13 stycznia 2017, 14:21
Ciasteczko do połowy zjedzone
Dla Theresy May rok 2017 nie zaczął się dobrze. Sir Ivan Rogers, dotychczasowy ambasador Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, podał się do dymisji i jednocześnie wystąpił z korpusu dyplomatycznego. Przyczyną dymisji jest brak określenia przez brytyjski rząd warunków negocjacyjnych z Brukselą w kwestii Brexitu.

Ambasador Rogers uzasadniając swoją decyzję powiedział, że dla niego nie było ważne, czy Brexit będzie „twardy” czy „miękki”. Chciał wiedzieć jaki ma być, by prowadzić zakulisowe rozmowy, czasem ważniejsze od tych toczących się w blasku reflektorów. Nie potrafił uzyskać jednoznacznej odpowiedzi na swoje pytania. Miał wrażenie, że Wielka Brytania jest jak rozpędzony samochód, który nie może uniknąć zderzenia, bo nikt nie kontroluje kierownicy. Aby kryzys dyplomatyczny nie pogłębiał się, natychmiast mianowano jego następcę. Sir Tom Barrow, były ambasador Wielkiej Brytanii w Rosji, uchodzi za twardego negocjatora, który – jak zapewniają kręgi rządowe – wynegocjuje dobre warunki Brexitu.


Theresa May udzieliła pierwszego w tym roku wywiadu telewizyjnego. Wybór padł na telewizję Sky. Choć premier rządu stwierdziła, że w najbliższych tygodniach przedstawi plan negocjacyjny swojego rządu przed marcowym formalnym rozpoczęciem negocjacji, to „twardzi” Brexitowcy już mogą sobie winszować zwycięstwa. Decyzja Brytyjczyków o Brexitcie –mówiła pani premier – była podyktowana przede wszystkim obawami przed dalszym napływem imigrantów szukających pracy. W jej przekonaniu nie można utrzymać członkostwa we wspólnym rynku bez swobody przepływu siły roboczej. Stąd wniosek nasuwa się sam: Wielka Brytania wychodząc z Unii opuści także wolny rynek, co nie oznacza zerwania współpracy handlowej. „To nie jest kwestia zero-jedynkowa. Jestem pewna, że będziemy w stanie ustalić własne zasady imigracyjne i mieć dobre relacje handlowe z resztą Unii Europejskiej” – zapewniała pani premier w rozmowie z dziennikarką Sophy’ą Ridge.
Na dobrych przyszłych stosunkach Unia Europejska – Wielka Brytania zależy obydwu stronom. I trudno się temu dziwić. Wielka Brytania jest jednym z ważniejszych odbiorców eksportu z UE. To kraj gospodarczo utrzymujący się w czołówkach światowych. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Banku Światowego i CIA World Factbook Wielka Brytania była w 2015 r. (za rok ubiegły nie ma jeszcze danych) piątą światową i drugą po Niemczech gospodarką Europy, liczoną wartością Produktu Krajowego Brutto. W „Globalnym raporcie konkurencyjności 2016-17” opublikowanym przez Światowe Forum Ekonomiczne Zjednoczone Królestwo zajęło siódme na świecie, piąte w Europie i czwarte miejsce w Unii pod względem konkurencyjności. W raporcie Banku Światowego „Doing Bussines 2016”, oceniającym gospodarki pod względem przychylności do prowadzenia biznesu, Wielka Brytania zajmuje szóste na świecie i drugie miejsce w Europie. Z danych tych wynika jedno – obie strony, zarówno Unia jak i Wielka Brytania, powinny być zainteresowane dalszym prowadzeniem handlu, bo przecież pozycja gospodarcza Wysp nie zmieni się radykalnie po opuszczeniu UE.
Theresa May miała nie tylko problem z ambasadorem, ale także z krytyką we własnych szeregach, szczególnie ze strony „twardych” Brexitowców. Część z nich stworzyła Ośrodek Społecznej Sprawiedliwości (Centre for Social Justice). Wydawać by się mogło, że sprawiedliwość społeczna niewiele ma wspólnego z Brexitem. Otóż Iain Duncan Smith, były lider Partii Konserwatywnej, były minister pracy i emerytur, uważa, że największym wyzwaniem dla Wielkiej Brytanii jest zwiększenie wydajności pracy, wyraźnie zaniepokojony dopiero czwartym miejscem pod tym względem w Europie. Jego zdaniem jest to warunek, by brytyjski przemysł mógł konkurować z państwami, gdzie – jak na przykład w Niemczech i Francji – wydajność pracy jest wyższa. Poprawa wydajności poprawi sytuację finansową rodzin. CSJ ma zatrudniać ekspertów, takich jak ekonomista Gerard Lyons, dyrektor Debenhams Ian Cheshre, czy twórca sieci sklepów JML John Mills. Ich ekspertyzy – przekonuje Smith – pomogą zrozumieć, że Brexit to nie problem, a szansa.
We wspomnianym wywiadzie Theresa May podkreśliła, że w 2017 roku jej rząd będzie skupiał się nie tylko na kwestii opuszczenia Unii Europejskiej i sprawach międzynarodowych, ale także na zmianach w sposobie funkcjonowania gospodarki, reformach przemysłowych i zmianach społecznych. Temat ten podjęła na łamach „Sunday Telegraph”. W podpisanym przez siebie artykule, pani premier zapewnia, że jej celem jest zbudowanie społeczeństwa, w którym ludzie ze sobą współpracują, czują się odpowiedzialni za wspólnotę opartą na poczuciu sprawiedliwości społecznej. Tekst ten skierowany jest m.in. do przedstawicieli klasy robotniczej, którzy czują się zepchnięci na margines, a także do rodzin ledwo wiążących koniec z końcem. Pisze więc o sprawiedliwości społecznej, o której brak martwią się twórcy CSJ.
Theresa May tymi dwoma wystąpieniami – telewizyjnym wywiadem i artykułem w gazecie – starała się odeprzeć stawiane jej i jej partii zarzuty. Czy się to udało? Pokażą najbliższe tygodnie – notowania opinii publicznej, pozycja funta na rynkach walutowych i wskaźniki gospodarcze.
Tuż po referendum europejscy liderzy odgrażali się, że w nadchodzących negocjacjach nie będzie taryfy ulgowej. Kurz opadł i europejscy przywódcy nie mówią już w kategoriach „utarcia nosa” Brytyjczykom, a raczej o stworzeniu warunków korzystnych dla obydwu stron, choć zdają sobie sprawę, że nie da się ciastka zjeść i w całości zatrzymać, a więc nadzieje na utrzymanie Wielkiej Brytanii we wspólnym rynku są tak samo mrzonką jak i nadzieja państw unijnych na utrzymanie swobodnego przepływu siły roboczej na Wyspy. Głosując za Brexitem Brytyjczycy zjedli część europejskiego ciasta. Teraz należy zastanowić się nad tym, co zrobić z tą częścią, która pozostała. Można wyrzucić je do kosza. Ale czy po ponad czterdziestu latach wspólnego, czasem burzliwego, pożycia warto to robić?
Julia Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_