09 lipca 2016, 09:27
Felieton Jarosława Koźmińskiego: My i oni

Słyszałam w radiu, że oni mają podnieść cenę bagietki do funta – zagadnęła mnie sąsiadka, miła Nowozelandka, z którą dzieliłem poranne oczekiwanie na windę. Uśmiechnąłem się uprzejmie, bo z jej koszyka, jak i z mojej torby wystawały długie białe buły. Chwilę potem już przy śniadaniu zasępiłem się, bo ciągle nie wiem, czy chodzi o to, iż w jej angielskim czasownikowi częściej towarzyszy zaimek osobowy, czy też do Anglii dotarli słynni „oni”, sprawcy wszystkich nieszczęść, jakie spadają na nas od lat…

„Oni” umieją przetrwać wszelkie zmiany czy rewolucje i bez większego szwanku moszczą się w każdej nowej rzeczywistości – czy to będzie III RP, czy polonijne życie na Wyspach czy Anglia po Brexicie. „Oni” oznaczają dziś cały świat przemian niezrozumiałych dla sporej części ludzi oraz tajemnicze gnomy, których życiowym powołaniem jest sikanie prawdziwym Polakom do mleka (Mrożek).

Omijam z oddali nadchodzący amok po Brexicie, ale czepił się mnie przeczytany niedawno tekst o funkcjonariuszach różnych partii, ich drogach kariery i świecie wartości. O ile u większości na początku był jakiś błysk światopoglądowego sporu, to później zaczyna się ciężka praca w cieniu kariery (lub porażki) starszych opiekunów i wreszcie – świat intrygi biurowej. Fascynujący świat terrarium, z tym że biuro, przynajmniej w założeniu, ma jeszcze coś robić.

Mikroświatem młodych ambitnych jest demokracja, wyrażona przepychankami frakcji przy pomocy statutu i korytarzowymi aliansami. Podobieństwo marzeń (władza, kasa) tej młodej kasty jest uderzające i niezależne od politycznego koloru. Zresztą kolory też się zmieniają. Najbardziej niecierpliwi i ci, którzy popadli w konflikty z prawem wynikłe z przedwcześnie ujawnionej łapczywości, „zaliczają” już trzecią, czwartą partię czy organizację.

Aż się prosi, by pod firmą pojętnego politologa otworzyć w miłej, ustronnej miejscowości seminarium dla młodych działaczy, by podszkolić ich w ich aktualnych poglądach partyjnych i socjotechnice. Walki na łokcie to oni nas nauczą. Liberałowie – parter, lewica i ludowcy – pierwsze piętro, prawica – drugie, anarchiści, komuniści i inni antyaborcjoniści – do piwnicy, i nie inaczej u nas w gronie brytyjskich Polonusów: kombatanci do Pawła, weterani do Gawła, zjednoczenie na salony, poskowcy do wioseł, harcerze na wycug, ognisko do kominka itd.

Polacy to kłótliwe plemię, które mówi tym samym językiem, ale porozumieć się ze sobą nie potrafi. Naród w chwilach przełomowych wielki, ale w potocznych, codziennych służbach zaniedbany (to lekcja z Norwida). Nie wiadomo, czy Norwid nie rozwinąłby tego poglądu, gdyby dożył naszych czasów i zobaczył, co się dzieje wokoło.

Dziś mało kto szanuje swych oponentów, mało kto toleruje poglądy inne niż własne. Każdy wie lepiej i niesie z odęto- boleściwą miną swoje święte racje.

Zastanawiam się tylko, czy ci ludzie znajdą odpowiedź na pytanie (rysunek Mleczki): „Jeżeli mówimy o nich „my”, to czemu oni mówią o nas „oni”?

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (0)

_