22 listopada 2016, 19:31 | Autor: admin
Londyńscy poeci na Festiwalu Poezji Słowiańskiej
W ramach IV Międzynarodowego Festiwalu Poezji „Słowiańska Brosza”, na zaproszenie poetów londyńskich – Aleksego Wróbla i Tomasza Mielcarka przyjechali organizatorzy łódzkiego Pulsu Literatury – Przemysław Owczarek, Piotra Gajda i Rafał Gawin.  Z Zuzanną Muszyńską rozmawiali o Łodzi, emigracji, nauce pisania, a nawet o poezji.

ZM: Jak Puls Literatury trafił do Londynu?

RG: Tomasz Mielcarek wygrał w 2013 roku Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Jacka Bierezina. W ramach nagrody wydaliśmy jego debiutancką książkę poetycką „Obecność/Presence”. W wersji dwujęzycznej, z przekładami na język angielski autorstwa Davida Malcolma, wiedząc, że Tomek prężnie działa w Londynie, zwłaszcza w grupie KaMPe. Nawiązaliśmy bliższą współpracę.

ZM: Tegoroczny Festiwal „Słowiańska Brosza” umożliwił spotkanie poetów stąd – emigracyjnych, przede wszystkim londyńskich, i stamtąd – polskich, czyli was. Mieszkacie w Polsce centralnej, Przemek i Rafał w Łodzi, Piotr w Tomaszowie Mazowieckim. Czy myśleliście kiedykolwiek o emigracji?

PO: Myślałem o emigracji, dlatego że coraz bardziej mnie przeraża tromtadracja w moim kraju, w sytuacji, kiedy główne siły na świecie, np. Rosja, stają się coraz bardziej agresywne; łapię się czasem na tym, że boję się o swoje dzieci; nie chciałbym, żeby oglądały grzyb atomowy nad Warszawą. To są być może nieracjonalne lęki, ale myślałem o tym, kiedy zaczęła się wojna na Ukrainie. Czy odnalazłbym się tutaj, w Londynie? Odnalazłem się w Szkocji, w Inverness, gdzie gościliśmy z projektem literacko-muzycznym w Roku Tuwima. Fantastyczne miasto, piękna rzeka, dużo Polaków. Ja się pracy nie boję, pochodzę z robotniczej rodziny, kiedy po zrobieniu doktoratu nie znalazło się dla mnie miejsce na Uniwersytecie Łódzkim, rozładowywałem tiry, robiłem różne rzeczy. Akurat w tym czasie sporo pisałem (w nocy), rozwijałem się. Myślę o emigracji; jeśli będę musiał uciec z Polski, to wybiorę być może północną Kanadę, krajobrazy z dziecinnych lektur.

RG: Nie zamierzam wyjeżdżać, nigdy o tym nie myślałem. Gdybym musiał wyjechać, z powodów zawodowych lub osobistych, przeniósłbym się w inne miejsce, ale zdecydowanie na terenie Polski. Nie czułbym się dobrze w innym kraju na stałe.

PG: Ja nie do końca obroniłem się przed emigracją. Los rzucił mnie w 2006 roku do Wielkiej Brytanii. Nie wspominam tego dobrze. Dodatkowym utrudnieniem było to, że nie znałem języka. Marzyłem o powrocie do kraju. Tak się złożyło, że pracuję od 10 lat w Wydziale Kultury Urzędu Miasta, moja praca ma więc niekiedy związki z poezją. Zdarzało mi się organizować imprezy poetyckie, między innymi cztery regionalne edycje Pulsu Literatury w Tomaszowie Mazowieckim.

ZM: Jak czują się łodzianie w Londynie? Czy widzicie podobieństwa między tymi dwoma miastami?

PO: Do 1939 roku Łódź była miastem bardzo podobnym do Londynu, wielokulturowym, na ulicy słyszało się jidysz, niemiecki, lodzer-deutsch, polski, rosyjski. W Londynie i okolicznych miastach nastąpiła rewolucja przemysłowa, a my byliśmy środkowoeuropejskim Manchesterem, rozwijaliśmy się nawet szybciej niż Chicago czy Manchester.

ZM: Dziś Łódź, podobnie jak Londyn, jest miastem postindustrialnym.

PO: Tak, i jesteśmy miastem zapomnianym przez 25 lat polskiej transformacji. W przeciwieństwie do górników czy robotników PGR-owskich, tysiące zwolnionych włókniarek nie otrzymały żadnej pomocy. Łodzianie są niezwykle silni, przepełnia ich jakiś pierwotny atawizm, kobiety musiały sobie dać radę przez ten trudny czas.

ZM: Opowiadaliście w czasie spotkania z poezją Zdzisława Jaskuły, jak to jedna z protestujących w 1971 roku pracownic pokazała delegacji rządowej pośladki. Zadarta spódnica stała się symbolem oporu i determinacji łódzkich włókniarek. Ja miałam nawet skojarzenie z niedawnym „czarnym protestem”.

