27 stycznia 2017, 09:22
Zwycięstwo parlamentaryzmu

Takiej decyzji Sądu Najwyższym należało się spodziewać. Sędziowie, 8 głosami za i 3 przeciw, stwierdzili, że do rozpoczęcia procedury wychodzenia z Unii Europejskiej rząd brytyjski potrzebuje aprobaty parlamentu. Jednocześnie sędziowie uznali, że parlamenty Szkocki, Irlandii Północnej i Walii nie muszą być konsultowane, gdyż prerogatywy dotyczące polityki zagranicznej należą do Westminsteru

Listopadowa decyzja sądu niższej instancji, że do uruchomienia artykułu 50 traktatu lizbońskiego, co rozpocznie formalne negocjacje na temat warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, potrzebna jest zgoda parlamentu, przyjęta została przez przeciwników Brexitu z nadzieją na nowe referendum. Było to całkowicie mylne i uzasadnienie obecnego wyroku wyraźnie to podkreśla – sędziom nie chodzi o podważenie decyzji Brytyjczyków wyrażoną w referendum, ale o uznanie, że w Wielkiej Brytanii obowiązuje demokracja parlamentarna.

W uzasadnieniu sędziowie podkreślili, że teraz uruchomienie artykułu 50 to obecnie kwestia polityczną, a ich decyzja była decyzją konstytucyjną. W 1972 r. decyzja o wejściu do wspólnoty europejskiej podjęta została na mocy ustawy, która stwierdzała jednoznacznie, że przepisy brukselskie tak długo uważane są za zewnętrzne, jak długo nie zostaną przyjęte przez brytyjski parlament. Prokurator generalny Jeremy Wright, który podczas przewodu sądowego reprezentował stronę rządową, wyraził rozczarowanie decyzją Sądu, ale „żyjemy w kraju, w którym każdy, nawet rząd, podlega prawu” i zapewnił, że rząd „zrobi wszystko, aby się jej podporządkować”.

Parlament jako ciało niezależne może teoretycznie uchwalić wszystko (stąd mówi się, że jest suwerenny), ale musi brać pod uwagę to, czy jego decyzja jest zgodna z brytyjskim porządkiem prawnym, jej wejście w życie leży w interesie Brytyjczyków i czy  uchwalone przepisy da się wyegzekwować. Świadomi tego politycy nie uchwalają przepisów, które nie biorą pod uwagę realiów politycznych i społecznych. Można uchwalić, że Wielka Brytania jest państwem jedno partyjnym, ale z góry wiadomo, że taka ustawa spotka się protestami, także ulicznymi. Można uchwalić, że Walijczycy mają mieć stroje takie jak Szkoci, aby można było odróżnić już na pierwszy rzut oka osoby pochodzenia celtyckiego. Tylko kto takie przepisy będzie egzekwował i w imię czego miałyby być wprowadzone?

Dlatego też decyzja Sądu Najwyższego, potwierdzając znaczenie parlamentu w brytyjskim systemie politycznym, nie zmieni ostatecznej decyzji: Wielka Brytania opuści Unię Europejską i najprawdopodobniej premier Theresie May uda się dotrzymać terminu rozpoczęcia negocjacji w tej sprawie. W dodatku przywódca Partii Pracy Jeremy Corbyn w jednym z udzielonych ostatnio wywiadów stwierdził jednoznacznie, że jego partia nie będzie głosować przeciw. Wielu laburzystowskich deputowanych zapewne chętnie głosowałoby przeciwko ustawie uruchamiającej artykuł 50, ale reprezentują oni okręgi Anglii północnej, a właśnie w tej części kraju poparcie dla opuszczenia UE było wysokie; głosując przeciw rządowi muszą się liczyć z ewentualną utratą miejsca w Izbie Gmin w następnych wyborach. Zwiększyłoby to szanse kandydatów UKIP, czego zarówno laburzyści, jak i konserwatyści za wszelką cenę chcą uniknąć. Z drugiej strony, deputowani wybrani na południu kraju, przede wszystkim londyńscy, mogą nie podporządkować się wskazówkom przywódcy – oni też muszą się liczyć z nastrojami w swoich okręgach.

Młyny parlamentarne mielą powoli. Prace nad ustawami trwają czasem wiele miesięcy, a nawet lat. Jednak w tym przypadku należy oczekiwać szybkiego postępu prac. Theresa May już przedstawiła swą wizję Brexitu – ma on oznaczać nie tylko zwiększenie kontroli granic, ale także wyjście ze wspólnego rynku. Nic nie wskazuje na to, by rząd zmienił stanowisko po decyzji sądu. Jedyne, co może się zmienić, to szersze informowanie parlamentu o postępie i kierunku negocjacji. W ten sposób rząd może zapewnić sobie większe poparcie ze strony opozycji. Co prawda przywódca Partii Liberalnych Demokratów Tim Farron zapowiedział, że deputowani jego partii będą głosować przeciw Brexitowi, ale jest ich zaledwie ośmiu w Izbie Gmin. Nie można jednak wykluczyć prób opóźnienia procesu legislacyjnego ze strony szkockich narodowców, którzy mogą próbować wprowadzać poprawki.

Minister odpowiedzialny za Brexit David Davis zapewnił Izbę Gmin, że w najbliższych dniach rząd przygotuje odpowiedni projekt ustaw, który będzie na tyle prosty, aby obie izby parlamentu nie miały problemów z jego przyjęciem. Ustawa będzie dotyczyła uruchomienia artykułu 50, a nie samej decyzji o Brexitcie, bo ta decyzja – stwierdził minister Davis – już została przez Brytyjczyków podjęta. Przypomniał też, że w grudniu ub. r. Izba Gmin zaakceptowała harmonogram prac nad Brexitem i został on przyjęty 373 głosami większości.

Największym wyzwaniem dla rządu i parlamentu nie będą tylko warunki, na jakich ułożona zostanie przyszła współpraca między Wielką Brytanią a Unią Europejską, ale przyjrzenie się wszystkim przepisom i ustawom unijnym zaakceptowanym przez brytyjski parlament w ciągu ostatnich ponad 40 lat. Które z nich należy utrzymać, które zmodyfikować, a które odrzucić?

Julita Kin

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_