26 września 2016, 09:26
Dzięki Bogu, już jesień!

Podobno meteorologiczna jesień zaczyna się 1 września. Tegoroczne lato przeciągnęło się aż do swego kalendarzowego końca. Nie możemy jednak już dłużej udawać: dzień zrównania się dnia z nocą mamy za sobą. Nastała jesień. Wszystko zaczyna wracać do normy.

Przed wielu laty Eriskine Childers napisał książkę „The Riddle of the Sands”. Pod koniec lata główny bohater nagle odkrywa, że jest jedyną osobą obecną w ogromnym budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych, bo wszyscy wyjechali na urlop lub są gdzieś na wsi na letnim przyjęciu. Te czasy z pewnością minęły. Wraz ze zmianami klimatycznymi, gdy coraz trudniej przychodzi odróżnić wiosnę od jesieni, zmieniły się też obyczaje. Jednak, paradoksalnie, z pewną ulgą dostrzegłam, że ulice wokół szkół znowu są pełne samochodów poranną porą (ciekawe, że jest ich znacznie mniej po południu, gdy kończą się lekcje). Dla rodziców (powiedzmy szczerze: dla mam) powrócił czas prasowania białych koszul i wiązania krawatów. Studenci mogą znowu udawać, że się uczą, odsypiając do popołudniowych godzin noce spędzone w klubach. W biurach i urzędach powróciły normalne godziny pracy – rzadko można usłyszeć, że czegoś nie można załatwić, bo ktoś jest na urlopie. W swoich okręgach wyborczych zaczęli się regularnie pojawiać posłowie.

Wraz z powrotem obrad parlamentu rozpoczęła się polityczna jesień, choć w tym roku, po Brexicie, trudno mówić, że mieliśmy polityczną kanikułę. Dziennikarze nie musieli szukać potwora z Loch Ness. Politycy dbali o to, by znaleźć się na pierwszych stronach gazet. Powrócili na sale obrad i na partyjne doroczne konferencje swoich partii. UKIP ma nowego lidera – kolejna brytyjska partia przeszła w ręce kobiety. Teraz ta „sierota po Brexitcie” będzie musiała znaleźć rację dla dalszego istnienia partii, której program ograniczał się do jednego hasła. Także Liberalnych Demokratów ma doroczny rytuał za sobą. Rozpoczyna się konferencja Partii Pracy. Tu rozstrzygną się losy tego ugrupowania na najbliższe lata, choć jak się wydaje laburzyści są gotowi popełnić samobójstwo polityczne. Jeszcze tylko konserwatyści muszą odbyć swój zjazd. Tu zapewne padnie wiele słów uznania dla Theresy May, powtórzone zostanie po wielokroć zdanie, że „Brexit znaczy Brexit” i dalej nikt nie będzie wiedział, jak w praktyce doprowadzić do politycznego rozwodu z Unię Europejską.

Ed Balls i Nick Clegg wydali właśnie wspomnienia. „Czy mnie jeszcze pamiętasz?” – śpiewał przed laty Czesław Niemen.

Wczesna jesień to okres zbiorów. Zapomnieliśmy, że istnieją „sezonowe” owoce i warzywa. W sklepach, co prawda, więcej wspaniałych okazów jabłek i śliwek, ale odkąd maliny i truskawki można kupić także w styczniu, a agrest i porzeczki zginęły niemal całkowicie, sezonowość w spisie naszych potraw przestała istnieć. Tylko moi angielscy znajomi, w których ogrodzie znowu obrodziła jabłoń, wciąż pieką ciasta z jabłkami. Niestety, nie przypominają one polskich szarlotek. Warto jednak pójść na uliczny bazar czy targ farmerów, by nacieszyć oczy pięknem jesiennych okazów.

Mam za sobą „Tydzień mody”. Najwyższa pora, by schować letnie sukienki i zacząć ubierać się sensownie, co nie znaczy w myśl zaleceń projektantów. Skoro w wielu sklepach wciąż wiszą reklamy „Back to School” z uśmiechniętymi dziećmi w nowych mundurkach, to i rodzice powinni zrewolucjonizować swoją garderobę. Zgaszone barwy, jakie dominują obecnie w sklepach, są to piękne kolory jesieni.

Skończyły się koncerty Proms, ale zaczęła jesień kulturalna. W Royal Academy of Art. – impresjoniści, w National Portraits Gallery – Picasso, a tuż za rogiem wystawa „Beyond Caravaggio”. No i wreszcie bez tłumu zagranicznych turystów można spokojnie delektować się nowym budynkiem Tate Modern, jeśli nie zawsze wystawionymi tam eksponatami. Nowy musical „Lazarus” z muzyką Davida Bowie ma premierę w Teatrze King’s Cross dopiero pod koniec października, ale już teraz warto zamawiać bilety. A w telewizji od kilku tygodni walczą o palmę pierwszeństwa „Victoria” i „Poldark”.

Jadąc metrem do centrum Londynu rozejrzałam się wkoło – choć nadal było tłoczno, to mniej osób tkwiło z nosami w mapach. Wyraźnie ubyło turystów.

I wtedy przyszła mi do głowy pewna refleksja: może właśnie jesienią, a nie w styczniu, należy podejmować różnego typu zobowiązania. W lecie wciąż mijali mnie biegnący chodnikami spoceni biegacze, uganiający się za lepszą formą fizyczną. Jakże łatwiej biegać, gdy nie leje się z nieba żar słońca! I łatwiej wtedy niż mając lodówki pełne poświątecznych smakołyków zmienić dietę na bardziej śródziemnomorską. To nie 1 stycznia, w połowie świątecznego folgowania sobie, a 21 września powinien być dniem rezolucji o schudnięciu, rzuceniu palenia i uprawiania sportów. Jeszcze jesteśmy odprężeni po letnim wypoczynku, pełni energii, a wtedy znacznie łatwiej dotrzymać dane sobie obietnice, niż budząc się po źle przespanej sylwestrowej nocy.

I pamiętajmy: do świąt Bożego Narodzenia pozostały już tylko trzy miesiące, o czym przypominają kartki i upominki, które wraz z jesienią pojawiły się w sklepach.

 

Julita Kin

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Julita Kin

komentarze (0)

_