01 października 2018, 11:27 | Autor: admin
Listy do redakcji

Ks. Arcybiskup Szczepan Wesoły

Z wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Ks. abp Szczepana Wesołego.

Sodalicja Mariańska w Huddersfield była cały czas, do końca, w kontakcie z ks. arcybiskupem, pasterzem ludzi, w tym wypadku emigrantów, którzy znaleźli się poza granicami kraju po drugiej wojnie światowej, i sam był jednym z nich.

Wyciąg z Jedniodniówki. Ówczesny biskup Szczepan Wesoły z zarządem sodalicyjnym.

Zmarły ks. arcybiskup w latach powojennych zamieszkał i pracował krótko w Wakefield, a następnie w Halifax, mieście tekstylnym w północnym Yorkshire. Każdą wolną chwilę po pracy zawodowej spędzał jednak w niedalekim Huddersfield, gdzie udzielał się społecznie. Pod przewodnictwem i przykładem ówczesnego proboszcza parafii w tym mieście, Salezjanina ks. Józefa Dryżałowskiego, odkrył w sobie powołanie do kapłaństwa.

Po studiach i wyświęceniu na kapłana, otrzymaniu godności na biskupa, a potem arcybiskupa dostojny kapłan często odwiedzał parafię w Huddersfield pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej Królowej Polski. Brał udział w różnych uroczystościach, udzielając sakramentów bierzmowania i innych sakramentów świętych. Za udział w ich życiu parafianie odwzajemniali się, darząc księdza miłością i przyjaźnią.

Sodalicja Mariańska w Huddersfield szczególnie odczuje odejście do wieczności sodalisa Wesołego. Niegdyś istniały w parafii dwie sodalicje: sodalicja pań i młodzieżowa. Gdy w roku 1969, jeszcze wówczas biskup Wesoły, rozpoczął kurs dla młodzieży ‚Loreto’ pierwszymi uczestniczkami były nasze młode sodaliski. Panie z sodalicji zachęcały, a nawet pomagały opłacać te kursy. Po powrocie z kursu dzieliły się z parafianami swymi wspomnieniami i przeżyciami.

Zdjęcie robione w 1950r. Z okazji zjazdu Sodalicji Mariajńskiej w północnej Anglii w Sanktuarium Maryjnym w Ilkley. Ks arcybiskup klęczy po lewej stronie grupy jako jeden z pielgrzymów na ówczas jeszcze świecki sodalis.

Z okazji 40-lecia powstania Sodalicji Mariańskiej w Huddersfield, sodaliski wydały Jednodniówkę, do której wstęp napisał właśnie nasz wielki przyjaciel, moderator Wesoły. Na jednej ze stronic umieszczono zdjęcie, wówczas księdza biskupa Wesołego z członkami zarządu. Będzie nam brakować tej łączności i przeżyć duchowych spędzonych wspólnie.

Sodalicja Mariańska będzie pamiętać o swym przyjacielu i dobroczyńcy we mszy świętej rekwialnej zamówionej przez sodalisów, która zostanie odprawiona w kościele Matki Boskiej Częstochowskiej, tak często nawiedzanego przez śp. sodalisa ks. arcybiskupa.

Cześć Maryi

Z. Gabańska
Shelley

 

Enigma

Och, z jak wielką radością przeczytałam artykuł (TP z 14/8) poświęcony prezentacji książki „X, Y & Z” autorstwa Sir Dermota Turinga na temat złamania kodu Enigmy przez utalentowanych polskich kryptologów. Nareszcie znalazł się ktoś kto dał zadośćuczynienie PRAWDZIE.

Postaram się tą książkę kupić.

Ileż to razy pisałam do angielskich gazet kiedy ukazywały się kłamliwe twierdzenia na temat złamania Enigmy, a na przykład, w filmie o Alanie Turingu polski wkład został zdymisjonowany jednym zdaniem.

