04 grudnia 2018, 10:16
Zamek Croft i jego mieszkańcy

Do zamku Croft, w hrabstwie Herefordshire, prowadziły niegdyś dwie aleje. Możemy je zobaczyć podczas spaceru po 1500 akrach malowniczego parku. Widok to niezwykły bo drzewa; wielkie, rozłożyste kasztanowce o jadalnych owocach, tworzą nie tylko imponujący dojazd ale i… plan bitwy. Ich nasiona zostały zabrane ze statków hiszpańskiej Armady po zwycięstwie w roku 1588. Ówczesny pan na zamku posadził je tak, by nie tylko ocieniały drogę, ale i ukazywały pozycje statków. Dęby reprezentują flotę angielską, kasztanowce hiszpańską. Nie one są jednak najstarsze. W parku rośnie też tysiącletni dąb, posadzony zapewne przez pierwszego właściciela tych ziem, rycerza z Normandii Bernarda Brodatego.

Zamek stracony i odzyskany

Bernard miał bronić zdobyte przez Normandów terytorium przed Walijczykami. Zbudował więc fort wojenny, z którego niewiele pozostało. Zamek, który oglądamy dziś pochodzi prawie w całości z XIV wieku. Niezwykłe jest to, że posiadłość przez 700 lat należała do kolejnych pokoleń jednej rodziny: Croft. Dopiero w roku 1720 ten łańcuch przerwał się. Sir Archer Croft ogłosił bankructwo i musiał sprzedać dwór. Zainwestował bowiem cały majątek w rządowy projekt South Sea Company, który wkrótce zaczął być znany jako South Sea Bubble. Sztucznie zawyżane ceny akcji spadły do zera, doprowadzając do ruiny mnóstwo inwestorów. Był to jeden z pierwszych tego typu olbrzymi krach spowodowany dezinformacją i spekulacjami na wielką skalę. Zamek i przyległe posiadłości przeszły wtedy na własność przedsiębiorcy i milionera Richarda Knight, który na początku swojej kariery był… miejscowym kowalem. Wydawałby się, że zamek jest dla zubożałego rodu Croft już stracony. Jednak 170 lat po tej transakcji dwór znów wrócił do rodziny. A to dzięki olbrzymiemu posagowi Katerine Parr, żony „bezdomnego” acz utytułowanego baroneta Croft. Baronet wprawdzie zginął w czasie Pierwszej Wojny, ale pozostawił energiczną wdowę i dwójkę dzieci. To oni sprawili, że zamek znów stał się miejscem pełnym życia i głośnych imprez lat międzywojnia. Młody Croft szalał na polnych drogach najszybszymi samochodami, a jego siostra Elinor wyprawiała przyjęcia „absolutnie niezrównane”. Zamek odrodził się, tętnił teraz muzyką i tańcami. Elinor wyszła za mąż za kuzyna, z którym wyjechała na ponad roczny „miesiąc miodowy”, między innymi do Nowej Zelandii. W Oak Room znajdziemy wiele pamiątek z tej eskapady.

