05 grudnia 2016, 10:00 | Autor: admin
Wskrzeszając historię
Udział w militarnych zlotach, kultywowanie tradycji polskiego oręża, spotkania z wojennymi weteranami… – Zajęć nie brakuje, grafik mamy rozpisany na rok do przodu – mówi Przemysław Świderek, wiceprezes Grupy Rekonstrukcyjnej „First to Fight”, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Jesteście najstarszą polską Grupą Rekonstrukcji Historycznej w Wielkiej Brytanii.

– Najstarszą i największą. I nie ukrywamy dumy z tego powodu. Dbamy o wysoki poziom, mamy świadomość, że nie możemy przynieść wstydu. Anglicy to doceniają, a w środowisku uchodzimy za jedną z lepszych tego typu formacji.

Z innymi grupami spotykacie się na wspólnych zlotach…

– …których na Wyspach nie brakuje. W ostatnich latach to coraz bardziej popularne hobby, a w tak zwanych military shows biorą udział tysiące uczestników. Imprezy trwają zazwyczaj dwa dni, w sobotę i niedzielę. Rano publiczność odwiedza dioramy za pomocą których przedstawiane są wybrane wycinki frontu, a po południu odbywają się inscenizacje bitew.

To efekt finalny, o tym, co będziemy pokazywać, decydujemy na wiele miesięcy wcześniej i wtedy zaczyna się zbieranie materiałów oraz przygotowywanie planu działania. Wertujemy kroniki poszczególnych formacji, szukamy zdjęć oraz wspomnień żołnierzy, w których opisane są tamte wydarzenia. A następnie odtwarzamy historię – działania, przedmioty, sytuacje – jakie zostaną zaprezentowane podczas zlotu.

Ważne miejsce zajmuje umundurowanie.

– To podstawa. A trzeba pamiętać, że zmieniało się ono co kilka miesięcy. W jego dokładnym odtworzeniu pomocne są kroniki, rozkazy kwatermistrzowskie, wspomnienia, filmy, fotografie. Często się okazuje, że trzeba coś przeszyć, poprawić, odpruć. Sprawdzamy dodatki, siatki maskownicze przeplatamy według wojennych instrukcji. Każdy członek grupy jest w to zaangażowany. Ostatecznie przewozimy sprzęt i dioramę na miejsce zjazdu. Jeśli przyciąga ona widzów, którzy zadają pytania i interesują się tym co przygotowaliśmy, jest to najlepsze uhonorowanie naszej pracy. Latem uczestniczymy w takich imprezach średnio raz w miesiącu, dlatego będąc na jednej, w istocie już szykujemy się do kolejnej.

Jeśli bierzemy udział w pokazie bitwy, organizujemy go według podręcznika taktyki dla plutonu z 1941 roku, wydanego przez Naczelnego Wodza dla Polskich Sił Zbrojnych. Na jego podstawie ćwiczymy wcześniej na obozach szkoleniowych.

Odtwarzacie różne jednostki.

– Bardzo różne. 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa, Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich, 3 Dywizja Strzelców Karpackich, Pomocnicza Służba Kobiet przy 1 Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej, 316 Kompania Zaopatrywania. Od przyszłego roku chcemy do tego dołączyć Batalion Strzelców Podhalańskich, który wchodził w skład 1 Dywizji Pancernej.

Jest w czym wybierać.

– Cały czas się rozwijamy. Nasza grupa powstała w 2010 roku, a założyły ją cztery osoby, które miały już doświadczenie w tego typu działalności, wywodziły się bowiem z grup rekonstrukcji angielskich bądź polskich działających w kraju. W owym czasie na różnego rodzaju military shows w Wielkiej Brytanii były prezentowane wszystkie możliwe formacje wojskowe z całego globu, ale nie było Polaków, a przecież nasz wkład w II wojnę światową był ogromny.

