07 października 2017, 10:00 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Do plecaka spakuj otwarty umysł
Podróżując, należy się poddać temu, co się dzieje tu i teraz. I tylko dlatego, że to jest inne od naszych codziennych standardów, nie znaczy, że jest złe. Jest po prostu inne – mówi Dominik Siedlecki, podróżnik z Londynu i autor książki „Le Blanc w Burkinie” w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

Podróżowanie to Twoja pasja. A jak było z pisaniem? Marzyłeś o tym, że kiedyś zostaniesz autorem książki?

– Nigdy o tym nie myślałem. To znaczy zawsze wydawało mi się to wspaniałym osiągnięciem, ale nie planowałem tego aktywnie. Książka wyszła jakby sama z siebie – po prostu zapisywałem swoje przemyślenia na telefonie, tak żeby nie zapomnieć niczego. I dopiero pod koniec wyjazdu, bądź po powrocie, wpadłem na pomysł złożenia z tego książki.

Czy zawsze piszesz taki pamiętnik podczas swoich wypraw?

– Nie, nigdy wcześniej tego nie robiłem. Czasem po bardziej egzotycznej podróży, zapisuję takie jakby podsumowanie, w punktach, krótko i zwięźle, żeby mi przypominało, jak tam było. Ale nigdy nie w takiej formie.

Dlaczego ta podróż była wyjątkowa?

– To była bardzo egzotyczna wyprawa, gdzie nie było praktycznie innych turystów. Ponadto przygotowując się do wyjazdu zorientowałem się, że nie istnieje pozycja na rynku literackim, która by opowiadała o tym kraju czy nawet o tym regionie. Dlatego nie chciałem uronić żadnego szczegółu. Chciałem to zrobić dla przyjaciół i rodziny, by móc w pełni podzielić się wrażeniami. Nikt inny prawdopodobnie tego dla nich nie zrobi, bo jest mała szansa, że jeszcze ktoś inny z ich znajomych wybierze się w podobną podróż. Sam znałem tylko jedną osobę, która tam była.

Dlaczego Burkina Faso? Czemu wybrałeś ten kraj na swoją „podróż życia”?

– Początkowo zafascynowała mnie architektura z tego rejonu. Na jednej z wystaw fotograficznych zobaczyłem gliniany afrykański meczet w jakimś zakątku Mali i właśnie to zdjęcie mnie zainspirowało. Ponieważ w Mali było w owym czasie niebezpiecznie, szukałem kraju zbliżonego kulturowo. Zacząłem czytać i szukać informacji o krajach ościennych. Spodobał mi się opis Burkina Faso. Dowiedziałem się, że sama nazwa tego państwa znaczy tyle co „kraj uczciwych ludzi”. A również od dziecka pamiętałem tę jakże fantastyczną, nietuzinkową nazwę. I tak też stanęło na Burkinie Faso.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych w związku z zagrożeniem terrorystycznym i niepewną sytuacją polityczną odradza podróże do Burkiny Faso. Czy nie obawiałeś się tego wyjazdu?

– W owym czasie angielski MSZ odradzał tylko wyjazd na północ kraju, przy granicach z Mali i Nigrem. Tam więc się nie zapuszczałem. Będąc na miejscu, w ogóle nie bałem się o swoje bezpieczeństwo. Miałem tylko nieco stracha tuż przed samym wyjazdem. Przed czym? Przed nieznanym.

Jakie jest Twoje ulubione wspomnienie z tej wyprawy?

– Wizyta w szkole podstawowej, gdzie dość przypadkowo zostałem „nauczycielem” fotografii. Używając jednorazowego aparatu pokazywałem dzieciakom, jak się robi zdjęcia. Cała klasa, a później szkoła była podekscytowana moją wizytą. Wrzawa dzieci, ich radość i okrzyki za każdym razem gdy strzelał flesz i migawka aparatu – to było niesamowite i dało mi mnóstwo pozytywnej energii i satysfakcji. Będąc w szkole przez dwa dni, udało mi się podejrzeć ich życie i w jaki sposób byli ciekawi świata.

Druga ulubiona przygoda to… nocne tańce pogrzebowe. To intrygujący i ciekawy rytuał, ze mną, jako przypadkowym gościem, który obszernie opisałem w mojej książce. Zachęcam do przeczytania!

Jaki cel przyświecał Ci, wydając „Le Blanc w Burikie”?

– Chciałem wypełnić pewną lukę na rynku wydawniczym. Wciąż jest bardzo mało informacji o tym regionie świata. Poza przewodnikiem turystycznym oraz ogólnymi albumami afrykańskimi nie ma innej książki o Burkinie Faso. Nawet ostatnio w londyńskiej księgarni, gdzie rozmawiałem o sprzedaży mojej książki, usłyszałem: „Ojej, no właśnie nie mamy nic na temat Burkiny Faso! A dopiero co dziś rano ktoś pytał o jakąś pozycję na temat tego kraju.”

W swojej książce duży nacisk kładziesz na poszanowanie miejscowej kultury i tradycji. Czy Twoim zdaniem tak właśnie wygląda odpowiedzialne podróżowanie?

– Tak. Odpowiedzialne podróżowanie to nie nadużywanie gościnności ludzi danego kraju, nie ocenianie ich zachowań, nie zmienianie ich życia, nie zostawianie po sobie widocznych śladów obecności. To według mnie kontakt dwóch oddzielnych kultur, które w tym danym momencie wymieniają się wiedzą i pozytywną energią, sprawiając, że ich życie staje się bogatsze. To taka przygoda, z której korzyści czerpią obie strony: zarówno podróżujący, jak i ludność lokalna. I może dla tych lokalnych ludzi często takie spotkanie jest jeszcze bardziej niezapomniane. Po wizycie w szkole przesłałem dzieciom fotografie wydrukowane na papierze oraz w cyfrowej ramce do zdjęć. Przesłałem im pamiątkę wyjątkowego spotkania, które zostanie na bardzo długo w naszych głowach.

Co byś doradzał początkującym podróżnikom?

– Nie będę wspominać o rzeczach materialnych, o tym, co trzeba ze sobą zabrać, bo w dzisiejszych czasach wszystko mniej więcej można kupić na miejscu, nawet w odległym kraju. To, co przede wszystkim trzeba spakować do plecaka, to pozytywne nastawienie do świata i ludzi oraz otwarty umysł. W domu zostawiamy narzekanie i wybredność. Podróżując, należy się poddać temu, co się dzieje tu i teraz. I tylko dlatego, że to jest inne od naszych codziennych standardów, nie znaczy, że jest złe. Jest po prostu inne. Więc trzeba jeść to, co jedzą lokalni, pić, co oni piją (może tylko uważać na nieprzegotowaną wodę) i jeździć takimi środkami transportu, jak wszyscy. W ten sposób można zakosztować głębszego doświadczenia z podróży, większej satysfakcji z tego, co się osiągnęło, nabrać dystansu do własnego życia, a także wyjść poza codzienne normy i tak zwaną strefę komfortu.

Promocja książki „Le Blanc w Burkinie” 12 października, w Holy Trinity With All Saints Church w Londynie (najbliższa stacja metra: South Kensington) o godz. 19.00 (drzwi otwarte od 18.40). Wstęp wolny.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_