23 czerwca 2016, 20:45
Pokusa, czyli ostrzeżenie

Najstarsi Czytelnicy „Dziennika Polskiego” dobrze pamiętają, że już rok po zakończeniu wojny Churchill wyszedł z ideą utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy. Dokładnie sześćdziesiąt lat po tej deklaracji idea Wspólnej Europy przechodzi swój najgłębszy kryzys, tym razem sygnałem z Wysp jest wczorajsze referendum.

Sam fakt konieczności jego przeprowadzenia oznacza początek końca Unii, jaką znaliśmy do tej pory. Niech więc referendum będzie ostrzeżeniem Europejczyków kierowanym do wszystkich szukających swojej szansy ludzi interesu: od polityków przez ekonomistów po generałów.

Z taką nadzieją udałem się na urlopowy tydzień do Polski, skąd do Państwa piszę tusząc, że wynik wyborów spełni Wasze oczekiwania.

A w Polsce lato w pełnej krasie. Niespotykane w czerwcu upały i bliski koniec roku szkolnego, czego dowodem wątpliwej urody kwiecie z bibułek, biało-czerwone chorągiewki i kolorowe wiatraczki w oknach szkół.

Gdyby dołożyć do tego wypchane trocinami zabawki jo-jo i wielkie jak patelnia czerwone lizaki miałbym wrażenie, że w mijanych podczas podróży miejscowościach czas stanął w miejscu.

Może te lody Bambino czy Calypso nie były nadzwyczajne w smaku, a piwa i parówek też nie dla każdego taty wystarczyło, ale jedno ostatniemu dniu szkoły przyznać trzeba – pogoda była zwykle znakomita.

To zresztą chyba jedno, co się nie zmieniło tego dnia do dziś. Aż żal dzieci, że w szkołach siedzą. Niby wiadomo, że podróże nie tylko bawią, lecz i kształcą, a wykształcenie zazwyczaj się w życiu przydaje, ale nie tak łatwo się z gnuśności pozimowej otrząsnąć i w drogę wybrać. Ot, choćby taką przez pół Polski północnej – jak ja teraz. Sądząc po rejestracjach aut, przemierzających Pomorze, zdobyło się na to wielu rodaków.

Podróżujący oglądali nie tylko sobie podobnych urlopowiczów. W najmniejszych nawet mieścinkach witały ich otwarte sklepiki, wszędzie przydrożne stragany, a widok pracujących ludzi nie należał do rzadkości. Na usta samo cisnęło się pytanie, zadawane tym, którzy tego dnia nie próżnowali: „Piękna pogoda, weekend, czy nie żal w taki dzień pracować?”. Odpowiedź padała niemal zawsze ta sama: „Panie, ja się cieszę, że mam robotę!”.

Pora więc na refleksję. Ludowa mądrość głosi, iż bogatemu nawet diabeł dzieci kołysze, a biednemu to i wiatr w oczy. Wedle bardziej dosadnego porzekadła, gdyby g… było coś warte, biedacy byliby z pewnością pozbawieni wiadomej części ciała. Jak zwał, tak zwał, ale wszystko to ma wspólne źródło – głębokie przekonanie, iż zanim bogaty zbiednieje, to biedny zemrze z nędzy okrutnej.

Wysoce obraźliwe dla wielu poczciwych i uczciwych, a niebogatych ludzi powiedzenie: „biedny, bo głupi”, nie jest niestety pozbawione sensu. Mimo nikłych oznak ucywilizowania, ludzki gatunek ciągle żyje w świecie, w którym rządzi siła. Słaby – także na umyśle – musi się sporo nacierpieć, nim zginie. A nawet na tym ktoś jeszcze nieźle zarobi. I tak to wszystko kwitnie.

Największe pieniądze kryją się w ludzkich tęsknotach. Jak wynika z ogłoszeń w lokalnej pomorskiej gazecie, najprościej wyrwać się z bezrobocia po kursie makijażu – na to może nie każdy pójdzie, ale „praca za granicą” to już pokusa nie do odparcia.

A może to ostrzeżenie?

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Jarosław Koźmiński

komentarze (0)

_