08 stycznia 2017, 11:02 | Autor: admin
Z Baru na Wyspy
Został zwycięzcą pierwszej edycji reality show „Bar”. Był rok 2002, od tego czasu przeszedł długą drogę – mieszka w Londynie, prowadzi własny kanał na YouTube, jest producentem muzycznym. Z Adrianem Urbanem rozmawia Piotr Gulbicki.

Twój kanał „uRban w Londynie” cieszy się coraz większą popularnością.
– I o to chodzi! Po roku działalności ma ponad 20 tysięcy widzów, 2 miliony wyświetleń i cały czas się rozwija.

W swoich vlogach poruszasz różne tematy.
– Skupiam się głównie na Londynie i ogólnie Wielkiej Brytanii. Pokazuję najciekawsze miejsca w stolicy, jak żyją ludzie z innych kultur, przedstawiam ciekawostki o różnych zakątkach niekoniecznie znanych z przewodników turystycznych. A jest ich naprawdę dużo.

To one zainspirowały cię do działania?
– Pierwsze filmy na YouTube wrzucałem już kilka lat temu, ale na innym kanale. Były one z gatunku making of, a dokładnie pokazywałem jak powstają moje podkłady muzyczne. Później razem z żoną kupiliśmy kamerkę i wspólnie kręciliśmy materiały z naszych wakacji, między innymi z Maroka, Malty, Sycylii, Łotwy, Estonii czy Finlandii. Natomiast pod koniec 2015 roku zrodził się pomysł na kanał o Londynie. Nie wiedziałem za bardzo jak się do tego zabrać – do czasu, kiedy na jakimś portalu przeczytałem o Whitechapel jako dzielnicy szariatu. Dobrze ją znam, wiele razy tam bywałem, więc postanowiłem znów się wybrać. Wówczas temat imigrantów był na topie, a moje wideo znakomicie wstrzeliło się w czas i zrobiło sporą furorę w mediach społecznościowych, dając mi impuls do dalszego działania.

Swój przekaz kierujesz do młodych ludzi.
– Głównie tych, w wieku 20-40 lat, ale dostaję też sygnały od młodszych widzów. Co więcej, moje filmy są puszczane w liceach na lekcjach angielskiego. Trochę mnie to dziwi, ale i bardzo cieszy.

Poszczególne odcinki są różnej długości.
– Tu nie ma reguły, trwają od 5 do 25 minut. Po prostu jadę i nagrywam. Mam przygotowany plan dnia oraz miejsca, które chcę pokazać i coś o nich opowiedzieć.
W poznaniu topografii miasta bardzo pożyteczną lekcją okazała się praca ryksiarza, czym zajmowałem się przez kilka miesięcy po przyjeździe do Londynu. Dodatkowo dużo czytam i oglądam filmy dokumentalne o tej tematyce. Jedynym problemem jak na razie są finanse, bo to od nich zależy gdzie pojadę, a jak wiadomo podróżowanie po Londynie i Wielkiej Brytanii nie jest tanie. Ale daję radę. Jakieś pieniądze wpadają z reklam, mam stronę na której widzowie mogą wspierać finansowo mój kanał, a powoli zaczynają się także pojawiać oferty sponsoringu.

Pracując z kamerą zdarzają się różne sytuacje.
– Czasami bardzo nietypowe (śmiech). Miałem wiele przygód – od ataku alfonsa na Soho, przez możliwość zobaczenia i sfilmowania od środka domu milionera na Mayfair, aż do zabawnej historii w wieżowcu ze Sky Garden. Żeby dostać się na górę tego budynku trzeba przejść przez szczegółową kontrolę, a że akurat czytałem książkę „ISIS. Państwo Islamskie” Benjamina Halla, podczas przeszukiwania plecaka była ona pierwszą rzeczą, która wpadła w ręce ochroniarzy. Polskie tłumaczenie sprawiło, że Anglicy nie mogli zrozumieć o czym jest tekst, dając asumpt do podejrzeń, czy aby nie jest to przypadkiem jakiś materiał instruktażowy. Ostatecznie pozwolili mi wjechać na górę, ale musiałem zostawić plecak na dole, ze sobą zabierając jedynie kamerę.

Działasz też w branży muzycznej.
– Zacząłem w 2006 roku, po kupieniu pierwszych gramofonów i uskutecznianiu technik didżejskich. Z czasem przerzuciłem się na granie w londyńskich barach, a potem przyszły supporty przed polskimi raperami w Londynie, razem z ekipą Stara Banda i WJDN. Podczas koncertów poznawałem muzyków, co później zaowocowało produkcją ich płyt. W tej roli zadebiutowałem w 2009 roku albumem warszawskiego rapera FU, wydanym w słynnej wytwórni PROSTO. Od tego czasu wyprodukowałem ponad 100 utworów, na ponad 60 albumach – różnych artystów, z różnych krajów. Pracowałem między innymi z Pihem, Chadą, KęKę oraz amerykańskimi raperemi – Sanem Quinnem i Twistą.
To był fajny, inspirujący czas, którego plonem były cztery złote płyty za sprzedaż albumów, na których się pojawiłem. Piąty krążek z tego kruszcu jest już w drodze, a niedługo będą kolejne wyróżnienia. Miło powspominać, jednak obecnie skupiam się na robieniu muzyki do moich filmów. Niemniej, jeśli trafi się dobra oferta, z pewnością nie odmówię.

