30 listopada 2016, 16:42 | Autor: admin
Poetą być…
Z Krzysztofem Cezarym Buszmanem rozmawia Katarzyna Bzowska.

Mieszkałeś przez kilka lat w Londynie, między 1997 a 2005 rokiem, a później wróciłeś do Polski. Co poeta robi w Polsce?

– Poeta zajmuje się poezją. Nadal piszę wiersze, wydaję tomiki, spotykam się z czytelnikami. Zwłaszcza to ostatnie sprawia mi dużo zadowolenia. W ubiegłym roku przeczytałem swoje wiersze dla około 30 tysięcy warszawiaków w różnych kościołach, między innymi w kościele Karola Boremeusza na Powązkach i w Katedrze Warszawsko-Praskiej, a także w kościołach parafialnych. Wydałem pięć tomików wierszy, a bardowie wykonujący poezję śpiewaną napisali do szeregu moich utworów muzykę i nagrali płyty. Przez cały czas piszę; lubię pisać wiersze i pod tym względem czuję się osobą spełnioną, szczęśliwą. Mam to szczęście, że moje ostatnie tomiki wierszy wychodzą w znanym i cenionym wydawnictwie Bernardinum.

Twoje wiersze są bardzo klasyczne w formie…

– …co ułatwia kompozytorom komponowanie do nich muzyki. Ciekawe, że kiedy usłyszę swój wiersz w formie śpiewanej, to dziwię się. Nie wyobrażałem sobie takiego wiersza z taką właśnie muzyką, a tu okazuje się, że ta zaskakująca dla mnie muzyka podkreśla pewne walory tekstu. Czasem muzyka może być nachalna i przygnieść tekst, ale ja mam szczęście do takich kompozytorów, którzy mają pokorę wobec tekstu, bo to jest najważniejsze w przypadku poezji śpiewanej.

Czy masz stałych kompozytorów, z którymi współpracujesz?

– Jednym z nich jest Jarosław „Jar” Chojnacki. W 2003 r. wydaliśmy płytę „Zabijanie czasu”. Muzykę do większości tekstów napisał Chojnacki, ale także Włodzimierz Korcz, Jerzy Satanowski, Janusz Sent, Krzesimir Dębski. Ukazała się też płyta „Wyszukana prostota” ze znakomitą, wyszukaną muzyką Wojciecha Gęsickiego. Czasem kontaktują się ze mną młodzi wykonawcy z pytaniem, czy mogą wykorzystać mój tekst i z ich własną muzyką nagrać na płytę, Wychodzę z założenia, że wiersze, które ukazały się drukiem, nie są już moje, poszły w świat i wszyscy mogą z nich korzystać. Znaczącym przedsięwzięciem było nagranie płyty „Stare Powązki. Strofy o przemijaniu” – piętnastu znakomitych polskich aktorów, między innymi, Ewa Błaszczyk, Adrianna Biedżyńska, Danuta Stenka, Jerzy Bończak, Zbigniew Zamachowski, Piotr Machalica, Kazimierz Kaczor, Marian Opania, Franciszek Pieczka, Karol Strasburger, Olaf Lubaszenko, Jerzy, Zelnik, Krzysztof Kolberger i jeszcze kilku innych – czyta moje wiersze. Płyta ta jest co roku sprzedawana w listopadzie, a dochód ze sprzedaży wspiera Społeczny Komitet Opieki nad Starymi Powązkami im. Jerzego Waldorfa.

Wymieniłem Krzysztofa Kolbergera. Poza udziałem w nagraniu „Strof o przemijaniu” nagrał on także dla Polskiego Radia wiersze z tomu „Przewodnik po chmurach”, którymi ten wielki aktor żegnał się ze światem.

Do Londynu przyjechałem razem z Szymonem Podwinem, który napisał muzykę i nagrał płytę „Errata do świata”.

Przyjechałeś jako gość 15. Salonu Literackiego, który od kilku lat organizuje Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie…

– To moja podróż sentymentalna. Przyjechałem do Londynu po raz pierwszy od mojego powrotu do Polski, czyli nie było mnie tu jedenaście lat. Miejsce, w którym wystąpiłem, ma dla mnie ogromne znaczenie, to miejsce wręcz niezwykłe. Z wielkim sentymentem wspominam różne imprezy w Ognisku, a także tamtejsze bale (bo i one się odbywały), ale dla mnie najważniejsze było jedno spotkanie. Właśnie w Ognisku 4 lutego 2001 r. miałem wieczór autorski. Wydałem wtedy tom „Wiersze zawieruszone czyli Przewodnik po chmurach”. Wśród znakomitych gości był między innymi prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Mam nawet zdjęcie z zrobione po tym spotkaniu, z prezydentem i jego żoną. Na to spotkanie przyszło wielu wspaniałych przedstawicieli starej emigracji, których niestety już z nami nie ma. Zabrakło pani Ireny Andersowej, prezydenta Kaczorowskiego, Feliksa Laskiego, który wspierał przedsięwzięcia kulturalne nie tylko finansowo, ale też dobrą radą, i wielu, wielu innych. Na obecne spotkanie w Ognisku nie przyszła Irena Delmar, choć przysłała swoją kreację, która – jak słyszałem – wzbogaciła kolekcję Salonu po wybitnych osobistościach emigracji.

