31 sierpnia 2017, 09:42
Politycznie bezdomni w poszukiwaniu partii

Sierpień jest na ogół martwym miesiącem w brytyjskiej politycy. Wtedy na ogół wypływa ze szkockiego jeziora potwór, by zanurzyć się w wodnych otchłaniach wraz z pierwszą doroczną konferencją partyjną. W tym roku jest inaczej. Polityka ani na chwilę nie schodziła z pierwszych stron gazet, ani z wiadomości telewizyjnych, a sprowadzała się do jednego: Brexit.

Nie oznacza to wcale, że wiadomo coś więcej na temat przyszłych stosunków między Wielką Brytanią a Unią Europejską oraz resztą świata. Wszystko o czym się mówi i pisze to brytyjskie propozycje do nadchodzących negocjacji (jak choćby kwestia granicy dzielącej wyspę irlandzką, która będzie jedyną lądową granicą oddzielającą Wielką Brytanię od państwa należącego do EU).

Jest też drugi temat polityczny, który zdominował tegoroczne lato, choć raczej omawiany jest w zakamarkach westminsterskiej wioski i tylko z rzadka poruszany w mediach. To rozważania snute zarówno przez polityków jak i publicystów o powołaniu nowej, centrowej partii politycznej. Niemożliwe? – mówią zwolennicy takiej koncepcji. – Spójrzcie na Francję, jej młodego prezydenta i stworzoną zaledwie w ciągu dwóch lat partię En Marche. I już gotowi są pod wodzą brytyjskiego Macrona maszerować.

Tyle tylko, że jak na razie nie widać na politycznym brytyjskim horyzoncie wodza, a dotychczasowe doświadczenia z tworzeniem nowych partii nie są zachęcające. Zresztą, obowiązujący w Wielkiej Brytanii system wyborczy sprzyja utrzymaniu dotychczasowego układu partyjnego. Historia zarówno UKIP jak i Zielonych pokazuje, że partie, które potrafią zdobyć szerokie poparcie wśród wyborców, a nawet miejsca w Parlamencie Europejskim (tu obowiązuje bardziej sprzyjająca małym partiom proporcjonalna ordynacja wyborcza), nie są w stanie przebić się, jeśli chodzi o wybory do Izby Gmin.

Nie oznacza to oczywiście, że powstanie takiej partii jest niemożliwe. Partia Pracy też swego czasu była mało znaczącą partyjką, a sukcesy Szkockiej Partii Narodowej pokazuje, że w polityce wszystko jest możliwe. (A tak na marginesie: w dniu ostatnich brytyjskich wyborów powszechnych w państwowej TVP o SNP mówiono z uporem godnym lepszej sprawy, że to Szkocka Partia Pracy.) Tyle tylko, że obie te partie długo pracowały na swój sukces.

Profesor Tim Bale z college’u  Queen Mary, University of London, podaje swoisty przepis na stworzenie nowej partii politycznej, która ma szanse na sukces. Można go streścić w następujący sposób “Weź stu deputowanych, charyzmatycznego lidera i program, który będzie atrakcyjny dla szerokiego grona wyborców. Ważne jest też wyczucie chwili. Taka partia powinna powstać odpowiednio wcześnie przed kolejnymi wyborami, aby miała czas na to, by zaistnieć wśród wyborców, ale też nie za wcześnie, bo stracić swój smak nowości.”

Czy w chwili obecnej istnieje zapotrzebowanie na taką partię? I tak, i nie. Z jednej strony, obie główne partie poszły w dwóch przeciwnych kierunkach. Laburzyści pod wodzą Jeremy’ego Corbyna jest obecnie znacznie bardziej lewicową partią niż była przez ostatnie 20 lat. Jednocześnie, konserwatyści tworząc alians z irlandzką partią DUP i coraz wyraźniej idąc w stronę “twardego” Brexitu, w przekonaniu przeciwników takich rozwiązań, szykują sobie polityczne samobójstwo. Centrum pozostało niezagospodarowane, a wyborcze porażki Liberalnych Demokratów, których program sprowadza się od ostatniej kampanii wyborczej do hasła “Nie dla Brexitu” są mało zachęcające do tego, by uznać tę partię za bezpieczną przystań. Jak pokazuje historia UKIP, tworzenie partii opartej na jednym sloganie może dać szansę na sukces, ale tylko na krótkim dystansie – wszystko wskazuje na to, że o tej partii wkrótce zapomnimy. Czym prędzej tym lepiej.

Jak pokazują wyniki sondaży znacząca część brytyjskiego elektoratu czuje, że żadna z partii politycznych nie reprezentuje ich poglądów. To „sieroty” po referendum, zwolennicy Unii Europejskiej, którzy czują się opuszczeni. Marzy im się partia proeuropejska, opowiadająca się za większymi wydatkami państwa na cele socjalne (po raz pierwszy od wielu lat rośnie liczba tych, którzy zgodziliby się na podwyższenie podatku dochodowego pod warunkiem, że uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczone zostaną na służbę zdrowia i opiekę społeczną, zwłaszcza nad osobami starszymi), którzy nie chcą dominacji związków zawodowych, ani prokomunistycznych ciągot.

Opuszczonymi czują się także ci zwolennicy Brexitu, którzy uwierzyli, że wyjście z Unii Europejskiej będzie oznaczało zwiększenie pieniędzy dla służby zdrowia, natychmiastową likwidację wszystkich unijnych przepisów, ograniczenie imigracji i wyjście spod jurysdykcji europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. W praktyce wszystko okazuje się znacznie trudniejsze i bardziej skomplikowane.

Mam jednak wrażenie, że wszystko tym razem skończy się tylko na gadaniu, a temat nowej, centrowej partii politycznej będzie wynurzał głowę jak wspomniany na wstępie potwór z Loch Ness. Poza wszystkim, wcale nie jest powiedziane że wymienione dwie grupy politycznych bezdomnych łączy coś więcej niż rozczarowanie. I jeszcze jedno: obecny skład Izby Gmin, kiedy Theresa May musi liczyć się z opiniami wszystkich politycznych opcji, może sprawić, że centryści będą mieli więcej do powiedzenia niż się to obecnie wydaje.

Julita Kin

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_