03 września 2016, 13:23
Na młodych nie ma paragrafów

Skojarzenie z betonowym blokiem to dla mnie zawsze wspomnienie pierwszego własnego mieszkania, które po długich latach gnieżdżenia się w akademikach wydawało się rajem. Dla pokolenia moich rodziców najcięższe były czasy, gdy owa betonowa pustynia raz po raz zapadała w ciemności rodem z Egiptu, gdyż panował 20 stopień zasilania i władza ludowa wyłączała ludziom na pół godziny prąd niemal każdego wieczora. Pamiętam, że każdy z domowników zapadał na ten czas w abnegację i letarg.

Bloki z płyty, falowce, mrówkowce – różne ich były typy i nazwy. Kuriozalne krajobrazy budowlane w latach siedemdziesiątych, najpierw kojarzące się nam z infrastrukturalnymi pustyniami, na których (jak w pokazywanych przez TV Polonia „Alternatywach”) stróż i dostawca mleka mieli więcej do powiedzenia od lokatorów i administracji osiedla, później nazywane wymownie noclegowniami, a w ostatnich latach po prostu blokowiskami.

Blokowiska dzisiaj to wylęgarnia patologii – bezdennie głupich zachowań, zła wobec którego ludzie czują się bezsilni. Blokowiska stały się groźniejsze od parków, ciemnych bram i zaułków dużych miast. Blokami rządzą szczury nowej generacji.

Na najwyższym poziomie są tzw. krawcy (od krojenia). Rządzą w wózkowniach i suszarniach, okupują klatki, wejścia i półpiętra, rzadziej schodzą do piwnicy, ale przede wszystkim na parkingach kradną akcesoria samochodowe, wyrywają reflektory i migacze, zaglądają do skrytek w poszukiwaniu smartfonów i pod siedzenia za zapomnianymi saszetkami i dokumentami, które na czarnym rynku kosztują tyle, co kołpaki i wkłady do lusterek razem wzięte.

Niżej w hierarchii stoją najmłodsi, ale za to w ocenie socjologów najgroźniejsi przestępcy. Mają po trzynaście-piętnaście lat. Żyją w przekonaniu, że mogą wszystko. Wyjątkowo bezwzględni i zdemoralizowani, często z rodzin patologicznych. Działają w niewielkich grupach, najczęściej napadają na młodszych i słabszych, na podpitych i na starsze kobiety (torebki idą na wyrwę). Dla rozrywki podpalą bezdomnego w zsypie, potłuką do nieprzytomności złomiarza. Na młodych nie ma paragrafów.

Najniższy poziom należy do żuli, przeszukiwaczy śmietników, właścicieli wózków do transportu rupieci. Wszystko im jedno, gdzie zasną i gdzie się obudzą. Żyją z tego, co znajdą, co niepotrzebne innym. Na marginesie społeczeństwa czują się wolni i niezależni, chyba jako jedyni w Polsce nie płacą podatków.

Blokowiska to także anonimowość dilerów narkotykowych, samotność ofiar przemocy w rodzinie i emerytów, których zniknięcia nie dostrzegają najbliżsi sąsiedzi, to największa liczba samobójstw…

Nie inaczej jest w miastach angielskich. Choć już przed laty doszło tu do symbolicznego rozbicia muru z wielkiej płyty, a blokowiska powoli znikają z wielkomiejskiego krajobrazu, to jednak miejsca te jednoznacznie kojarzone będą z gniazdem wszelkiego zła.

Zaryzykuję stwierdzenie, że dopóki nie doprowadzi się do likwidacji blokowisk z wielkiej płyty, dopóty przyjdzie walczyć z gnieżdżącymi się tam patologiami. Od ludzkich szczurów począwszy.

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (2)

  1. Od półtora roku po raz pierwszy w życiu mieszkam w bloku. Mieszkam w Newham we wschodnim Londynie. To jedna z biedniejszych dzielnic Londynu ale nie dzieje mi sie tu żadna krzywda. Mam sąsiadów mówiących w Cocney, muzułmanów, chrześcijan z Afryki. Dzieci bawią sie pod blokiem, rano zaspana sąsiadka poprawia makijaż w windzie, a sąsiad wyprowadza psa na spacer. Chodzę biegać do lokalnego parku lub czasem do pubu na piwo. W weekend z pobliskich kościołów dobiega mnie klaskanie i śpiewanie gospel. Czasami wieczorem gdy wracam do domy droge przecina mi głośna grupa nastolatków. Pewnie idą do jednego z nich do domu zagrać na Xboxie. Zyje mi sie tu dobrze. Ulice są trochę brudne ale do tego potrzeba edukacji i pieniędzy. Powyższy artykuł uważam jest niesprawiedliwy i powoduje uprzedzenia.

  2. Blokowiska budowane są na potęgę. Nie lubię takich miejsc. Właśnie dlatego wyprowadziłam się z bloku do własnego domu.