„Położnik”, który zmienił monarchię

Jednym z najciekawszych pokoi na zamku jest biblioteka. Tam znajduje się klucz do niezwykłej historii związanej z VI baronetem, Richardem Croft. Przed wejściem do tego pokoju pełnego książek o tematyce ginekologiczno- położniczej znajdziemy fajansowe popiersie księżniczki Charlotty. Była to postać niezwykle popularna, uwielbiana tak, jak Księżna Diana w czasach najnowszych. Nazywano ją „Nadzieją Narodu”. Charlotta była bowiem jedyną, prawowitą wnuczką króla Jerzego III. Jej rodzicami byli ówczesny książę Walii i księżniczka Karolina. Było to nieszczęśliwe, zaaranżowane małżeństwo. Książę miał bowiem mnóstwo długów i posag żony był mu bardzo potrzebny. Gdy zobaczył Karolinę, powiedział tylko: „przynieście mi koniaku”. Noc poślubną spędził podobno kompletnie pijany na podłodze sypialni. Mimo tego dziewięć miesięcy później urodziła się Charlotta. Książę szybko opuścił żonę i dziecko, oczywiście trwoniąc otrzymane dobra i pieniądze. Dziewczynka dorastała w bliskim kontakcie z dziadkiem-królem, niestety ten dość szybko popadł w szaleństwo. Wtedy ojciec przypomniał sobie o córce i chciał ją zmusić do małżeństwa z wybranym przez siebie kandydatem. Charlotta dokonała wtedy rzeczy niesłychanej: uciekła z domu uliczną dorożką. Już wtedy była bardzo popularną postacią. Piękna, inteligentna i odważna, lubiana na dworze i poza nim. Tymczasem Richard Croft studiował w swojej bibliotece księgi położnicze i ginekologiczne. Gdy już je wszystkie przeczytał, stwierdził, że śmiało może występować w roli akuszerki. Charlotta zaś poślubiła mężczyznę wybranego przez siebie. Było to szczęśliwe małżeństwo i cały kraj świętował wesele jak i też wieści o rychłym narodzeniu potomka. Niestety, ambitny Richard Croft zdecydował się opuścić zamek i zaprezentował się na dworze jako doświadczony położnik. Jego umiejętności nikt nie zakwestionował. Poród trwał ponad 50 godzin. Mimo męki kobiety Croft nie zrobił nic, bowiem uważał, że nie należy interweniować w naturalny stan rzeczy. Nie wykorzystał znanych wszystkim wiejskim położnym technik ustawienia płodu, a także używanych już wtedy kleszczy. I dziecko i Charlotta zmarły. Po tym fakcie dosłownie zmuszono do małżeństwa obu braci króla Jerzego. Owocem jednego z tych związków była córka, przyszła królowa Wiktoria. A Richard Croft mimo wszystko jeszcze raz asystował przy innym porodzie: z takim samym skutkiem. Po tej kolejnej tragedii domorosły ginekolog i położnik popełnił samobójstwo.

Duch w baszcie

Ostatni dziedzic zamku zmarł bezpotomnie w roku 1956. Z pieniędzy niewiele zostało i zubożała już wówczas wdowa zdecydowała na zburzenie prawie tysiącletniego dworu, co miało ją uchronić przed płaceniem astronomicznych podatków nałożonych przez partię Labour. Na szczęście dowiedziała się o tym energiczna Diana Uhlmann, z domu Croft. Determinację wykazała już wcześniej wyruszając w roku 1936 samochodem w podróż przez Hiszpanię. Tam spotkała niemiecko-żydowskiego prawnika wygnańca, którego poślubiła po trzech tygodniach znajomości. Jej mąż stał się sławnym dość malarzem a ona sama organizowała pomoc artystom – uchodźcom z faszystowskich Niemiec, była więc znana i popularna. Udało się jej zebrać odpowiednie fundusze by ocalić dwór i przekazać National Trust. Dzięki temu otrzymała mieszkanie na zamku dla siebie i kolejnych pokoleń rodu. Piętro, gdzie zwiedzający nie mają wstępu, jest nadal zajmowane przez żyjących członków rodziny Croft. Raz dziennie organizowane jednak są wycieczki na zamkowe…poddasze. W czasie Drugiej Wojny znalazła tam schronienie katolicka szkoła dla dziewcząt. W długim i ciemnym pomieszczeniu ustawiono wtedy ciasno łóżka. Dziewczynki miały tylko kołek z numerkiem do powieszenia woreczka z osobistymi rzeczami. Na dodatek w przylegającej baszcie, za drzwiami zamkniętymi na klucz działy się dziwne rzeczy. Pracownicy National Trust twierdzą, że niejeden z nich słyszał hałasy w tym pustym pokoiku. Być może to duch „położnika” i samobójcy Richarda Croft. Zamek znajduje się przy bocznej drodze, 8 km od miejscowości Leominster. Nawet w listopadowe dni warto obejrzeć nie tylko wnętrza, ale i poznać rozległy park i jego prastare drzewa. W sklepiku zaś można nabyć wino z przyzamkowych winnic, bardzo malowniczo okalających ten budynek o prawie tysiącletniej historii.

Tekst i zdjęcia Anna Sanders

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_