15 maja 2018, 08:48 | Autor: admin
Podnoszę sobie poprzeczkę
W zeszłym roku spędziłam 310 godzin, jeżdżąc na rowerze, 91 godzin biegając i 49 godzin pływając. W sumie pokonałam 8242 kilometrów, z czego 131 nieprzerwanie – mówi Agnieszka Wicińska. Z triathlonistką, konsultantką w branży IT, której pasją jest pieczenie zdrowych, kolorowych ciast rozmawia Magdalena Grzymkowska.

Jak dużo czasu poświęcasz na treningi?

– W zeszłym roku spędziłam 310 godzin jeżdżąc na rowerze, 91 godzin biegając i 49 godzin pływając. W sumie pokonałam 8242 kilometrów, z czego 131 nieprzerwanie.

Dlaczego to robisz? Co Cię motywuje i mobilizuje do tego, aby przekraczać kolejne granice swojej wytrzymałości?

– Odpowiedź jest bardzo prosta: bo lubię! Odkąd pamiętam byłam bardzo aktywna i pomimo że zabrzmi to dziwnie – ja w ten sposób odpoczywam. Mam intensywna pracę umysłową, spędzam dużo czasu za biurkiem, więc możliwość popływania czy pobiegania w spokoju jest dla mnie forma relaksu. Regularne uprawianie sportu i generalnie zdrowy tryb życia pozwalają mi na stosunkowo dużą ilość aktywności, a tendencja do wyszukiwania nowych wyzwań sprawia, że co roku podnoszę sobie nieco poprzeczkę.

Opowiedz, jak to się zaczęło? Skąd wziął się pomysł, aby wziąć udział w pierwszym trójboju, czyli triathlonie na Lanzarote?

– Przygoda z triathlonem zaczęła się stosunkowo niedawno i jak o wielu rzeczach, zadecydował przypadek. Ośrodek sportowy na Lanzarote, gdzie byłam na urlopie rowerowym, to było bardzo sprzyjające miejsce dla zarówno początkujących i profesjonalistów, gdzie decyzje o spróbowaniu czegoś nowego podejmowało się bardzo łatwo. I postanowiłam spróbować swoich sił w mini triathlonie. Ta dyscyplina zawsze mi bardzo imponowała i byłam bardzo ciekawa jak się w niej sprawdzę. Nie przypuszczałam, że tak szybko złapię bakcyla, ale cieszę się, że tak się stało. Miało to bardzo pozytywny wpływ na moje samopoczucie i, paradoksalnie, na umiejętności organizacyjne.

Trójbój to wszechstronna dyscyplina będąca kombinacją pływania, kolarstwa i biegania. Czy uprawiasz jeszcze jakiś inny sport?

– Aktualnie, pływanie, bieganie i kolarstwo zajmują cały mój sportowy czas. Chyba że rozciąganie zaliczymy jako czwarta dyscyplinę…

Jakie było Twoje najbardziej ekstremalne doświadczenie jeżeli chodzi o aktywność fizyczną?

– Oprócz paru wyjątkowo ciężkich zawodów triathlonowych, do bardziej pamiętnego wydarzenia zaliczam bieg z przeszkodami na granicy Anglii i Szkocji (tzw. Scottish Borders), gdzie po zmroku, czołgałam się przez lodowaty strumień z ręką… w gipsie. I to różowym! Gdy jeden z organizatorów zobaczył mnie zjeżdżającą na linie z wysokiego drzewa, trzymając się tylko jedną ręką, bo drugą nie dałam rady, zawołał z szorstkim szkockim akcentem: „Yourr’rre mad!” Wtedy dotarło do mnie, że to co robię, może uchodzić za nieco ekstremalne.

Po takim wysiłku obowiązkowy jest solidny obiad. Lubisz jeść?

– Nie znam sportowca, który by powiedział, że nie lubi jeść! Ja na przykład, oprócz brukselek i maku, lubię jeść wszystko! Jestem zafascynowana odżywianiem i tym, jakie ma ono wpływ na nasze zdrowie czy wydajność fizyczną. Uwielbiam gotować i gdybym miała więcej czasu pewnie robiłabym to codziennie.

Stąd wzięło się Twoje inne hobby, czyli pieczenie ciast?

– Pieczenie to dla mnie połączenie nauki, sztuki i formy spędzania czasu. Odkąd pamiętam, czy to z mamą czy z babcią ocierało się (ręcznie!) masło, przesiewała mąkę czy przelewało masę na babkę-zebrę. Rozmawiało się przy tym o różnościach, dom pachniał niebiańsko, a na koniec cała rodzina mogła zajadać się pysznym ciastem. To wspomnienie wraca do mnie za każdym razem, gdy włączam piekarnik.

Skąd bierzesz pomysły na swoje niezwykłe wyroby – tęczowe babeczki i torty w fantazyjnych kształtach, na przykład w Australii, amerykańskiej flagi czy… mózgu?

– Pomysły na nietypowe wykończenia to  sposób na zaspokojenie mojej strony kreatywnej. Codziennie szukam inspiracji, a nierzadko pojawia się ona sama, wraz z różnymi okazjami towarzyskimi, gdy na przykład chcę zrobić niespodziankę znajomym wyjeżdżającym do Australii.

