę ustawodawstwa unijnego, której korzenie sięgają często przeszło 40 lat, aby zastąpić ją ustawami i ministerialnymi zarządzeniami, które mają ujrzeć światło dzienne jeszcze przed końcem marca. Dotyczą m. in. ochrony środowiska, usług finansowych, rolnictwa, rybołówstwa, dostępu do służby zdrowia. Co prawda stłoczony bałagan parlamentarnych kontredansów faktycznie nie pozwala na zaprogramowany harmonogram uchwalenia tych koniecznych ustaw, ale nikt jeszcze nie miał odwagi poinformować o tym urzędników państwowych, którzy pracują pełną parą, nie zwracając uwagę na otaczający ich chaos. Ale mimo wszystko, zarówno parlamentarzyści i urzędnicy są świadomi dwóch upiorów czyhających za kulisami: z jednej strony możliwość wyjścia bez żadnego porozumienia, a z drugiej zażegnanie opuszczenia Unii przez organizację drugiego referendum.

Ale najbardziej kontrowersyjnym projektem obecnie pełzającym ślimaczym tempem przez skomplikowany system ustawodawczy Westminsteru jest Immigration and Social Security Co-ordination (EU Withdrawal) Bill. Tekst tej ustawy obecnie nie przekracza 15 stronic i sprowadza się przede wszystkim do jednego zasadniczego stwierdzenia. Chodzi o zlikwidowanie wszystkich praw unijnych dotyczących wolnego poruszania się i prawa pracy obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii. Dotyczy to również prawa dostępu do świadczeń społecznych. Unieważnione będą wszelkie możliwości do odwołania się do instancji unijnych przeciw decyzjom urzędników brytyjskich dotyczących przyjazdów obywateli unijnych w przyszłości. Cały dokument kapie negatywizmem. Nie pisze nic na temat tych praw, które będą mieli przyjezdni, bo będzie uregulowane zarządzeniami ministra spraw wewnętrznych.

Nie ma ani słowa w tej ustawie o prawach obywateli unijnych obecnych teraz w tym kraju. Nie wymieniony jest status osoby osiedlonej (settled status) wynegocjowany z Unią Europejską, ale jeszcze nie ratyfikowany przez parlament brytyjski. Nie jest nawet wymieniony ten sam nieco okrojony status osoby osiedlonej uzgodniony i zadeklarowany przez Home Office w licznych odezwach na swoim portalu. Gdy ta ustawa była przygotowywana jeszcze w zeszłym roku urzędnicy prawdopodobnie liczyli się z tym, że będzie oddzielna uzgodniona ustawa oparta na Porozumieniu Wyjściowym z Unią po jej ratyfikacji i ta ustawa będzie posiadała zabezpieczenie kluczowych praw Polaków i innych obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii. Ale teraz nie można wykluczyć możliwości no deal, która uniemożliwia uszanowanie praw zawartych w tym wspólnym Porozumieniu. Proponowana ustawa imigracyjna w tej formie po prostu nie przewiduje żadnych praw dla obecnych obywateli unijnych i ich rodzin.

W praktyce wiemy na razie, że jest inaczej. Home Office ogłosił cały program ponownego rejestrowania się obywateli unijnych. Po okresie próbnym program aplikacja na settled (dla osób mieszkających w Wielkiej Brytanii od 5 lat) oraz pre-settled status (dla tych, którzy są tu od krótszego czasu) ruszył pełną parą. Ale cały ten program, zadeklarowany w czerwcu ub.r. przez Ministra Spraw Wewnętrznych (poprzez Statement of Intent), choć monitorowany przez odpowiednie komisje parlamentarne, nie jest wcale pokryty ustawą parlamentarną. W tej chwili, w czasie trwającej jeszcze negocjacji z Unią, Home Office robi wszystko, aby system rejestracji postępował poprawnie. Zapewnia obywatelom unijnym i ich rodzinom prawo pobytu, pracy, łączenia rodzin, dostępu do świadczeń społecznych, służby zdrowia i nauki. Wszystko zostało przeprowadzone tylko trybem administracyjnym. Reguły gry mogą być zmienione za parę lat, gdyby nastąpiła zmiana rządu lub nawet „widzimisię” któregoś ministra czy wyższego urzędnika.

Pamiętajmy, że sami sędziowie brytyjscy określają obecne prawodawstwo imigracyjne (tzw. Immigration Rules) jako bizantyjskie. Od roku 1971 było już 10 nowych ustaw o imigracji, które reinterpretują starsze ustawy i nie są już dostępne na oryginalnym oficjalnym portalu legislation.gov.uk. Ale najwięcej zmian wchodzi przez reinterpretacje administracyjne, a nie przez ustawy. W roku 1994 Immigration Rules zawierało 80 stron tekstu, a obecnie zawiera przeszło 1100 stron. Zabezpieczenie naszych praw przez ustawę parlamentarną jest koniecznością.