Obydwaj z Szymonem byliśmy zachwyceni Salonem. To przeszło wszystkie nasze oczekiwania. Wystrój sali, dopracowany we wszelkich szczegółach… To było po prostu fantastyczne. Kiedy Regina Wasiak-Taylor zaczęła rozmawiać z malarką Joanną Ciechanowską, już wiedziałem, że będzie dobrze, bo ta rozmowa była taka na pół prywatna, wręcz rodzinna. Gdy znalazłem się na scenie, poczułem energię, która płynęła z sali. Dobrze czułem się na scenie i dobrze mi się mówiło. A miałem trochę tremy, bo to był nasz pierwszy wspólny występ z Szymonem Podwinem. Szymon założył Wrocławski Salon Jacka Kaczmarskiego. Filolog z wykształcenia, świetny muzyk, gitarzysta, o ciepłym, nostalgicznym głosie, znalazł mnie przez internet. Skomponował muzykę do jednego z moich wierszy, a mnie się to wykonanie spodobało, że zaproponowałem wydawcy płyty „Takim być”, aby właśnie piosenkę z muzyką Szymona umieścił na pierwszym miejscu. I dopiero jak płyta była już zrobiona, on przyjechał do mnie do Gdyni, gdzie teraz mieszkam.

W Salonie podpisywałem swoje tomiki wierszy, rozmawiałem z czytelnikami. To było dla mnie równie ważne, jak sam występ. A później była kaczka… Poezja dla podniebienia. Na zakończenie zobaczyłem rysunki, który w ciągu tych kilku godzin zrobiła pani Ciechanowska. Bardzo mi się spodobały. Świetna, profesjonalna robota. Nic zresztą dziwnego, skoro jest kierownikiem Galerii POSK-u.

Czy próbowałeś mniej klasycznych form wyrazu?

– Nie próbowałem, bo w tej formie klasycznej mam jeszcze tyle do powiedzenia, że nie potrzebuję szukać czegoś nowego. Ta forma mi bardzo odpowiada i przy niej zostanę. W przyszłym roku wydam tomik dwujęzyczny polsko-angielski z sentencjami i aforyzmami. Ze swej natury sentencje i aforyzmy są inne niż poezja klasyczna. Wiele z nich nie jest wierszowanych. Napisałem około 500 sentencji, ale oczywiście nie wszystkie znajdą się w tym zbiorze, bo niektóre są zrozumiałe tylko w języku polskim. Nie znam angielskiego na tyle biegle, aby samemu tłumaczyć na angielski. Te moje „buszmanizmy” tłumaczą różne osoby, a często na końcu czyta je moja 14-letnia córka Claudia, urodzona w Londynie. Ona czuje zarówno język polski jak i angielski. Zdarza się, że mówi: „A moim zdaniem, tak byłoby lepiej”. I na ogół ma rację.

Z tego co mówisz, widzę, że uparłeś się, że żyjesz poezją i z poezji.

– Tak, uparłem się, że tak właśnie chcę żyć. Od czasu do czasu ktoś zadaje mi pytanie: „Czy z poezji da się wyżyć?” Odpowiadam, że my poeci, mamy to do siebie, że żyjemy z pieniędzy, które dopiero mamy mieć. Ale niczego mi nie brakuje i całe swoje życie poświęcam twórczości, w realizowaniu różnych pomysłów. Czekam z niepokojem na kolejny tomik, który jest już w drukarni i ma się ukazać w grudniu, a zatytułowany jest „Krótkie wiersze na długie lata”.

 

 

Krzysztof Cezary Buszman ur. w 1967 r. w Gdańsku. Dzieciństwo spędził w Gdyni. Debiutował tomem poezji „Najpiękniejsze wiersze o miłości czyli przeminiemy minionych mijaniem” (1996). W 1997 r. przyjechał do Wielkiej Brytanii. Przez trzy lata prowadził Agencję Promocji Kultury Polskiej, sprowadzając do Londynu polskich artystów; na jego zaproszenie przyjechali m.in. Halina Frąckowiak, Alicja Majewska, Zbigniew Wodecki, Włodzimierz („Gwiazdo świeć, kolędo leć”), Jerzy Satanowski (Koncert o pani O z piosenkami Agnieszki Osieckiej) i inni. W 2001 r. został członkiem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie oraz paryskiego stowarzyszenia APAJTE, a w rok później został przyjęty do ZAIKS-u. Jego wiersze były drukowane w „Tygodniu Polskim”, a także, cyklicznie w „Coolturze”. W 2005 r. wrócił do Polski. Wydał szereg tomików wierszy oraz płyt, na których jego wiersze są czytane lub śpiewane. Poeta jest m.in. autorem słów Hymnu Kanonizacyjnego dla Jana Pawła II.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_