Chciałabym teraz bardzo żeby znalazł się jakiś znany Anglik (np. Norman Davies?) który by podjął sprawę Generała Stanisława Sosabowskiego. Głupota a później tchórzostwo Dowództwa Alianckiego zwaliło winę za fiasko „Operation Market Garden” na Generała Sosabowskiego dlatego tylko że zachował krytyczną postawę na całe przedsięwzięcie.

Zresztą okazało się, że miał rację.

Jak już piszę to chciałabym dodać swoich „pięć groszy” na temat obsesji Pana Żylińskiego …ups…. J.O. Księcia Pana…. oskarżającego „starą emigrację” o podlizywanie się. U nikogo i nigdzie tego nie zauważyłam, a to że nie było nas w świecie politycznym w tamtym czasie to tylko dlatego, że w pierwszym rzędzie rodzice moi, jak i większość innych, chcieli przede wszystkim zrzucić łachmany i pracując ciężko podnieść swoją stopę życiową.

Osobiście, w swoim zawodzie każdą promocję w pracy otrzymywałam w drodze uznania a nie żadnego podlizywania się. Postawa podlizywania się jest dla mnie wstrętną.

Z serdecznym pozdrowieniem i poważaniem

Helena Kalicka

Wirral

 

Nieznany epizod z życia gen. Andersa

Na przełomie wieków, naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zorganizowali wyprawy badawcze do krajów Bliskiego Wschodu. Odwiedzili m.in. miejscowości, w których do dziś używa się języka aramejskiego, miejsca pamiętające: czasy pierwszych Apostołów i Ojców Pustyni; miejscowości których mieszkańcy z dumą podkreślają, że ich historia liczy ponad dwa tysiące lat a chrześcijaństwo jest wciąż do dziś żywym fundamentem. Owocem tych wypraw stał się piękny album: Andrzej Plis, Beata Kowalska: Zapomniani bracia. Ginący świat chrześcijan bliskiego Wschodu. Kraków, 2003, Wyd. WAM.

Na str. 107 tego albumu jest fotografia z Maluli, pięknej górskiej wioski, oddalonej od Damaszku o niespełna 50 km. Jej mieszkańcy do dziś używają języka aramejskiego, podkreślają z dumą, że używają dialektu, którym 2 tysiące lat temu mówił Jezus Chrystus. Autorzy albumu informują też, że podczas II wojny Malulę odwiedził gen. Anders, podarował tamtejszym mnichom dwie ikony, co przechowała wdzięczna pamięć do dziś i Polacy darzeni są sympatią. Być może, była to przyczyna, dla której mieszkaniec Maluli, Abdo Haddad, zebrał swoje oszczędności, niecałe 130 dolarów i za nie przyjechał do Polski. By opowiedzieć o napadzie Islamistów na Malulę, o niszczeniu zabytkowych kościołów, zabijaniu mieszkańców Maluli, tylko za to, że deklarowali, iż czują się chrześcijanami i nie chcieli przechodzić na Islam. Co zostało opublikowane w reportażu, zamieszczonym w „Gazecie Prawnej”, nr 248, 23-26 XII pt.: „Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby umrzeć”. Uzupełnia go artykuł w magazynie przedruków „Forum” ze stycznia 2O16 – „Lekcja martwego języka”, przypominający historię języka aramejskiego i film Mela Gibsona „Pasja”. Poruszyła mnie lektura obu artykułów, zacząłem się zastanawiać, kto w Polsce choć raz w życiu słyszał żywy język aramejski. Łatwo też było sobie wyobrazić, że Abdo Haddad mógłby powtórnie przyjechać do nas, w polskich kościołach wygłosić „rekolekcje aramejskie”, może z zebranych pieniędzy dałoby się w Maluli wybudować np. Dom Pielgrzyma Polskiego? Jeden z Benedyktynów z Opactwa w Lubiniu (www.benedyktynka.pl) koło Kościana, o. Maksymilian ma doktorat z języka aramejskiego, więc ew. mógłby być tłumaczem. Język to tożsamość – artykuł opisuje parafian, którzy płakali, słysząc aramejską modlitwę Abdo Haddada. W Polsce, po stanie wojennym, niemal z wszystkich krajów UE, Polacy otrzymywali paczki z pomocą, żywnością – czyż teraz ci, którzy uważają się za chrześcijan – nie powinni pomóc mieszkańcom Maluli? Zwyczajem nabożnym jest pielgrzymka do Częstochowy – jakże łatwo sobie wyobrazić pielgrzymki do Maluli, by usłyszeć język Aramejski, poznać osobiście ludzi, szczycących się znajomością dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa. Na pustyni szukać śladów pierwszych Apostołów i Ojców Pustyni. Dom polskiego Pielgrzyma w Maluli przypominałby też gen. Andersa. Więc wyrażę nadzieję, że Redakcja zechce odwiedzić archiwa, może odnajdą się dokumenty, świadectwa, dziś nieco zapomniane i zakurzone – jak doszło do owej niezwykłej wizyty Generała w Maluli, jak wyglądają owe dwie ikony jakie Generał zabrał ze sobą, by je ofiarować mieszkańcom Maluli i skąd w ogóle, w jakich okolicznościach powstał pomysł, by odwiedzić, dotknąć tak niezwykły fragment Historii? Który przechował pamięć języka Jezusa? Jakie duchy czuwały nad drogą Generała i Jego żołnierzy – filmu Mela Gibsona i artykułów o języku aramejskim jeszcze nie było, więc może całe wydarzenie należy do kategorii „Znaków Bożych”, darowanych Polakom, którzy szukali drogi do swej Ojczyzny?

