01 stycznia 2018, 09:55
Tylko dla orłów

Zleciał nam ten rok ekspresowo. A ile się działo po drodze! Aż trudno uwierzyć, że wszystko to zmieściło się w ciągu 365 dni i nocy. Ale nie narzekajmy, bo od narzekania są malkontenci, a nic tak nie postarza człowieka jak wieczne gderanie. Przed nami same najlepsze lata i nowe nieprzewidziane przygody. Bądźmy więc otwarci i młodzi, jeśli nie ciałem to na pewno duchem. Tego życzę i sobie, i czytelnikom. I jeszcze czegoś, bądźmy albo chociaż spróbujmy być jak …orły. Że co, mamy nauczyć się fruwać? Czy może dać się zamknąć w gablocie jak godło narodowe? Nie, nie o to chodzi. Pamiętacie Państwo film „Tylko dla orłów”? Amerykańsko-brytyjska superprodukcja sprzed dokładnie 50-ciu lat to do dziś kanon kina wojennego. Kto nie oglądał, dużo stracił. Filmy typu „Tylko dla orłów”, czy „Działa Navarony” oglądane w odpowiednim wieku, czyli w wieku wczesnoszkolnym rozwijają wyobraźnię i sprawiają, że młody człowiek chce przeżywać przygody takie, jak bohaterowie wyżej wymienionych filmów.

Generalnie chodziło w nich o to, że żołnierze alianccy mieli do wykonania misje z definicji niewykonalne, wręcz samobójcze. Ale dzięki ich poświęceniu udało się uratować znacznie więcej żołnierzy a ni stali się bohaterami II wojny światowej. W filmie „Tylko dla orłów” grupka komandosów ratowała wziętego do niewoli przez hitlerowców alianckiego generała, a w tym drugim trzeba było zniszczyć tytułowe, olbrzymie działa, które były śmiertelnym zagrożeniem dla brytyjskich żołnierzy uwięzionych w pułapce. Nasi dzielni chłopacy oczywiście rozkazy wykonali. I o to chodzi. Bo prawdziwe życie jest tylko dla orłów!

Jakiś czas życie dopisało ciąg dalszy tej historii, tym razem realnej, nie filmowej. Nie spotkałem komandosów z Navarony, ani Richarda Burtona czy Clinta Eastwooda – grających w filmie z „Tylko dla orłów”. Spotkałem pana Ryszarda z zapadłej wioski gdzieś północnej w Polsce.

To był rolnik, właściciel małego gospodarstwa. Pamiętam wszechobecne błoto na podwórku, po prostu nie było gdzie stanąć suchą nogą. No cóż, zapewne gdyby pan Ryszard był zamożniejszy, zapewne uporządkowałby swoje obejście. Ale to był naprawdę ubogi chłop, na pierwszy rzut oka było widać, że w domu się nie przelewa od nadmiaru bogactwa. Mimo to przyjechałem do niego zrobić tam reportaż. Dostałem wiadomość, że rolnik jest bohaterem, chociaż wcale nie zabiegał o sławę. Jakiś czas wcześniej pan Ryszard na swoim polu znalazł przypadkiem leżącego orła.

Ptak był poraniony i skrajnie osłabiony. Rolnik zabrał go do domu i zaopiekował się zwierzęciem. A że nie miał specjalnych do tego warunków ani umiejętności, więc trzymał go w …oborze, razem z jedyną posiadaną krową. Oczywiście sam nie wyleczył orła, odpowiedniej pomocy udzielił zaprzyjaźniony lekarz weterynarii i to on dał mi znać o tej wyjątkowej historii.

Rekonwalescencja trwała długo, przez cały ten czas orzeł siedział w oborze razem z krową, w wydzielonym dla siebie kąciku. Nie wiem, czy nauczył się pić mleko, ale stał się cud. Ptak wszystko przetrzymał i nabrał sił. Do dziś nie mogę zapomnieć tamtego widoku: niska, śmierdząca i brudna obora, z jednej strony krowa, na ziemi słoma, potem prosta ścianka z desek i w drugim kącie orzeł. Mocny obraz.

Historia wydaje się nieprawdopodobna, ale jednak zdarzyła się naprawdę i miała swój szczęśliwy finał. Dopiero pod koniec rekonwalescencji o ptaku przetrzymywanym w oborze dowiedziały się służby zawodowo odpowiedzialne za ochronę przyrody w Polsce i zaczęły działać.

Ale było już za późno, ptak nabrał sił i był gotowy do wypuszczenia na wolność. Panu Ryszardowi podziękowano za pomoc, zabrano orła i – w asyście kamer telewizyjnych – uroczyście wypuszczono na wolność. I tak świat dowiedział się o prostym chłopie, który miał fantazję i nie znał żadnych ograniczeń. I tego sobie i wam życzę: życia bez ograniczeń i z fantazją. W Nowym Roku i w całym życiu.

Andrzej Kisiel

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Andrzej Kisiel

komentarze (0)

_