Nie odmówiłbyś też ponownego udziału w reality show?
– Musiałbym się poważnie zastanowić (śmiech). Ale w sumie dlaczego nie? Uczestnictwo w pierwszej edycji „Baru” w 2002 roku było dla mnie wielką przygodą i doświadczeniem, tym bardziej że miałem ledwo ukończone 18 lat i byłem wówczas najmłodszym uczestnikiem tego typu show w Polsce. Trafiłem do niego jak większość innych osób poprzez kilka etapów castingów, przez które szedłem jak błyskawica i powiem szczerze, że już po drugim etapie (a było ich pięć) byłem pewien, że się tam dostanę. Z programu wyniosłem sporą wiedzę na temat produkcji telewizyjnej oraz samego zaplecza technicznego, a efekty tego mogę przenosić na moje vlogi, które robię obecnie.

Jaką nagrodę dostałeś za zwycięstwo w programie?
– Mieszkanie, z którym zresztą od początku były problemy. Ostatecznie otrzymałem je dopiero po dwóch latach, chociaż nadal nieskończone i jedynym rozsądnym wyjściem okazała się jego sprzedaż. Sporo pieniędzy, mówiąc oględnie, roztrwoniłem, trochę zainwestowałem, ale niczego nie żałuję. Pochodzę z niewielkiego miasta Tczew, w rodzinnym domu bywało różnie, a możliwość spełnienia marzeń była na wyciągnięcie ręki. Dziś wygrywając tego typu program na pewno zachowałbym się inaczej, ale nie zmieniłoby się jedno – nadal dążyłbym do realizacji swoich pragnień, które obecnie są lekko inne niż tamte sprzed 15 lat.

Ale Londyn nadal pozostaje w centrum?
– Zdecydowanie! W brytyjskiej stolicy zakochałem się od pierwszego wejrzenia, to moja ziemia obiecana – miasto, w którym codziennie się uczę, poznaję nowe rzeczy, odkrywam jego historię. Jedyne co mnie tu denerwuje to pogoda, mogłoby być troszeczkę cieplej.

Nie przyzwyczaiłeś się?
– Mimo że mieszkam tu już 11 lat, ciągle jestem zwierzęciem ciepłolubnym. Ale daję radę. Po przyjeździe nad Tamizę zacząłem od pracy ryksiarza, dzięki czemu poznałem wiele ciekawych osób z różnych kultur i krajów. Bodaj najbardziej w pamięci utkwił mi kurs ze słynną piosenkarką Madonną. Niestety, w tamtych czasach aparaty w telefonach nie były na porządku dziennym, dlatego nawet nie mogłem sobie zrobić wspólnej fotki. Poza tym, że była lekko wstawiona, to przemiła osoba.
Dzięki jeżdżeniu na rykszy wchłaniałem ducha Londynu, kasa się zgadzała i naprawdę było pięknie. Pieniądze inwestowałem w sprzęt muzyczny o którym zawsze marzyłem i ani przez chwilę od tamtej pory nie myślałem, żeby wrócić do Polski.

Brexit może to zmienić?
– Jego skutki zupełnie mnie nie obchodzą. Strasznie się cieszyłem, że w dniu ogłoszenia wyników referendum nie było mnie w Wielkiej Brytanii, gdyż akurat miałem swój wieczór kawalerski w Pradze. Po powrocie zrobiłem odcinek o całej tej sytuacji, ale bardziej zależało mi na tym, żeby zobaczyć jak wygląda miasto, gdzie ludzie głosowali za wyjściem, niż sam powód tego kroku.

Stosunek Anglików do imigrantów po referendum się zmienił?
– Nie sądzę. Ja osobiście mam z nimi bardzo dobry kontakt, bez względu na to z jakich warstw społecznych pochodzą – od councilowców i beneficiarzy, po aktorów, muzyków i ludzi biznesu. Nigdy nie miałem żadnych złych doświadczeń, tylko raz jakiś pijany gość na ulicy zapytał się dlaczego mówię po polsku. A że strasznie bełkotał, szkoda było wchodzić z nim w rozmowę, więc poszedłem dalej.
Natomiast jedno mnie denerwuje – media nad Wisłą, które z Polaków robią ofiary i podsycają strach w społeczeństwie. Zamiast pokazywać i pisać o rodakach fajne rzeczy, sztucznie nagłaśniają pojedyncze przypadki skupiając się na tym kto i kiedy dostał po buzi, bądź eksponując co ktoś przeskrobał. Do wszystkiego dokłada się łatkę narodowościową, a to już wyraźna propaganda. Przecież na Wyspach jest pełno napadów, ataków i pobić – bez względu na rasę, narodowość czy stan społeczny. To prawo wielkich liczb.
A czy się obawiam, że w związku z Brexitem będę musiał opuścić UK? Bynajmniej. Świat jest duży i piękny, ale to raczej nierealny scenariusz i wszystko zostanie tak, jak było. No może będzie trochę drożej, jednak z czasem się unormuje.

Dalej będziesz rozwijał swój kanał?
– Zdecydowanie, to priorytet. Pomysłów na odcinki mam na kilka lat, każdy dzień w Londynie, każdy spacer po okolicy, to kolejna inspiracja. Równocześnie chcę oprowadzać Polaków, głównie moich widzów, po najciekawszych miejscach stolicy, omijając przewodnikowe atrakcje, a bardziej skupiając się na jej życiu. Planuję też wydanie książki o Londynie, w swoim własnym stylu. Opiszę w niej jak widzę to miasto i jak w nim żyję. Rok 2017 będzie kluczowy i przełomowy…

Na zdjęciu: Adrian Urban
Fot. LEE ADAMS

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_