27 września 2016, 09:31
Dziewczyna od Andersa

Ogromna sala Centralnej Biblioteki Rolniczej na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Za stołem bohaterki spotkania i prowadzący. Gdy zaczęła się dyskusja, wstałam, by zadać pytanie:

Dzień dobry, pani Walerio… – zaczęłam. 

To pani! – usłyszałam w odpowiedzi. – A ja cały czas nie mogłam się nadziwić, że na sali jest ktoś tak do pani podobny. Nigdy się pani tu nie spodziewałam.

Mówiąc szczerze, też nie przypuszczałam, że spotkam w Warszawie panią Walerię, która mieszka w dzielnicy Streatham w Londynie, ale właśnie tego dnia rano otrzymałam informację ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich o spotkaniu promującym książkę Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol „Dziewczyny od Andersa”. Może nie ruszyłabym się z domu, gdyby nie ten fragment: „Specjalnie na spotkanie przybędzie pani Waleria Sawicka (94 lata), jest to jej trzecia wizyta w Polsce, po wywózce na Syberię. Poprzez m. in. Kazachstan, Ukrainę, Irak, Szkołę Młodszych Ochotniczek w Jangijulu, maturę w Palestynie, służbę w Egipcie i Włoszech, gdzie awansowała na superintendenta w bazie łączności 2 Korpusu, w 1947 r. trafiła do Anglii”.

Znam panią Walerię od lat. Rozmawiałam z nią kilka tygodni temu przez telefon i pomyślałam, że byłoby z mojej strony niewybaczalnym błędem, gdybym będąc w Warszawie, ominęła taką okazję, zwłaszcza, że jest ona jedyną żyjącą bohaterką tej książki. Autorka opisując historię 19 kobiet, tak zwanych PESTEK, które wywiezione na Syberię lub do Kazachstanu, po porozumieniu Sikorski-Majski, zrobiły wszystko, by dostać się do służby wojskowej, co wcale nie było łatwe. Gdy Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, w tym Drugi Polski Korpus gen. Władysława Andersa, zostały rozwiązana, starały się rozpocząć życie na nowo. Szukały go w różnych zakątkach globu – w Szkocji, Anglii, Kanadzie, Afryce, Australii; niektóre pojechały do Polski, bo w przypadku większości tych kobiet trudno mówić o powrocie – większość pochodziła z terenów, które po wojnie zostały włączone do Związku Sowieckiego. To opowieść o ich losach wojennych i powojennych.

Nigdy nie wyjechałam z Polski – podkreśliła pani Waleria. – Kraju nie opuściłam, jeżeli już, to on mnie opuścił.

Pochodzi z Wileńszczyzny i znała głównie tereny wschodnie przedwojennej Polski. Była na wycieczce szkolnej w Gdyni (do Gdańska nie zostali wpuszczeni). Dla niej Polska to przede wszystkim majątek rodziców, których odwiedzały ważne osobistości przedwojennego życia, w tym prezydent Ignacy Mościcki. We wrześniu 1939 r. jej Polska przestała istnieć.

Pomimo, że mieszka od tak wielu lat poza Polską, w pewnym sensie nigdy w sensie emocjonalnym i mentalnym jej nie opuściła. Wciąż interesuje się tym, co się tam dzieje. Nie powinno to dziwić, skoro przez wiele lat pracowała w Polskiej Sekcji BBC, a do dziś jako woluntariusz pracuje w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego. Interesuje się historią, ale też współczesnością. I reaguje żywiołowo.

Jestem może przewrażliwiona i, jak zawsze od dziecka, nazbyt impulsywna. Nie potrafię milczeć, jeśli ktoś źle mówi o moim kraju – mówiła. Gdy uważa to za konieczne, dzwoni do redakcji, a przede wszystkim do stacji telewizyjnych, by prostować błędy i przeinaczenia. O prawdę o Polsce spiera się nawet z zięciem, Anglikiem. Porównując Polskę obecną z tą, jaką widziała podczas wcześniejszych dwóch pobytów, podkreśla, że wiele zmieniło się na korzyść. Martwią ją jedynie niepotrzebne spory polityków.

Drugim gościem specjalnym promocji była pani Elisabeth Lester córka Danuty Lechny, zmarłej w 2004 r. w Londynie. Opowieść zawarta w książce oparta jest w dużym stopniu na spisanych po wojnie przez Danutę Lechnę pamiętnikach. Elisabeth Lester opowiedziała o podróży, a raczej marszu, jaki odbyła jej matka, gdy dowiedziała się o formowaniu polskiej armii. Niesłychanie ciekawa była też jej opowieść o początkach życia jej rodziców w Wielkiej Brytanii.

W Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie walczyło ponad 7 tysięcy kobiet. Książka opowiada tylko o nielicznych, ale dzięki tym bezpośrednim opowieściom, zilustrowanym licznymi fotografiami, kobiety-żołnierki przestają być anonimowe. Jedna z nich znaczenie polskiej armii opisuje w bardzo kobiecy sposób: Byłam jedną z pierwszych ochotniczek wcielonych do Pomocniczej Służby Kobiet. Dostałam mundur. Wreszcie czysta, syta i ubrana w coś innego niż łachmany. Miałam buty, pończochy, a nawet grzebień i szminkę do ust. Znów poczułam się kobietą, a nie poniżanym i poniewieranym tłumokiem.”

Książka autorstwa Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol, pięknie wydana przez oficynę Zona Zero, uzupełnia informacje o armii gen. Andersa, na którego dokonania patrzy się głównie przez pryzmat szlaku bojowego i bitwy o Monte Cassino. Pokazuje, że kobiety niezłomne towarzyszyły polskim żołnierzom na wielu frontach.

A jakie pytanie zadałam pani Walerii? Spytałam ją o to, czy po wojnie odwiedziła rodzinne strony. Okazuje się, że nie. „Podróż na Litwę byłaby dla mnie zbyt emocjonalnym przeżyciem” – powiedziała.

Katarzyna Bzowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Katarzyna Bzowska

komentarze (2)

  1. Piękne i szlachetne pokolenie Polek; dzielne, odważne i oddane sprawie Polski.
    Jaka by ta nasza Polska była gdyby tacy ludzie mogli kształcić i budować fundament nowego państwa polskie po 1989 roku. Niestety zdradliwy układ zawarty przy okrągłym stole oraz jej biesiadnicy budowali wzór państwa nawet nie na piasku, ale na bagnie i zasad PRLu. Władza zabiera wszystko, a Naród może tylko słuzyć i pracować na ich dobrobyt.

  2. Chętniee spotkałabym się z panią Walerią. Jak mogę się z nia skontaktować ????