06 września 2016, 10:47 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Skupmy się na tym, co nas łączy

Na początku w środowisku artystycznym byłem trochę naznaczony stereotypem „Polaka na Wyspach”, a przecież nie jest to prawdą, że przyjeżdżamy tu po zasiłki albo kradniemy komukolwiek pracę – mówi Martin Fitch polski piosenkarz zakotwiczony w Londynie w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

 

Jak Ci się podoba życie w Londynie?

– Londyn, to absolutnie moje najbardziej ulubione miasto na świecie. Zakochałem się w nim ponad 10 lat temu, kiedy przyjechałem na wakacje i obiecałem sobie, że kiedyś tu wrócę. Później zacząłem studia i pracę w teatrze w Warszawie i te marzenia musiały poczekać. Po pięciu latach jednak zdecydowałem się zakończyć moją współpracę z Teatrem Muzycznym Roma i wyjechać. Padło na Londyn, bo nie znam bardziej inspirującego miejsca na Ziemi. Tu zacząłem pisać swoje utwory, zagrałem w kilku spektaklach i filmach krótkometrażowych, a teraz kończę pracę nad swoją pierwszą solową płytą.

 

Czy język angielski nigdy nie był dla Ciebie problemem w pracy artystycznej?

– Jestem pasjonatem języków. Znam angielski, rosyjski, francuski i uczę się niemieckiego. Gramatyka była zawsze moją mocną stroną, a w związku z tym, że w Polsce nagrywałem dużo dubbingów do bajek, użyczałem głosu m.in. Jo Jonasowi, Fredowi ze „Scooby Doo”, czy choćby Księciu w hicie kinowym „Księżniczka i żaba”, bardzo mi to pomogło w złapaniu dobrego akcentu. Myślę, że jeśli ktoś się decyduje na wyjazd z kraju, to bez znajomości języków może być ciężko. A nawet jeśli ktoś już postanawia się przeprowadzić do innego kraju, to fajnie jest poznać jego kulturę, obyczaje, język.

 

Słyszeliśmy Cię w filmach, występowałeś w produkcjach telewizyjnych, a także w klasycznych musicalach: „Upiór w operze” czy „Les Miserables”. Gdzie się lepiej, pełniej realizujesz – w aktorstwie czy w muzyce?

– Uwielbiam wyzwania i trochę jakby kolekcjonuję doświadczenia, uczę się każdego dnia. Faktycznie spróbowałem już chyba wszystkiego, teatry, seriale, filmy, programy telewizyjne, sam nawet prowadziłem trzy programy i do pewnego czasu myślałem, że aktorstwo to jest to, co chcę robić najbardziej. Skończyłem Akademię Teatralną w Warszawie na Wydziale Aktorskim i naturalną koleją rzeczy było granie. Natomiast śpiewam od zawsze, od kiedy tylko pamiętam i muzyka w sercu zawsze była na pierwszym miejscu. 3 lata temu, po przeprowadzce do Londynu, poczułem potrzebę realizowania się poprzez śpiewanie. Zacząłem tu pisać swoje piosenki, otworzyłem się na muzykę i zdałem sobie sprawę, że to jest to, co chcę robić. Musicale oczywiście były ciekawym połączeniem obu sztuk, ale postanowiłem, że nie chcę już grać ról, nie chcę być już kimś innym na scenie. Chcę być sobą, realizować się, opowiadać własne historie w utworach. Teatr nadal lubię, ale teraz już bardziej od strony widza.

 

Jakie doświadczenie jest dla Ciebie najcenniejsze?

– Możliwość reprezentowania Polski na Eurowizji była chyba moim największym osiągnięciem. Marzyłem o tym, od kiedy miałem 8 lat i braliśmy udział w tej imprezie po raz pierwszy. Oglądałem wtedy Edytę Górniak i tak bardzo wierzyłem, że kiedyś i ja będę na Eurowizji. 16 lat później wygrałem polskie preselekcje i stanąłem na tej scenie. To mi tylko pokazało, że nie można przestawać marzyć i wierzyć w siebie. Około 180 milionów ludzi na całym świecie ogląda co roku ten konkurs, więc to chyba największa widownia dla jakiej do tej pory udało mi się występować. Niesamowite wrażenie, do tej pory mam ciarki, jak o tym pomyślę.

 

Jesteś autorem i wykonawcą piosenki „Dzieli nas”. W teledysku wystąpili ludzie reprezentujący skrajnie różne grupy wiekowe, narodowości, subkultury, rasy. To piosenka o miłości do bliźniego i łamaniu stereotypów.

– Utwór „Dzieli nas”, tak naprawdę na początku miał być tylko historią zwyczajnej miłości, natomiast pisząc tekst zdałem sobie sprawę, że jest bardzo uniwersalny, jest takim trochę protestem. Era internetu niestety stworzyła pewnego rodzaju niebezpieczne poczucie, że wszystko wolno napisać i powiedzieć, politycy jawnie używają języka nienawiści jako kart przetargowych, naw

Fot. Kasper Zborowski-Weychman
Fot. Kasper Zborowski-Weychman
et Kościół chętniej mówi o nietolerancji, niż miłosierdziu. Każdy czuje się więc usprawiedliwiony i myśli, że obrażanie, wykluczanie, nienawiść jest OK. W Londynie nie zauważyłem jakichś ogromnych przejawów nietolerancji, zawsze podobało mi się tu to, że wszyscy żyją razem, nieważne jakiej rasy są, w co wierzą, czy jak kochają. Ja jestem miło przyjęty w Anglii, co nie zmienia faktu, że na początku w środowisku artystycznym byłem trochę naznaczony stereotypem „Polaka na Wyspach”, a jak dobrze wiemy, nie jest to prawdą, że przyjeżdżamy tu po zasiłki albo kradniemy komukolwiek pracę. Jesteśmy bardzo pracowici. Nie lubię uogólniania, zaszufladkowania. Trochę o tym jest też „Dzieli nas”. Za bardzo skupiamy się na tym, co nas dzieli, niż łączy, a przecież powinno być odwrotnie.

 

Nad jakimi projektami obecnie pracujesz i jakie są Twoje najbliższe plany artystyczne na przyszłość?

– Przyjechałem do Londynu, żeby odkryć, czego tak naprawdę chcę i zrozumiałem, że jest to muzyka. Nagrywam płytę, współpracuję ze znanymi brytyjskimi producentami, m.in. producentem Sonique, czy Eda Sheerana. Piszę większość utworów sam. Z Polską się nie pożegnałem całkowicie. Nadal pojawiam się w programie „Jaka to melodia?”, gdzie śpiewam znane utwory, prowadzę też program dla dzieci dla stacji Cartoon Network. A już 1 października będę miał niesamowitą przyjemność poprowadzić koncert zespołu Pectus, Moniki Kuszyńskiej i Kayah w O2Empire, gdzie zaśpiewam też m.in. mój utwór – „Dzieli Nas”. Zapraszam serdecznie na koncert, zapowiada się niesamowite wydarzenie. Do zobaczenia!

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (1)

  1. Z aktora na piosenkarza? Ale nie szkoda tych 5 lat?