Paweł Zawadzki

 

Bierność

Szanowny Panie Redaktorze

Świeży powiew myśli nowego felietonisty w TP, p. Jana Żylińskiego, widocznie nie ma zrozumienia wśród niektórych czytelników. Tu nie chodzi o procenty, statystykę czy skojarzenia z polską kiełbasą, a o poważne sprawy dotyczące całej Polonii brytyjskiej; tej starej, ich dzieci, wnuki oraz tej najnowszej.

Przekaz jest dla mnie bardzo prosty i nie obraża, nie neguje niczego i nikogo. Mamy problem jako społeczność, aby nasza narracja, kim MY jako naród jesteśmy oraz osiągnięcia naszych rodaków, była przez nas pisana i była obecna w mediach, a nie pisana przez nam obcych i nie przychylnych środowisk. Przykładów mamy tysiące.

Po wojnie Anglicy pogardliwie i poniżająco pisali o Polakach, utrudniali im życie i najchętniej by wysłali do komunistycznej Polski, sowieckiego piekła i pewnej śmierci. Proszę zapoznać się z medialnymi i politycznymi wypowiedziami z tamtych czasów.

Wkład polskich sił zbrojnych, wspaniałej polskiej sieci szpiegowskiej w okupowanej Europie, dzieła Jana Karskiego oraz innych polskich bohaterów była przemilczana, pomijana i pomniejszana przez dekady.

Cierpienia narodu polskiego sięgają trzy wieki wstecz: potop szwedzki, sto dwadzieścia lat rozbiorów, totalna germanizacja i rusyfikacja życia polskiego, straszna wojna 1914-18, napad Niemców i Rosji sowieckiej w 1939 roku, zniszczenie miast i wymordowanie ponad sześć milionów naszych rodaków, przymusowe deportacje i ludobójstwo na Ukrainie, czterdzieści lat komunistycznej deprawacji politycznej. Cud, że nadał istniejemy jako naród z własnym państwem.

Słabe polskie państwo po 1989 roku spowodowało, że nasza tożsamość, narracja i racja narodowa została wypaczona przez obcych i własnej politycznej bierności.

Pan Żyliński dociera do wielu osób i naprawia te zaniedbania na swój sposób i możliwości. Jego akcja „Duma Polska” jest godna wsparcia, a nie negowania.

Może mały krok, mała kropla, ale od tego zaczynają się wielkie dzieła.

Z poważaniem

Wacław A Slezak

 

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_