27 czerwca 2016, 10:28
Nakręcanie spirali

Niedziela, 26 czerwca 2016 r. Godzina 5 na ranem. Niezidentyfikowany osobnik podjeżdża na rowerze pod budynek Polskiego Ośrodka Społecznego-Kulturalnego w Londynie. Po chwili na całej szerokości szklanej fasady holu głównego i na drzwiach frontowych pojawia się wulgarny, obraźliwy napis namalowany żółtą farbą. Charakterystyczny symbol orła widniejący na ścianie obok zostaje przekreślony w połowie. Cała akcja trwa parę minut, po czym osobnik odjeżdża opustoszałymi ulicami nie zatrzymany przez nikogo.

Na razie tylko tyle informacji udało się uzyskać Metropolitan Police z taśm monitoringu POSK-u i kamer przemysłowych na ulicy. Śledztwo trwa. Czy to był akt bezmyślnego wandalizmu czy wycelowany w polską społeczność ksenofobiczny atak, pokłosie referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej?

To nie jedyny przejaw niechęci do Polaków na Wyspach, który miał miejsce w ostatnich dniach. W ubiegłą sobotę. W Huntington w Cambridgeshire znaleziono ulotki o treści: „Leave EU. No more Polish Vermin” (pisownia oryginalna). Aby rozwiać wszelkie wątpliwości co do przekazu po drugiej stronie umieszczono również napisał po polsku: „wrócić do domu polskiego szumowiny”. Twórca ulotek zadał sobie nie lada trudu ponieważ każdą ulotkę wielkości wizytówki zalaminował a następnie powrzucał  je do skrzynek na listy mieszkających w mieście polskich rodzin.

Minął tydzień od ogłoszenia wyniku referendum, w którym Brytyjczycy niewielką przewagą głosów (52%) zdecydowali o opuszczeniu przez ich kraj Unii Europejskiej, a serwisy społecznościowe aż kipią od kolejnych przejawów agresji wobec przybyszów z Europy. Niestety pojawiły się również przejawy fizycznej agresji. Na Facebooku pojawiły się zdjęcia pobitego mężczyzny, który według świadka zdarzenia był Polakiem, natomiast ataku na niego miał dokonać Anglik. Na Twitterze ludzi dzielą się swoimi doświadczeniami. Max Fras donosi, że w Gloucester w Tesco był świadkiem okrzyków: „To jest Anglia. Cudzoziemcy, macie 48 godzin, żeby stąd spieprzać”. James Titcombe cytuje napis na ścianie w szkole swojej córki: „Wracajcie do Rumunii”. David Head zauważa, że polscy robotnicy boją się pokazywać twarz w  programie BBC w obawie przed atakami. Jamie Pohotsky opisuje sytuacje w restauracji, w której jeden z klientów zwraca się ze śmiechem do kelnerski: „Co ty taka radosna? Nie wiesz, ze musisz wracać do domu?” „Mama powiedziała, żeby z nikim na ulicy nie wdawać się w polityczne dyskusje i żeby być ostrożnym. Przestępstwa na tle rasistowskim będą się wzmagać”, napisał użytkownik podpisujący się nick’iem ShoutedALot. W internecie pojawiły się też filmy pokazujące ludzi krzyczących na imigrantów niecenzuralne słowa oraz zdjęcia osób w koszulkach, m.in. z napisami: „Yes! We won! Send tchem back home”.

Przykłady można mnożyć. Są ich setki. W stosunku do zeszłego tygodnia liczba zgłoszeń tzw. „hate crimes” wzrosła o 24%. Ten obraz w kontekście ostatnich wydarzeń politycznych jest więcej niż niepokojący, bo trudno nie łączyć tych wszystkich incydentów z wynikiem referendum, który dla niektórych może oznaczać legitymację ich nienawiści wobec obcych. „Głosowanie spowodowało, że ludzie eksplodowali”, napisał „Guardian”. W całym kraju utrzymuje się bardzo napięta sytuacja. Napięcia nie łagodzi fakt, że reprezentacja Anglii przegrała z Islandią w Mistrzostwach Europy  w piłce nożnej, a obnoszenie się z flaga innego kraju niekoniecznie musi być postrzegane jako wyłącznie sportowe emocje.

Wśród wielu Polaków zaczęła pojawiać się opinia, że nawet jeśli te wszystkie ataki nie uderzyły bezpośrednio w nich, to przestali się oni czuć mile widziani w Wielkiej Brytanii. „Zastanawiam się nad wyjazdem, mimo że mam tu bardzo dobrą pracę i osobiście czułam się bardzo dobrze przyjęta przez Anglików i inne nacje w tym kraju i wiem, że Polacy też mogą się od nich wiele nauczyć. W sumie pierwszym powodem wyjazdu jest pogoda i chęć wyjazdu do innego, a teraz tylko Brexit to pragnienie nieco umocnił, bo czuję, że obudziły się dawno skrywane antagonizmy”, przyznaje 35-letnia Małgorzata Sojka z Londynu.

Potępienie tych wszystkich ataków, w tym aktu wandalizmu w POSK, wyjątkowo połączyło również podzielonych po referendum brytyjskich polityków. Gesty współczucia i solidarności płyną od wielu prominentnych osób w kraju, w tym od premiera Davida Camerona. Również zwykli ludzie, sąsiedzi polskiego ośrodka w Londynie, przyjaciele i sympatycy polskiej społeczności codziennie od tygodnia wysyłają do POSK-u listy, kwiaty, czekoladki, ciasteczka. Uczniowie pobliskiej szkoły namalowali kilkanaście serc oraz inne rysunki wyrażające serdeczność w stosunku do Polaków. „Jest nam bardzo przykro z powodu tego, co się stało. Kochamy was!”, czytamy na kartkach, które pracownicy eksponują na recepcji POSK-u. „To jest naprawdę miłe. Dzielimy się tymi prezentami ze wszystkimi pracownikami”, mówi recepcjonistka Jadwiga Dee.

Jednak czy to wystarczy? Obraźliwy napis został natychmiast usunięty, hol POSK-u wypełnia się podarkami od ludzi dobrej woli, ale wciąż dzieci cudzoziemców, w tym Polaków, wracają do domu spłakane z powodu szykan, których doświadczają od rówieśników. I to jest najbardziej przykre, że konflikt między dorosłymi odbija się na tym najmłodszym, najbardziej niewinnym pokoleniu.

Ostatnie wydarzenia na Wyspach nakręcają niebezpiecznie spiralę nienawiści. Osoby do tej pory liberalne, tolerancyjne i nastawione pokojowo zaczynają odczuwać złość wobec tych, którzy nie bali się okazywać swoich negatywnych uczuć. Z kolei narodowcy z zadowoleniem zacierają ręce, obserwują, jak chwieje się wielokulturowe społeczeństwo, przed którym przestrzegali. Co robić w tej sytuacji? Chyba tylko pozostaje zachować spokój, choć trudno jest w tym momencie utrzymać nerwy na postronku.

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magda

komentarze (0)

_