Obecnie mamy 15 członków stałych oraz 6 rekrutów. To ludzie w różnym wieku – od 18 do 50 lat, głównie mężczyźni, ale też kobiety. W naszym gronie są biznesmeni, budowlańcy, nauczyciele, osoby pracujące w gastronomii, fabrykach, jako sprzątacze.

Grupa rozsiana jest po całej Anglii, od Dover po Leicester. Każdy rok zaczynamy od Opłatka Karpackiego z weteranami, następnie staramy się zrobić obóz szkoleniowy, w kwietniu wystawiamy wartę na uroczystościach katyńskich na Gunnersbury, a od maja do października raz w miesiącu uczestniczymy w pokazach rekonstrukcyjnych. Rok kończymy w grudniu Mszą Gazalską. W latach okrągłych rocznic staramy się koncentrować na odwiedzeniu miejsc walk. W 2014 roku byliśmy na Monte Cassino, następnie w Holandii na terenach gdzie operowała 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa. Z kolei ubiegły rok to Bolonia, a potem uroczystości odsłonięcia pomnika niedźwiedzia Wojtka w Edynburgu.

Intensywny program.

– Zdecydowanie! Poza wspomnianą działalnością edukujemy polonijną młodzież, czego przykładem jest zeszłoroczna prelekcja z pokazem uzbrojenia, które zaprezentowaliśmy dla Polskiej Macierzy Szkolnej. Równocześnie używamy mediów społecznościowych do przekazywania informacji historycznych, prowadzimy kalendarium odtwarzanych przez nas jednostek.

Ważnym elementem, symbolem ciągłości pokoleń, jest współpraca z kombatantami. Pomagamy im technicznie w organizacji spotkań, mszy, uroczystości… To dla nas żywa lekcja historii, a jednocześnie okazja do spłaty długu za ich poświęcenie w czasie wojny. Dodam, że sam jestem wiceprezesem Związku Karpatczyków 3 Dywizji Strzelców Karpackich, a kilku kolegów pełni w tej organizacji różne funkcje. Nie udajemy weteranów i nie przedstawiamy się jako bohaterzy, natomiast chcemy kontynuować tradycję i wydawać istniejący od 1942 roku „Goniec Karpacki”. Niestety, wszystkie tego rodzaju pisma upadły, na szczęście to ciągle trwa.

Natomiast w sobotę, 3 grudnia, jako grupa „First to Fight”, pod patronatem Instytutu i Muzeum im. gen. Sikorskiego, w Klubie Orła Białego na Balham organizujemy sympozjum z okazji 75. rocznicy obrony pustynnej twierdzy Tobruk. To ważny dla nas moment, po raz pierwszy robimy coś takiego.

Pójdziecie dalej w tym kierunku?

– Mam nadzieję, że będzie ciekawie, chociaż nie ukrywam, iż bardziej komfortowo czujemy się na obozach szkoleniowych bądź zjazdach. Pomysł zrodził się spontanicznie – żyje już coraz mniej Tobrukczyków, dlatego jest to ostatni moment, żeby w specjalny sposób ich uhonorować. Ludzie tak szybko odchodzą…

Jednak z założenia pozostajemy niezależni i nie chcemy brać udziału w londyńskich intrygach pomiędzy różnymi organizacjami. Bardziej nas obchodzi jakie spodnie były noszone w danym okresie, a nie jak powinien postąpić konkretny dowódca, co mógł zrobić, a czego nie powinien. Nie wchodzimy też w politykę. Niestety, w Londynie wszystko ociera się o rozgrywki personalne – kto kogo popiera, kto jest z kim, kto przeciw, dlaczego, po co… To nie nasze miejsce, żelazną zasadę łamiemy po raz pierwszy dla Tobrukczyków. Może dlatego, pomimo sześciu lat działalności, wiedzą o nas tylko nieliczni…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (1)

  1. „Ułan Karpacki” nigdy nie upadł i wydawany jest do dziś. Powodzenia w reaktywacji „Gońca Karpackiego” – wszak korzenie te same.