30 kwietnia 2017, 09:42 | Autor: admin
W Szkocji jest miejsce dla każdego
Szkocki nacjonalizm, to nacjonalizm społeczny. Nie jest istotne, skąd pochodzimy, lecz dokąd zmierzamy, jako społeczeństwo – przekonuje Maciej Wiczyński, kandydat na radnego w Kirkcaldy w rozmowie z Magdalena Grzymkowską.

W wyborach do parlamentu szkockiego nie udało Ci się zdobyć mandatu. Liczysz na to, że w wyborach na radnego będziesz miał więcej szczęścia?

– Ze względu na skomplikowaną ordynację wyborczą w wyborach do Parlamentu Szkockiego – o sukces było niezwykle trudno. Jednak było to swojego rodzaju przetarcie. Teraz przede mną wybory lokalne, nie mniej ważne i wcale nie łatwiejsze. Wręcz przeciwnie.

Jakie doświadczenia z kandydowania do parlamentu szkockiego możesz wykorzystać w wyborach lokalnych?

– Tego doświadczenia już jest sporo. Są to moje trzecie wybory, jako kandydat, ale nie pamiętam już, która to kampania – być może dwunasta – w której biorę czynny udział.

Jaki program wyborczy prezentujesz mieszkańcom Kirkcaldy?

– Program SNP – Scottish National Party. Polityka to gra zespołowa i liczy się drużyna. Samemu nic się nie wskóra. W radzie zasiada 75 osób.

Nie boisz się „łatki” narodowca?

– SNP to nie partia narodowa, a krajowa. Inkluzywna. Jest miejsce dla każdego – tak jak w Szkocji. Szkocki nacjonalizm, to nacjonalizm społeczny. Nie jest istotne, skąd pochodzimy, lecz dokąd zmierzamy, jako społeczeństwo. Kto twierdzi, że to partia narodowa, ten sam wystawia sobie łatkę, co najmniej nierozumiejącego szkockiej polityki.

Jak oceniasz szanse na odłączenie się Szkocji od Wielkiej Brytanii?

– Bardzo duże. Większe niż trzy lata temu. Kiedy rozmawiam z obywatelami europejskimi – 80% z nich bez wahania zagłosowałoby za niepodległością, gdyby mieli na to jeszcze raz szanse. Czują się oszukani, nabici w butelkę, jak zresztą my wszyscy. Widać ewidentnie, że od września 2014 roku nastąpiły zmiany i cały ciąg wydarzeń, który nie miał się wydarzyć w wyniku odrzucenia niepodległości. Obietnice złożone przez kampanię nawołującą do głosowania na „nie” dla niepodległości Szkocji, okazały się nie warte nawet papieru, na którym zostały spisane.

Specyfika wyborów lokalnych ma to do siebie, że trzeba dobrze znać społeczność, znać mieszkańców i z nimi rozmawiać. Dla kogoś, kto nie pochodzi z okręgu, w którym startuje, jest dużo trudniej niż chociażby lokalnym aktywistom. Jak radzisz sobie z tym wyzwaniem? Opracowałeś na ten cel specjalną strategię?

– Nie jestem Fiferem z dziada pradziada i nigdy nim nie będę. Co nie znaczy, że to nie jest mój dom. Wręcz przeciwnie i chcę, aby w tym domu żyło się jak najlepiej, wszystkim. Spotkałem się z kilkoma bardzo przychylnymi opiniami od wyborców. Wylewali pomyje na niektórych lokalnych radnych, wyrażając jednocześnie nadzieję, że ja okażę się inny i patrzą na mnie z nadzieją. Nie opracowuję żadnej specjalnej strategii, po prostu rozmawiam i co najważniejsze aktywnie słucham wyborców.

W jaki sposób próbujesz przekonać do swojej kandydatury Polaków, a jak Szkotów? Czy są różnice pomiędzy tymi grupami?

– Każdy wyborca jest inny. Każdy z nas jest indywidualnością. Nie ma tutaj podziału na narodowość, bo wszyscy korzystamy z tych samych usług, tych samych dróg, nasze dzieci chodzą do tych samych przedszkoli i szkół.

Czy możesz uznać, że 500 Polaków mieszkających w okręgu Kirkcaldy to Twój tzw. żelazny elektorat? Nie boisz się, ze zagłosują na szkockich rywali? Albo, że w ogóle nie zainteresują się tematem wyborów?

– Nie jestem pewien niczego. Wielkim znakiem zapytania jest udział Polaków w tych wyborach. Z wieloma z nich rozmawiałem. To fajni ludzie. Wierze w nich.

Frekwencja wyborcza emigrantów znad Wisły pozostawia wciąż wiele do życzenia. Z czego Twoim zdaniem to wynika?

– Z kultury politycznej, do jakiej przywykliśmy nad Wisłą oraz również z przeświadczenia (mylnego zresztą), że wszystko, co mamy jest nam dane bezpowrotnie. Niestety prywatyzacja usług publicznych przez Torysów w Westminster, przykręcanie śruby najciężej pracującym, stygmatyzacja imigrantów, Brexit, to są tylko przykłady na to jak bardzo mylący jest to pogląd.

W jaki sposób chciałbyś przekonać rodaków do tego, aby w maju poszli do wyborów?

– Zwracam uwagę na ważność tych wyborów. Być może są to nasze ostatnie wybory, w których mamy prawo głosu, gdyż te gwarantowane są traktatami europejskimi. Po Brexicie nie będą one miały zastosowania, stąd też praw wyborczych z pewnością mieć nie będziemy. Jest to nasz ostatni dzwonek, aby postawić głos na progresywną politykę i zamanifestować swoje zdanie oraz głos i przynależność do społeczeństwa. W związku z powyższym głęboko wierzę, że tym razem Polacy nie zawiodą i pójdą do urn jak nigdy dotąd.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_