12 maja 2017, 11:29
Felieton: Ludzie oczy i rozum mają
Na początek jako motto i wykładnia przytoczony z pamięci cytat z Gombrowicza: „Nie taki ja jestem szalony, abym w dzisiejszych czasach co mniemał, albo i nie mniemał…”

Polityka jako część składowa społecznej obyczajowości jest rzeczą zbyt interesującą, żebym dobrowolnie temat tak zajmujący wyłączał z zasięgu moich felietonowych zainteresowań. Piszę o niej i nadal pisać zamierzam, ale jako obserwator.
Wydaje mi się bowiem nieskromnie, że jest ona (polityka) znacznie ciekawsza wtedy, gdy dostrzegamy ludzkie wady i grzechy oraz zalety i cnoty nie tylko po jednej stronie sceny. Bo, choć może trudno w to uwierzyć, są one zwykle porozdzielane mniej więcej równo pomiędzy zwalczające się nawzajem stronnictwa, frakcje czy kluby.
O czym zresztą politycy doskonale wiedzą, a nawet, gdy są w wyłącznie własnym gronie, dają temu praktyczny wyraz. Na przykład wtedy, gdy panowie posłowie, którzy jeszcze przed chwilą z mównicy parlamentarnej obrzucali się nawzajem najcięższymi zarzutami, stają zgodnie koło siebie w bufecie, wypijają małą wódeczkę i nie tylko bardzo grzecznie ze sobą rozmawiają, ale nawet okazuje się, że „są ze sobą na ty”.
Od razu dodaję dla jasności, że nie dostrzegam w tym niczego nagannego! Nie ma w tym mieszania gatunków – przeciwnie, traktuję to jako jeden z wciąż nielicznych niestety dowodów na wytwarzanie się autentycznej kultury politycznej.
Całymi latami przyzwyczajano w polskich gazetach i na ekranach telewizorów ku powszechnemu znudzeniu, że pojawiające się tam osoby publiczne są bez najmniejszej skazy na czymkolwiek. Z czasem, bez zaglądania do wiadomych teczek, budzi się podejrzenie, że niemal każdy, kto choć odrobinę wychynął z szarości, ma coś na sumieniu i niebawem wyjdzie to na jaw. Jak minister – to pewnie ma lepkie rączęta, jak wójt – to za kołnierz nie wylewa, a kierownik to lata bez końca… Worek, korek i rozporek. Bez badań widać, że świat ogarnęła parszywa epidemia pokazywania rzeczy wstydliwych.
Inna rzecz, że patrząc na sposób gospodarowania funduszami publicznymi przez kolejne ekipy sprawujące rządy w Rzeczypospolitej, mam wrażenie, że zachowują się one według swojskiego utracjuszowskiego modelu. Odnosi się to w jednakowej mierze do zespołów z solidarnościową metryką urodzenia, jak i do tych, co zaczynały swoje kariery pod wyprowadzonym chyłkiem na zaplecze czerwonym sztandarem.
Nawiasem mówiąc, byłby to jakiś argument za tym, że jednak istnieje coś w rodzaju „charakteru narodowego” dającego o sobie znać szczególnie mocno w życiu społecznym. Przywołany na początku Gombrowicz miał tu dla ludzi „gębę”.
Na użytek tego tekstu na koniec zadowolimy się przestrogą besserwissera – wybierając jakąkolwiek służbę publiczną, zwłaszcza na jej wyższych szczeblach (powiedzmy, że od wójta i kierownika w górę), trzeba się liczyć nie tylko ze specjalnymi względami, ale i z konsekwencjami bycia osobą publiczną.
Ludzie oczy i rozum mają.

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_