01 czerwca 2017, 15:44
W uznaniu znamienitych zasług…
Podobno o tym, że Mieczysław Stachiewicz będzie ojcem duchowym londyńskiego Instytutu Józefa Piłsudskiego, los zdecydował jeszcze w roku 1918. Wówczas to w Warszawie przy ulicy Hipotecznej 5 odbyła się ceremonia chrztu małego Miecia – wówczas półtorarocznego malucha. Ojcem chrzestnym był sam Józef Piłsudski.
Blisko sto lat później prezydent RP Andrzej Duda w uznaniu znamienitych zasług dla ojczyzny płk Mieczysława Stachiewicza decyduje o uhonorowania go najstarszym i najwyższym odznaczeniem państwowym – Orderem Orła Białego.

Sto lat życia godnego niejednej książki czy filmu.

I na to przyjdzie czas. Póki co z krótkim rysem życia płk Mieczysława Stachiewicza przyszło zapoznać się na uroczystości jubileuszowej solenizanta, którą w POSK-owej restauracji „Łowiczanka” zorganizowali współpracownicy i przyjaciele z Instytutu Józefa Piłsudskiego.

Polski Londyn zna prezesa Stachiewicza przede wszystkim z racji pełnionej od z górą trzydziestu lat funkcji szefa Instytutu – mówiła o tym sekretarz generalna IJP Anna Maria Stefanicka – ale droga do Anglii wiodła go, podobnie jak wielu jego rówieśników, szlakiem wojennym, który zaczął się we wrześniu 1939 r.

Był już wtedy pilotem wojskowym – we Lwowie po maturze w 1937 r. skończył korpus kadetów nr 1 Józefa Piłsudskiego; następnie roczna służba wojskowa i kolejny rok w szkole podchorążych rezerwy lotnictwa, wyszkolenie w pilotażu. Skończył ją właśnie w 1939 r. (a jednocześnie studiował architekturę na Politechnice Warszawskiej).

1 września 1939 r. był przydzielony jako podchorąży pilot, do eskadry zapasowej 4. Pułku Lotniczego. Ewakuowano ich 4 września z Torunia. 17 września przekroczyli granicę rumuńską.

– Upadek Polski – wspominał w jednym w wywiadów dla naszej gazety – był dla nas wielkim wstrząsem. Naszym dążeniem było jak najszybsze dotarcie do Francji, skąd jak wierzyliśmy, na wiosnę 1940 rozpocznie się aliancka ofensywa na Niemcy i wrócimy do Polski. Niestety, potem nastąpiło internowanie w Rumunii, potem Francja, w której nastąpiły kolejne rozczarowania. Ciągle jako zapasowi, jako nie biorący bezpośredniego udziału w wojnie…

Pierwszy rok w Anglii, również spędził w jednostkach zapasowych. Dopiero w 1941 r. zaczął przeszkolenie i wreszcie w 1942 r. został przydzielony do 301 Dywizjonu Bombowego.

– Zdaliśmy sobie wtedy sprawę – Stachiewicz wracał pamięcią po latach– iż w Bomber Command jesteśmy jedyną jednostką, która niesie prawdziwą wojnę na Niemcy, kraj, który podbił całą Europę, ale który na własnym terenie doświadczał wówczas pokoju.

30 maja minie 75. rocznica rozpoczęcia największych nalotów bombowych dywizjonów alianckich na Niemcy. Tego dnia 1942 r. ponad tysiąc maszyn wystartowało z lotnisk brytyjskich w nalocie na Kolonię i zagłębie Rhury. Decyzję o rozpoczęciu nalotów poprzedziły miesiące strategicznych planowań i obliczeń.

Wspominając tamte czasy Stachiewicz powiedział: – Dla nas nie była to sprawa brytyjska, ale polska. Walczyliśmy o Polskę, która była w niewoli. Jak nas później potraktowali Brytyjczycy? Uznanie polegało na tym, że nas Polaków ze wszystkich formacji wojskowych nie dopuszczono do defilady zwycięstwa. Żeby nie urazić Stalina. Było to dość przykre i niejednego z nas dotąd boli.

Nikt nas za to nie przeprosił, ani nie skomentował. Podczas wojny, w liście do gen. Sikorskiego Archibald Sinclair, sekretarz stanu ds. sił powietrznych napisał: „Polish crews to the number of 101 took part in the large scale operations on Cologne and the Ruhr. The Royal Air Force has learnt to admire the valour, tenacity and efficiency of their Polish Allies. We are grateful to you and to Poland for these redoubtable squadrons”.

Ale po Jałcie, parę lat później, Brytyjczycy zdawali się o tym zapomnieć. To były trudne czasy”.

Jeszcze jedno zdanie sprzed lat, które na łamach naszej gazety wypowiedział Mieczysław Stachiewicz warte jest przypomnienia: – Jak mówię, że służyłem w lotnictwie, od razu padają słowa: Ach tak, dywizjon 303, bitwa o Anglię…

Między innymi dlatego zdecydował się na druk swoich wspomnień właśnie w „Dzienniku”, bo nawet tutejsi niewiele wiedzą o roli dywizjonów bombowych w II wojnie światowej…

Po wojnie Mieczysław Stachiewicz pracował w zawodzie architekta zdobytym w czasie studiów w Liverpoolu. Jego życie zawodowe splatało się z pracą społeczną, której oddał się całkowicie po przejściu na emeryturę. Należał do Stowarzyszenia Lotników Polskich, Związku Lwowskich Kadetów Marszałka Józefa Piłsudskiego, był członkiem Skarbu Narodowego i Zarządu Powierników Polskiej Fundacji Kulturalnej. Obecnie pełni funkcję prezesa Instytutu Józefa Piłsudskiego w Londynie. (jko)

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_