PO: Tak, to łódzki wolny duch. Do tego, gdy przyjeżdża do nas ktoś z Warszawy, widzi, że u nas jest inne tempo życia. Z tego rodzi się wyobraźnia.

PG: Londyn widzimy naszymi słowiańskimi oczami, i oczami naszych gospodarzy, którzy otoczyli nas wspaniałą opieką. Nie mamy czasu na dłuższe spacery po mieście, większość czasu spędzamy w środkach komunikacji publicznej. Oczywiście dostrzegamy to, że macie tutaj tygiel narodowości, różne spojrzenia na świat, różnorodną architekturę.

PO: Żałujemy, że tak po łódzku nie zdołaliśmy się „ściuchrać” w Londynie! (śmiech) Ale wczoraj rano poszliśmy do lasu i nazbieraliśmy grzybów, wieczorem podaliśmy grzyby w śmietanie.

ZM: Teraz poezja. Znacie na pewno powiedzenie „jeśli jesteś zmęczony Londynem, jesteś zmęczony życiem”. Co jest wam bliższe – puls miasta czy poetyka wsi. Jaką rolę odgrywa miejsce w waszej twórczości?

RG: Miejsce ma olbrzymi wpływ na powstające w nim wiersze. Inaczej pisze się w lesie, inaczej w mieście. Dobrym przykładem są tutaj książki Przemka Owczarka: „Miasto do zjedzenia” – książka łodzianina o Łodzi i promowany w Londynie zbiór „Stojąc na jednej nodze”, na wskroś wiejski. Miejsce determinuje. Mieszkałem na wsi pięć lat, w Justynowie i choć nigdy nie poczułem mentalnego i duchowego związku z tym miejscem, w wierszach z tamtego okresu (debiutanckie „Wycieczki osobiste / Code of Change”, wydane w Londynie) jednak czuć rustykalną atmosferę, mimo że z tej wsi uciekałem, całe dnie spędzając dalej w Łodzi. Potrzebuję mieć wszędzie blisko i wygodnie, jestem wolnorynkowym mieszczuchem.

PO: Chcesz mieć dostęp do sklepu z płytami, książkami, dobrej knajpy, kina i móc spotykać piękne kobiety.

PG: Dla mnie miejsce jest mniej geograficzne niż endemiczne. Moje jest tam gdzie są przyjaciele, antykwariaty, sklepy płytowe, znajome ulice.

ZM: Czytałam wasze metryczki już po tym, jak zobaczyłam was na scenie Ogniska Polskiego. Zaszokowały mnie. Czy poezja jest receptą na młodość? (śmiech)

RG: Poezja nie jest receptą na nic. Nie idealizujmy.

PG: Człowiek jest tak piękny jak jego duchowość. Ja jestem idealistą. Można to stwierdzić po emploi muzyków rockowych, którzy robią rzeczy dziwne, czasem gorsze niż poeci, a wyglądają wciąż młodo. Wrastanie w kulturę za pomocą własnej twórczości powoduje, że stajemy się kulturo-psychiczno-fizyczną konserwą.

PO: Geny są ważne.

PG: Ale przypominam, że ten wywiad jest o poezji, nie o biologii.

ZM: „Poezja to nieudana schadzka słowa ze światem” – powiedział Andrzej Sosnowski.

PG: Na ile rzeczywiście nieudana, zależy w dużej mierze także i od czytelnika. Od tego, czy chce się pochylić nad bardziej skomplikowaną literaturą, czy ją odrzuca.

ZM: Zapraszacie i wy do Łodzi gości z zagranicy na festiwale Pulsu Literatury.

PO: Od zawsze gościmy na łódzkim Pulsie Literatury gości zagranicznych. Jesteśmy grupą odważną, przedsiębiorczą. Poza tym, że piszemy dobre książki, piszemy dobre granty. (śmiech)

RG: Sprawdzamy pisarzy ze wszystkich półek, również tych z najwyższych. Był u nas Jurij Andruchowycz, Oksana Zabużko czy Jonathan Caroll. Żadnego noblisty nie udało nam się zaprosić. Z Coetzee prawie się dogadaliśmy, Hertha Miller do tej pory nie miała dla nas czasu. Festiwal wciąż się rozrasta i rozwija, choć tegoroczna edycja obciążona jest niższym budżetem, z powodu nieotrzymania dotacji celowej na wydarzenie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP.

ZM: Czy można nauczyć się pisać? Talent plus warsztat czy tylko talent? Czego potrzeba, by pisać.