Twoje wypieki są nie tylko piękne i pyszne, ale też zdrowe.

– Żaden tort nigdy nie będzie w 100% zdrowy, ale przy odpowiednich przeróbkach może być  zdrowszy niż tradycyjny produkt ze sklepu czy piekarni. W pieczeniu, jak I każdej innej dziedzinie kulinarnej chodzi przede wszystkim o jakość składników: w przypadku moich wypieków mówimy o całkowitym braku białego cukru (nawet do masy tortowej) i organicznych, bezglutenowych składnikach. Osobiście zmagam się z nadwrażliwością na pszenicę, więc swoimi wypiekami zaspokajam również swoje wymagania dietetyczne.  Do moich wypieków wegańskich, często używam warzyw korzennych, które dzięki swojej zawartości naturalnego cukru i skrobi są idealnym substytutem dla mniej kalorycznych wypieków, a smakują równie pysznie. Jednym z moich najbardziej niespodziewanych odkryć była babka z poczciwego białego ziemniaka! Najważniejsze jednak jest to, że żaden z moich wypieków nie jest produktem ani szybkim, ani masowym – w przeciwieństwie do tak wielu składników współczesnej diety.

Nie kusiło Cię, by wystartować w „The Great British Bake-off”?

– To dla każdego „piekarza-amatora” wydarzenie roku i bardzo poważnie rozważałam wzięcie w nim udziału. Zdałam sobie jednak sprawę, że oprócz testowania swoich umiejętności piekarskich równie obecnym elementem tego programu jest ogólny rozgłos dla uczestników, którzy stają się celebrytami. A ja mimo wszystko bardzo cenię sobie swoją prywatność i nie chciałabym utracić tej anonimowej błogości mojej domowej kuchni. Może kiedyś zdecyduję się porównać moje umiejętności z innymi amatorami wypieków, ale póki co wolę oglądać „Bake-off” w telewizji.

Na co dzień jednak pracujesz w mało kobiecej branży IT. Co Cię popchnęło do tego, żeby w tę stronę pokierować swoją karierę?

– Moja historia z IT to też był poniekąd przypadek: Przymierzając się do matury chciałam zostać lekarzem. Później była psychologia, a potem ze względów praktycznych studia ekonomiczno-informatyczne. Wtedy to właśnie okazało się, że mam talent do tłumaczenia żargonu informatycznego i często byłam odpowiedzialna za prezentacje projektów grupowych. Moja wiedza techniczna, połączona z organizacją i komunikacją biznesową pozwoliła znaleźć niszę, w której się sprawdzam.

Masz dużo koleżanek w pracy, czy to raczej wciąż branża zdominowana przez mężczyzn?

– Uważam, że IT nadal ma nieco przedawnioną i zdemonizowaną renomę dziedziny bardzo technicznej, skupiającej się na skomplikowanej konfiguracji urządzeń z armią okularników w koszulach flanelowych. Może być to powód nadal stosunkowo małej popularności tego zawodu wśród kobiet.

Twoja działka to implementacje i transformacje w projektach outsourcingowych… Czy możesz wyjaśnić, co kryje się pod tym skomplikowanym terminem?

– Ha! Jest to pytanie, na które co roku próbuje odpowiedzieć mojej rodzinie przy świątecznym stole! (śmiech) Implementacja to wdrożenie projektu, procesu czy produktu, a transformacja to biznesowe określenie na zmianę. Angielskie pojęcie Business Transformation jest bardzo szerokie, ale oznacza przede wszystkim zarządzanie zmianą w biznesie i organizacjach. Jaki ma to związek z IT? Taki, że obecnie wszystko w pewnym stopniu jest powiązane z jakimś procesem lub narzędziem IT. Moja praca polega na koordynacji, organizacji i upewnieniu się, że nie ma żadnych niespodzianek na drodze do sfinalizowania projektu. Jest to praca bardzo dynamiczna i rzadko dwa kolejne dni wyglądają tak samo. Może dlatego właśnie tak trudno mi zwięźle wytłumaczyć, czym ja się tak naprawdę zajmuję.

Jak trafiłaś do Wielkiej Brytanii?

– Jeszcze mieszkając i pracując w Polsce, znalazłam ofertę w niewielkiej firmie IT w północnym Londynie. Gdy zaoferowali mi stanowisko, złożyłam wypowiedzenie, spakowałam walizkę i przyjechałam. Maksymalnie na rok. Jedenaście lat później, wracając z podróży do Londynu mówię, że „jadę do domu”. W Polsce większość dorosłego życia spędziłam w Krakowie, ale wychowałam się na Opolszczyźnie w Zdzieszowicach, niewielkim mieście przy Górze Św. Anny.

Jakie jest Twoje największe marzenie –sportowe, zawodowe lub też prywatne?

– Moje największe marzenie, jak bardzo kuriozalnie by nie brzmiało, to cieszyć się zdrowiem jak najdłużej bym mogła robić to, co daje tyle radości zarówno mnie jak i innym!

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_