25 września 2016, 13:01
Felieton Kisiela: Nareszcie do pracy!

Nareszcie weekend! Już myślałem, że ten przeklęty tydzień pracy nigdy się nie skończy. Od poniedziałku do piątku jest podobno tylko 5 dni, ale mnie się wydaje, że raczej 55 albo nawet 555 dni, a każdy liczy 55 godzin. Każda godzina ma 555 minut, każda minuta 555 sekund. I tak bez końca. Jak w filmie „Dzień świra” Marka Koterskiego, gdzie główny bohater jest zadręczany przez szarą codzienność ciągnącą się bez końca.

Więc mamy już weekend. A myślałem, że nie dożyję. Jednak to prawda.

Weekend bez gderliwego szefa, bez wiecznie niezadowolonych klientów, bez obgadywania i wścibstwa ze strony współpracowników zza biurka.

Służbowy telefon wreszcie zamilknie na całe 48 godzin… Nareszcie. Czy nie można by zmienić proporcji w naszym życiu zawodowym tak, aby tydzień pracy trwał tyle co weekend a weekend tyle co reszta tygodnia? Zmiana niby niewielka, ale rewolucyjna! Wtedy na pierwszy dzień pracy czekalibyśmy z niecierpliwością, z utęsknieniem pędzilibyśmy do biura, fabryki, redakcji, szkoły aby wreszcie skończyć z tym okropnym leniuchowaniem! Każdy z nas podążałby z największą radością, aby spotkać i uściskać szefa czekającego z kwaśną miną w drzwiach na spóźnialskich, podzielić się z wiecznie naburmuszoną koleżanką najnowszymi plotkami urodzonymi w domowym kręgu. Wreszcie zamienilibyśmy z przyjemnością kilka ciepłych, czasem chłodnych a niekiedy wręcz lodowato obcesowych zdań z klientami. Nasz telefon służbowy byłby rozgrzany do czerwoności w ciągu tych 48 godzin. Wydajność pracy wzrosłaby o 1000%, bo każdy uwijałby się jak mróweczka, aby w ciągu dwóch dni pracy wykonać zadania przypadające normalnie na 5 dni. Dwa dni ostrej pracy na najwyższych obrotach w zamian za 5 dni wypoczynku? Ja się zgadzam na taką zamianę.

Rozwiązanie proste i przyjazne dla personelu. Bo najprostsze rozwiązania są najlepsze.

Niedawno usłyszałem o wynikach badań amerykańskich naukowców, którzy postanowili pomóc takim jak ja, czyli pracownikom najemnym spędzającym dzień pracy w biurze. Amerykanie chcieli stworzyć „biuro idealne”.

Zabrali się do roboty …i bez sensu stracili czas na szukanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego człowiek czuje się źle w pracy w biurze. To proste: czuje się źle, bo w tym czasie woli przebywać gdzie indziej, na przykład na plaży z dziewczyną albo na zagranicznej atrakcyjnej wycieczce w Peru. W każdym razie badacze z USA uważają inaczej, dlatego wymyślili biuro idealne, w którym będzie się przyjemnie pracowało. Będzie tyle światła ile trzeba, wygodne fotele, ulubiona muzyczka w tle, dobrze zaopatrzony bufet i inne tego typu pierdoły.

Wszystko to będą obserwowały kamery nagrywające stan satysfakcji pracowników zatrudnionych w idealnym biurze. Totalna głupota, strata czasu i pieniędzy. Idealne biuro to takie, w którym tydzień pracy trwa dwa dni, a weekend pięć. Jeśli nie wierzycie, to wypróbujcie ten pomysł od najbliższego poniedziałku.

Rozumiem, że nie od razu da się wprowadzić ten rewolucyjny pomysł w życie w każdym biurze. Jest też inna możliwość. Warto zabrać ze sobą do pracy zwierzaka. Podobno to też dobrze działa. Np. ukochany pies, który towarzyszy nam w biurze, sprawia że poziom stresu jest niższy a wydajność pracy wyższa. Mniej nerwów to lepsze samopoczucie i mniej chorób zawodowych. Piesek rozładuje nerwową atmosferę, gdy szef podniesie nam normy sprzedaży na ten miesiąc. Zamiast się wściekać z powodu dodatkowej roboty, wyjdziemy z pieskiem na siusiu. Zresztą nie musi być piesek. Niektórzy preferują inne gatunki. Np. pani zatrudniona w bibliotece może chodzić do pracy ze swoimi ukochanymi molami książkowymi. Rybak pracujący na morzu powinien zabierać do pracy akwarium ze śledziami, a mleczarz zatrudniony w zakładzie produkującym sery może zabierać do pracy myszkę. Szwaczka szyjąca futra powinna zabrać ze sobą ukochanego misia polarnego, aby miała się do kogo przytulić w chwili, gdy dopadnie ją stres i wypalenie zawodowe.

Dziennikarz zabiera do redakcji kaczkę, wiadomo dlaczego…

Jutro mam spotkanie z szefem, który właśnie wraca z urlopu. Zapytam go, czy będę mógł przychodzić do pracy ze swoim wężem. Szef ma węża w kieszeni, więc chyba mnie zrozumie…

Andrzej Kisiel

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Andrzej Kisiel

komentarze (1)

  1. To z tym ideal;nym biurem to nie glupi pomysl 😀