25 stycznia 2017, 10:29
Brutalna szczerość

Kim Scott to typowa kobieta sukcesu. Skończyła filologię słowiańską na Princeton University i studia biznesowe na Harvardzie. Znała dobrze rosyjski, więc zaraz po studiach na początku ostatniej dekady XX w. wyjechała do Moskwy. Tam po kilku latach pobytu otworzyła fabrykę szlifowania diamentów. Wkrótce ta praca znudziła ją i postanowiła wrócić do Stanów Zjednoczonych. Korzystając z osobistych kontaktów jeszcze z czasów uniwersytetu, zaczęła pracę w Google. To właśnie tam po raz pierwszy szef potraktował ją z brutalną szczerością. A poszło o sprawę mało ważną.

Jej pierwsza prezentacja została przyjęta chłodno. Kolega, który pomógł Scott otrzymać pracę, stwierdził wprost, że za często używała monosylab, co przerywało jej wypowiedź i odnosiło się wrażenie, że nie wierzy własnym słowom. „Dlaczego nikt mi tego wcześniej nie powiedział?” – pomyślała Scott i zaczęła tworzyć podstawy swojej teorii stosunków, które jej zdaniem powinny obowiązywać w miejscu pracy. I tak powstał przewodnik dla managerów wszelkich szczebli „Radical Candor”.

Zdaniem Scott, w miejscu pracy należy mówić to, co się myśli o pracy kolegów. Uwagi powinny być konkretne i nie mogą sprowadzają się do wzajemnych obelg. Tylko w atmosferze szczerości, twierdzi Scott, można dobrze pracować. Każdy z pracowników musi się liczyć z tym, że będzie oceniany. Dotyczy to także kierowników, dyrektorów i właścicieli firmy – muszą nauczyć się przyjmować uwagi podległego im personelu. W firmach, które wprowadziły u siebie proponowane przez Scott zasady, cała wewnętrzna korespondencja elektroniczna jest dostępna dla wszystkich Przeciwdziała to intrygom, liścikom pełnym nienawiści i powstawaniu koterii.

Podobno zasady zawarte w podręczniku radykalnej szczerości są obecnie wprowadzane w wielu firmach działających w City. Czy przyjmą się na londyńskim bruku? Można mieć poważne wątpliwości. To sprzeczne zasadą, jaka wpajana jest Brytyjczykom od dzieciństwa, a która sprowadza się do stwierdzenia „jeśli nie masz nic miłego do powiedzenia drugiej osobie, to lepiej nic nie mów”.

Scott radzi, aby wprowadzając nowe zasady kontaktów międzyludzkich w miejscu pracy zacząć od wspólnego wyjazdu na weekend, gdzie przy wsparciu specjalisty oczyści się atmosferę. Taki 24-godzinny trening interpersonalny nie jest niczym nowym, stosowano go trzydzieści kilka lat temu, a później moda przeszła. Uznano, że nie przyczynia się do podniesienia wydajności pracy, a kosztuje zbyt dużo.

Aby zachować atmosferę, jaka wytworzy się w ciągu takiego wspólnie spędzonego weekendu, należy raz na tydzień, najlepiej w poniedziałek rano, organizować zebrania pracującego wspólnie zespołu. Każdy powinien podczas takiego zebrania przedstawić zarzuty, z jakimi spotkał się w ciągu tygodnia i ustosunkować się do nich. Prowadzący zebranie powinien uważać, aby nie stało się to okazją nadmiernej agresji lub postawy ofiary. Scott zauważa, że właśnie agresja i szukanie współczucia to dwie postawy, jakie mogą zrodzić się w atmosferze mówienia bezwzględnej prawdy. Nie dostrzega jednak, że takie zebranie może przekształcić się w sesję samokrytyki w sowieckim stylu. Zdolni manipulatorzy będą potrafili wykorzystać sytuację, by podlizać się współpracownikom, a zwłaszcza szefom. Czy ci ostatni zapomną o słowach krytyki pod swoim adresem?

Profesor Patrick Baert, kierujący katedrą socjologii na uniwersytecie w Cambridge, nie jest zwolennikiem pomysłów Kim Scott. Jego zdaniem w miejscu pracy, podobnie jak i w polityce, potrzebne jest stosowanie choćby w minimalnym stopniu dyplomacji. „Możemy działać wspólnie z innymi ludźmi często dlatego, że nie mówimy im co tak naprawdę o nich myślimy i oni też nam tego nie mówią. Pewna doza hipokryzji jest konieczna, niemal wpisana w naturę człowieka”.

Profesor Baert jest zdania, że to co dzieje się obecnie w polityce, to jest do pewnego stopnia przeniesienie na ten grunt zasad mówienia brutalnej prawdy. Wystarczy zanalizować to, co mówią i jak mówią Donald Trump czy Nigel Farage. Zwłaszcza Trump, twierdzi Baert, dla pewnego grona wyborców był atrakcyjny, bo wydawał się „autentyczny”, nie był typowym kandydatem republikanów. Podobne wrażenie osiągał Farage, gdy z kuflem piwa w ręku stał przy barowym kontuarze i przekonywał do Brexitu. „Trump i Farage mogą występować na plakatach reklamujących radykalną prawdę” – twierdzi Baert. Jego zdaniem, muszą istnieć obszary, kiedy nie należy mówić prawdy. Czy powinniśmy się przyznawać do tego, że jesteśmy uprzedzeni do kogoś ze względu na akcent, z jakim mówi, albo ze względu na swój wygląd? Życie w świecie brutalnej prawdy, wypowiadanej w każdej chwili przez każdego, to piekło, kończy swój wywód profesor.

Ale z drugiej strony, jakże często żałujemy, że nie powiedzieliśmy komuś prosto w oczy, że mówi nieprawdę, albo nie zwróciliśmy uwagi na nieodpowiednie zachowanie? Jakże często zebrania zdominowane są przez tych, którzy mają niewiele do powiedzenia, ale za wszelką cenę chcą zaistnieć. Typowy Brytyjczyk w takiej sytuacji uśmiecha się słucha, a na zakończenie mówi tradycyjne „Thank you”. Czy nie byłoby lepiej, dla wszystkich, aby przerwać i skwitować wywody krótkim „To nie na temat”? Powiedzenie prawdy może przyczynić się do oczyszczenia atmosfery jedynie wtedy, jeśli obie strony są do tego przygotowane.

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_