PO: Nauczyć można się pisania rzemieślniczego. Na każdy warsztat trafia kilka utalentowanych osób. Zadaniem wykładowcy nie jest zaimplementowanie w głowie kursanta swojej wizji pisania, ale otworzenie horyzontów, udrożnienie kanałów wyobraźni, tak, aby człowiek znalazł sam siebie na tej drodze. W naszej perspektywie zmian cywilizacyjnych nie ma miejsca dla klasycznego Mistrza, który mówi: „Tak rzeźbimy”. Ważna jest inspiracja, pokazanie, jak wielką wolnością jest literatura, ile możemy sami dla siebie zrobić, jak budować swoje pisarskie ja.

RG: Jako redaktorzy kwartalnika „Arterie” mieliśmy do czynienia z tekstami absolwentów najbardziej renomowanych kursów, na przykład Studium Literacko-Artystycznego przy UJ (obecnie Studia Lit.-Art. – przyp. ZM). Były to często teksty szkolne, spełniające wymagania warsztatowe. Przemek skończył tę samą szkołę, ale w jego tekstach był luz, wyraźny styl. Tak odróżnia się talent od jego braku. Inny przykład: mieliśmy u siebie na warsztatach piętnastolatka, który na samym początku przyniósł od razu bardzo dobrą prozę. A potem zaczął się bardzo przejmować kwestiami warsztatowymi. Im bardziej się przejmował, tym gorzej mu wychodziło dalsze pisanie. Badał proporcje między dialogiem i opisem, przez co zaburzał je w kolejnych tekstach.

PG: Ja jako poeta, który nigdy nie brał udziału w warsztatach poetyckich, powiem, że być może można sie nauczyć, jak poprawnie skonstruować tekst poetycki, ale dużo trudniej byłoby dojść do własnej dykcji.

RG: Uczysz się, a potem czujesz, że musisz wszystko odrzucić, bo zaczynasz kopiować cudze style. Uczysz się więc i poznajesz właśnie po to, by wiedzieć, od czego się odbić.

PG: Pisanie jest działalnością intuicyjną, kompulsywną, transcendentną. Bywa, że wiersz prowadzi poetę, a nie odwrotnie.

RG: Ja przede wszystkim zniechęcam ludzi do pisania. Tylko najbardziej zdeterminowani powinni pisać. Ludzie, którzy nie mają innego wyjścia. Reszta niech się zajmie czymś pożytecznym.

ZM: W 2015 roku 37% Polaków zadeklarowało przeczytanie co najmniej jednej książki w roku. Jako wydawcy – co sądzicie o poziomie czytelnictwa w Polsce?

PO: System edukacji nie kształci człowieka samodzielnie myślącego czy myślącego we wspólnocie uczniowskiej. Polityka edukacyjna nie potafi odpowiedzieć na pytanie, jakiego obywatela chcemy wychować – czy ma to być trybik gospodarki konsumenckiej, czy człowiek, który jest w stanie zmienić tę rzeczywistość. Chodzi o homeostazę między rynkiem a człowiekiem. Obecna władza chce wychować patriotę, który rzuci się na czołgi. Poprzednia wychowywała obywateli gotowych do wyścigu szczurów. Tymczasem literatura, kultura, sztuka to przestrzenie innowacji; jak mają zasobną gospodarkę kształtować ludzie nieinteligentni, niewykształceni, którzy nie potrafią na różnych polach używać wyobraźni, kreować rzeczywistości wokół siebie. A mądrość łączy się między innymi z książką.

ZM: Przyjedziecie do Londynu w przyszłym roku na V Międzynarodowy Festiwal Poezji?

PO: Jeśli dostaniemy zaproszenie.

 

Przemysław Owczarek – ur.1975, pisarz, z zawodu antropolog kultury, redaktor naczelny Kwartalnika Artystyczno-Literackiego „Arterie”, dyrektor Domu Literatury w Łodzi; laureat nagrody im. Jacka Bierezina (2006); nagrody Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (2009), nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia (2009) oraz laureat nagrody Otoczaka (2012), opublikował książki poetyckie „Rdza” (2007), „Cyklist” (2009), „Pasja” (2011), „Miasto do zjedzenia” (2013), „Baśnie Eliany” –  książka dla dzieci (2015), ostatnio wydał m.in. tom „Stojąc na jednej nodze” (2016)

Piotr Gajda – ur. 1966, poeta, krytyk muzyczny, stały współpracownik kwartalnika „Arterie” i Gazety Literackiej „Migotania”; laureat nagrody Otoczaka (2013), autor tomów „Hostel” (2008), „Zwłoka” (2010), „Demoludy” (2013), „Golem” (2014) i „Śruba Archimedesa” (2016), prowadzi blog pgajda.blogspot.com

Rafał Gawin – ur. 1984, poeta, korektor, redaktor, konferansjer i reanimator kultury; sekretarz redakcji Kwartalnika Artystyczno-Literackiego „Arterie”; wydał arkusz „Przymiarki” (2009) oraz książki poetyckie „Wycieczki osobiste / Code of Change” (2011)  i „Zachód słońca w Kurwidołach” (2016); prowadzi blog gawin.liberte.pl.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_