11 lutego odbyła się konferencja w parlamencie pod przewodnictwem szkockiego posła Stuarta McDonalda, na którym zainteresowani posłowie spotkali się z przedstawicielami dwóch organizacji:  Joint Council for the Welfare of Immigrants oraz the3million. Poza tym udział wzięło przeszło 50 indywidualnych obywateli unijnych, choć o ile wiem, byłem chyba tylko jedynym tam Polakiem. Ze względu na możliwość wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii bez umowy, uczestnicy spotkania byli zgodni, że prawa zawarte w statusie osiedlenia powinny być zatwierdzone w proponowanej nowej ustawie o imigracji. Ustawa powinna też podać szczegóły możliwości apelacji przeciw negatywnej decyzji i zezwolić na składanie apelacji kosztem państwa (tzw. legal aid).

Bardziej zaskakującym wnioskiem samych posłów (reprezentujących cztery główne partie polityczne) było stwierdzenie, że poprawka do nowej ustawy powinna potwierdzić, że wszystkim obywatelom unijnym tu obecnym należy się ten nowy status automatycznie i że rejestracja powinna być tylko deklaratywna, czyli potwierdzająca obecne prawo pobytu. Nie powinna być, jak jest teraz, przymusowym ponownym składaniem podania o stały pobyt. Choć popieram moralną i administracyjną słuszność takiego podejścia, bo umożliwiłoby wszystkim prawo pozostania bez obawy, że się źle wypełniło elektroniczny formularz czy że się w ogóle jego nie wypełniło. Byłoby to też łatwiejsze do zrozumienia przez urzędników państwowych czy lokalnych lub przez pracodawców czy właścicieli mieszkań czynszowych na których barkach spadłaby odpowiedzialność administrowania tych przepisów. Lecz obawiam się, że Home Office na pewno odrzuci ten pomysł, dlatego że Unia Europejska już przyjęła formułę składania nowego podania, mimo mocnych protestów ze strony członków parlamentu europejskiego, a szczególnie polskich europosłów. Byłoby rzeczywiście ironią, gdyby teraz parlament brytyjski przyjął bardziej daleko idący projekt rejestracji deklaratywnej w wypadku odejścia bez porozumienia, a potem musiałby to wycofać gdyby jednak do porozumienia z Unią doszło.

Była też mowa o potrzebie zatrudnienia i przeszkolenia więcej nowych urzędników dla Home Office (co się zresztą dzieje), aby przeprowadzić zarejestrowanie 3 i pół miliona obywateli unijnych w ciągu trzech lat, czyli do 30 czerwca 2022 r. Obecna ustawa nie podaje też, kiedy ma nastąpić koniec wolnego poruszenia. W debacie parlamentarnej 5 listopada minister imigracji Caroline Noakes potwierdziła parokrotnie, że w wypadku no deal osoby z Polski i z innych krajów unijnych będą wciąż mieli prawo wjazdu bez kontroli po terminie Brexitu. Nie określiła na jak długo to może mieć miejsce. Na naszym zebraniu organizacja the3million proponowało utrzymanie prawa wolnego poruszania do końca terminu rejestracji, czyli do czerwca 2022.

Osobiście poruszyłem dwa tematy, które obecni posłowie poparli. Po pierwsze uważam, że to jest szkodliwe, że nie można uzyskać ostatecznego zatwierdzenia nowego statusu na papierze, który wszyscy zainteresowani mogliby przeczytać czy skopiować. Obecnie wynik jest zatwierdzony tylko w internecie i zainteresowany pracodawca, czy urzędnik, czy landlord musi poszukać i znaleźć to samo potwierdzenie również w eterze. Nie tylko wielu składających podanie nie ma dostępu do internetu, czy ma słabą angielszczyznę, ale to samo może dotyczyć małych przedsiębiorców czy gospodarzy domu, którzy mają tę informację sprawdzić. Można tu przewidzieć wiele trudności.

Na drugim miejscu zwróciłem uwagę na trudności doniesienia informacji o potrzebach rejestrowania wśród milionowej diaspory polskiej i przypomniałem raz jeszcze, że pierwszoplanowym wehikułem do rozpowszechnienia informacji o potrzebie rejestrowania mogą być samorządy. Posiadają listy wyborców, mieszkańców płacących podatki miejskie, osób na zasiłkach, po ślubie, dzieci i rodziców etc. Proponowałem, aby kosztem budżetu centralnego samorządy miały obowiązek donieść wszystkim swoim obywatelom unijnym informacje o potrzebie rejestracji.

Na koniec apelowano, aby nowa ustawa imigracyjna była wstrzymana aż do momentu wyjaśnienia czy będzie ratyfikowana umowa wyjściowa z Unią, czy też nie.

Walka o prawa obywateli unijnych wciąż trwa. Tyle tylko, że pole walki przeniosło się z Brukseli do Westminsteru.

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_